Nadszedł czas lunchu. Każdy z uczniów udał się na stołówkę. Leroy i Niall jak zwykle usiedli z tyłu, nie rzucając się za bardzo w oczy.
– Ta baba jest nie do zniesienia – mruknął niezadowolony blondyn, przypominając sobie niezapowiedzianą kartkówkę z matematyki.
– Tak bardzo jej nie lubię – westchnął, bawiąc się widelcem w swojej sałatce. – Ale nie wiem kto jest gorszy, ona czy nasz nowy kolega w klasie – przyznał.
– Widziałem właśnie, uwziął się na ciebie – powiedział Horan, jedząc swoje frytki.
– Co ja mu zrobiłem Niall? Nawet nie chciałem z nim gadać – wyrzucił ręce do góry w geście poddania.
– Nie wiem Lee... ale on znowu tutaj idzie – szepnął, próbując nie patrzeć w kierunku mulata, który szedł do nich z szerokim uśmiechem na ustach.
Zanim Liam zdążył się zareagować, przy ich stoliku zjawił się Malik.
– Leroy i ty, blond czupryno – wskazał na Irlandczyka. – Zapraszam was – uśmiechnął się cwaniacko.
– Dzięki, ale nam tu dobrze – Leroy puścił mu oczko, szeroko się uśmiechając. Nie miał ochoty znosić tego idioty nawet pod czas lunchu.
– Nawet nie wiesz o co mi chodzi, a już mi odmawiasz – przysiadł się obok, będąc bardzo, bardzo blisko.
– Bo coś czuję, że kombinujesz coś, co mi się nie spodoba – westchnął, odsuwając się od chłopaka.
– Tobie, możliwe, że nie, ale może twój przyjaciel Cię namówi – zwrócił się ku niemu. – To jak będzie? Mogę wam coś zaproponować?
– Co chcesz? – Spytał Horan, także nie mając pojęcia o co może chodzić Malikowi.
– Moi kumple uważają, że jesteście strasznymi nudziarzami, a ja chcę im pokazać, że wcale tak nie jest – powiedział. – Więc uznali, że powinienem zaprosić was do siebie na domówkę i mam nadzieję, że się zgodzicie – przechylił głowę. – Zatem jak będzie? Potrzebujecie się rozerwać, obiecuję, że będę grzeczny!
– Dobra, przyjdziemy – powiedział za nich blondyn, na co dostał wrogo nastawione spojrzenie Liama. – Kiedy?
– Już w ten piątek – odpowiedział. – Moje imprezy zazwyczaj trwają 2 dni, ale nie musicie być na tyle no chyba, że się wam spodoba – spojrzał znacząco na Payne.
– Okej, wpadniemy. Ale nie na długo, bo mam sprawy do załatwienia rano w sobotę – odparł stanowczo ciemnowłosy, podnosząc się gdy skończył swój posiłek.
– Jeszcze zmienisz zdanie – wstał, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– Lee nie zmienia zdań tak szybko – westchnął cicho Niall, kończąc swoje jedzenie.
– Zobaczymy co powiesz w piątek – mruknął Malik, zanim oddalił się do swoich kumpli.
Payne przewrócił oczami. Naprawdę nie wiedział z jakiej choinki, ten facet się urwał, by mówić mu coś takiego.
***
Po skończonych zajęciach musiał udać się na zakupy. Jego lodówka od kilku dni świeciła pustkami, a on nie mógł ciągle jeść na mieście. Musiał dbać o formę i zacząć jeść zdrowo. Ostatnio trochę zaniedbał swoją dietę, pochłonięty ważniejszymi sprawami.
Jęknął cicho, wchodząc do Tesco. Nienawidził zakupów, a tym bardziej teraz. Zbliżał się okres Halloween, przez co ludzie tracili głowy co do tego święta.
Wszędzie było pełno ozdób, które lądowały w koszach zakupoholików. Nie wiedział co takiego ludzie widzą w tym święcie. Przecież to nie było Boże Narodzenie, którego swoją drogą nie obchodził. W ten dzień zawsze zakopywał się pod kołdrą z pilotem w ręku omijając wszystkie świąteczne filmy.
Przez te parę lat zmienił strasznie swoje podejście do pewnych spraw. Po odejściu jego najserdeczniejszego przyjaciela i po śmierci rodziców strasznie odizolował się od innych. Jedynym znajomym był Niall i szofer, któremu swoją drogą dał wolne na miesiąc. Albert był kiedyś pracownikiem jego ojca. Zajmował się tym dla Payne'ów od kiedy pamięta Liam.
Zawsze mógł na nim polegać i zwierzać się ze swoich problemów. W najtrudniejszych dla Liama chwilach był przy nim i podtrzymywał na duchu. Nie kłamał, że będzie lepiej. Był szczery, czasem za bardzo. Wiele razy powtarzał chłopakowi, że uczucie bólu po stracie zostanie z nim na zawsze. Po upływie czasu jedynie zmniejszy się jego odczuwanie, a blizna na sercu i tak zostanie.
To dzięki niemu jeszcze nie zwariował. Albert wiedział o drugiej tożsamości Liama. Nie pochwalał tego jednak, gdy robiło się naprawdę gorąco, ten mu pomagał.
Bał się jednak o niego w chwilach wysokiego ryzyka, miał ochotę złapać go za rękę i zamknąć w domu. Traktował go jak swojego przybranego syna. Musiał zadbać o niego tak jak poprosił go o to ojciec chłopaka przed dzień jego śmierci.
Liam na samo wspomnienie o swoich rodzicach zamarł. To było tak bolesne wspomnienie. Nie dawał czasem rady. Nie miał czasu nawet na związki, bo uważał to za marnowanie czasu.
Kobieta, która przechodziła obok zmartwiła się jego stanem. Podeszła spytać czy wszystko dobrze, a Liam zbył ją krótkim "tak" i dalej ruszył w swoją stronę. Trochę zrobiło mu się głupio, że był niemiły dla kobiety.
Zapłacił za swoje zakupy i z dwiema pełnymi reklamówkami ruszył do auta.
Czasem zastanawiał się, jak by to było gdyby jego rodzice żyli. Jakby to jego przyjaciel był przy nim do dzisiaj. Czasem naprawdę brakowało mu pewnej osoby przy swoim boku. Jednak nie mógł zdradzić tej tajemnicy Niallowi. Bo ten by rozgadał każdemu. Nie to, że mu nie ufał, tylko że Niall jest Niallem i każdy wie, że to papla.
Z głośnym hukiem zamknął bagażnik samochodu. Wsiadając do auta miał dziwne wrażenie, że jest obserwowany, ale może to mu się tylko wydawało.
Przecież ostatnio tyle się działo...
∞∞∞
Od: Autorek
A może tak mały maraton? Czy nie?
![](https://img.wattpad.com/cover/201258618-288-k25103.jpg)
CZYTASZ
We can change the whole world ✓
FanfictionOpis: Znacie to uczucie? Ukrywacie przed światem ważny dla was sekret, który nie może ujrzeć światła dziennego... Nie? To wam zazdroszczę. Lub Liam jest zwykłym uczeniem swojego collage'u. Jednak nikt nie wie, że w nocy wkłada maskę i zwalcza przest...