6. Chcę nazywać Cię Liamem, Twoim prawdziwym imieniem.

288 38 10
                                    

– Co kurwa? – powiedział, patrząc na swoje zdjęcie z dzieciństwa i na Leroya. – L...Liam?

Po tych słowach mulat podniósł się z huśtawki i ruszył za Ler... Znaczy Liamem. Przecież to było oczywiste. Jeszcze to nazwisko. Czemu Zayn nie połączył faktów wcześniej.

Przechodził przez tłum ludzi, szukając swojego przyjaciela. Kiedy go zauważył, chciał podbiec i wyznać mu prawdę. Ale tak na prawdę nie wiedział co mu powiedzieć. Przecież zwykłe "Hej to ja, Twój Zayn" nie wystarczyło. Nie po tym jak zostawił go osiem lat temu.

Pokręcił głową na boki i westchnął cicho. Musi to rozegrać odpowiednio.

Powinien najpierw się zbliżyć do niego. Może pokaże mu swoją dobrą stronę, którą gdzieś głęboko w sercu miał ukrytą i czekała na odpowiednią chwilę, żeby ktoś ją wydostał.

Może był złym człowiekiem, ale zawsze myślał co się stało z jego najlepszym przyjacielem. To dzięki niemu poznał co to przyjaźń.

Przełknął wielką gule, którą miał w gardle i poszedł do kuchni. Nalał sobie do czerwonego kubeczka alkoholu, który wypił na raz. Powtórzył czynności jeszcze dwa razy dopóki nie poczuł czyjejś dłoni na ramieniu

– Em gdzie jest łazienka Zayn? – spytał Liam, patrząc się na mulata. Widać było po nim, że alkohol już powoli go pobierał.

– Lee... Leroy przyjacielu – poprawił się. – Chodź pokaże ci – uwiesił mu się na szyi, czując jak szumi mu w głowie.

– Tobie chyba już podziękujemy – parsknął, kręcąc głową i łapiąc go, by nie upadł.

– Przestań jęczeć i zabaw się! – wykrzyczał. – Idź tam – wskazał na piętro, myślał jeszcze na tyle, że wolał zaprowadzić go do swojej prywatnej łazienki niż tej, z której korzystali wszyscy.

– Nie jęczę. Jeszcze – przewrócił oczami, pomagając mulatowi w wejściu po schodach na górę.

– To jakaś aluzja? – zaśmiał się pijacko Zayn.

– Oj Zee – przewrócił oczami, stawiając ostatni krok na górę.

– Zee – szepnął. – On też tak do mnie mówił.

– Nie porównuj mnie do swoich kochanków – prychnął jedynie, podtrzymując Zayna przez co jego okulary mu upadły.

– Nie miałem nikogo od... Od nawet nie pamiętam kiedy – uniosł spojrzenie na Liama i ujrzał czekoladowe oczy swojego przyjaciela, patrzył tak dłuższą chwilę, jakby czas się zatrzymał, a on cofnął się o osiem lat.

– Dobra idę do łazienki, bo zaraz nie wytrzymam – mruknął, puszczając mulata i nie przejmując się okularami wszedł do łazienki bez problemowo.

– Nigdy ich nie nosiłeś – usiadł pod drzwiami bawiąc się własnością Liama i czekając na niego.

Po paru chwilach chłopak wyszedł wycierając swoje ręce o ręcznik i zamykając drzwi.

– O czekasz.

– Żebyś się nie zgubił – ukazał swoje białe zęby w szerokim uśmiechu.

– I tak zaraz się zbieram. Muszę wracać do domu – odparł jedynie, przewracając oczami.

– Proszę zostań – złapał go za rękę. – Znaczy jestem pijany, a nie muszę pozbyć się wszystkich z domu.

– Mówiłem ci że długo nie pobędę. Muszę jechać jutro z rana pozałatwiać sprawy – mruknął, patrząc się na niego. Nie wiedział czemu mulat był taki chętny do rozmowy.

– A pomożesz mi chociaż zakończyć imprezę? – spojrzał na niego błagalnie. – Nie chcę, żeby był tu jeszcze ktoś oprócz Ciebie

– Mam wszystkich wyrzucić? – prychnął, niedowierzając w słowa mulata.

– Tak – przytaknął, sam nie rozumiejąc co mówi, ale prawda była taka, że rzeczywiście chciał, żeby zostali tylko we dwoje

– No dobra, ale potem tego nie żałuj – prychnął Liam, ruszając szybko po schodach do DJ’a. Poprosił ładnie o mikrofon do ręki. – Uwaga! ludzie! Policja tu jedzie! Ktoś dał im cynk! – krzyknął, na co każdy jak stał, zaczął uciekać do drzwi wyjściowych. Właśnie to uwielbiał w imprezach ucieczki ludzi.

We can change the whole world ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz