30

168 23 0
                                    

Reamel nie przeniósł się daleko - jedynie piętro niżej do pokoju Cristine, gdzie oprócz dziewczyny przebywał obecnie Eric i... Ojciec, a raczej po prostu Bóg, bo młody archanioł za ojca już dawno przestał go uważać, albo też zwyczajnie Justin, skoro wolał zostawać pod tą ludzką postacią zamiast wrócić do Nieba i zająć swoimi obowiązkami. Co prawda młody archanioł mógł interweniować tutaj i jednocześnie rozmawiać z Deanem - odkąd został archaniołem miał umiejetność bilokacji, ale wiedząc z kim ma do czynienia, postanowił skupić całą swoją energię w tym właśnie miejscu.

Stanął między dwójką nastolatków, którzy przestraszeni siedzieli skuleni na łóżku, a Justinem i spojrzał na niego groźnie. Był nastawiony na walkę ze Stwórcą.

- Nie pozwolę ci tknąć chłopca - powiedział ostro.

Wszechmogący zaśmiał się cicho i założył ręce na ramiona.

- Naprawdę myślisz, że mam złe zamiary? Spierdoliliście sprawę, jestem tu by to naprawić.

Reamel starał się ukryć szok spowodowany słownictwem stosowanym przez Ojca. Ludzkość na niego wpływa - tego nikt nie kwestionował, nawet On sam, ale dopiero teraz do anioła dotarło jak poważny był to wpływ.

- Nie ufam ci - powiedział ostro. - Idź stąd. Nikt nie prosił cię o pomoc.

Justin pokręcił głową.

- Znam przyszłość, synu. Nie poradzicie sobie. To jedyny sposób, żeby ocalić duszę chłopca, więc zejdź mi z drogi.

- Od kiedy cię to interesuje?! Odszedłeś! Prosiliśmy cię o pomoc, miałeś to gdzieś. Wracaj do swojej rodzinki, Niebo świetnie radzi sobie bez ciebie.

Justin nawet nie mruknął. Nawet nie drgnął, a Eric zaczął zwijać się z bólu. Reamel nie myśląc dłużej, wyczuwając jedynie energię swojego Ojca interweniującą w ciało chłopca, rzucił się na niego. A raczej próbował się rzucić, bo ta żałosna wręcz próba ataku doprowadziła do tego, że skończył na ścianie, w której powstało wgniecenie.

Nastolatek zaczął się świecić jasnym błękitnym światłem. Reamel był zbyt otępiały, aby cokolwiek zrobić. Czuł, że coś go blokowało i wiedział, że to sprawka Ojca. Bezsilność była tym, czego najbardziej nienawidził odkąd lata temu patrzył na śmierć własnego dziecka. A teraz mógł tylko bezczynnie patrzeć na to, co Stwórca robi z tym chłopcem. Nie miał na to wpływu. Nie mógł nic zrobić. Słyszał tylko krzyk Erica i dobijanie się za drzwiami, których nie dało się otworzyć. Justin musiał je zablokować. Czuł, że zawiódł - obiecał Deanowi, że uratuje jego syna. Zaledwie chwilę wcześniej. Dawno nie czuł się tak bardzo bezużyteczny. Co z niego za anioł stróż, skoro nie potrafi ochronić tego, kogo polecono mu strzec?

Po chwili Eric przestał krzyczeć. Przestraszony wtulił się w swoją dziewczynę. W tym samym momencie Wszechmogący zniknął, a Reamel odzyskał moce. Dosłownie sekundę później do pokoju wpadli Josh i Jess, patrząc na przestraszonych nastolatków i Reamela, który czuł się na tyle upokorzony, że nawet nie zamierzał jakoś szybko wstawać. Czuł się słaby i bezwartościowy. Był też wściekły na Alemeirla - anioła stróża Cristine, za to, że zignorował zajście, że nie próbował mu pomóc.

- Co tu się stało? - spytał Josh, bojąc się, że to wszystko sprawka demona, o którym wszyscy już doskonale wiedzieli. Obawiał się, że jeśli jego podejrzenia są słuszne, to jeszcze długo nie zaznają spokoju.

- Justin - wymamrotał Reamel, podnosząc się w końcu z podłogi i swoją anielską mocą naprawiając wgniecenie w ścianie.

Wciąż był obolały - wiedział, że to potrwa kilka dni, bo do tego stanu doprowadził go przecież Ojciec. Powolnym krokiem podszedł do Erica.

- Eric? - spytał niepewnie, bojąc się najgorszego. Szybko jednak wyczuł, że to nie prawda, że Erica nic nie opętało, że wciąż był sobą. Problem w tym, że był starym sobą. Odzyskał moce.

Reamel miał ochotę się rozpłakać. Dobrze wiedział, że chłopak chciał normalnego życia - nie chciał tych mocy. Zdawał sobie sprawę z tego ile znaczyła dla niego normalność. Czemu Justin musiał mu to odebrać?

- Co tu się stało? - powtórzył Josh. - Eric, w porządku?

Chłopiec spojrzał na swojego anioła stróża, wyczuwając to samo, co on. Był przerażony.

- Powiedz mi proszę, że się mylę - powiedział błagalnie, ze łzami w oczach. Reamel mógł jedynie pokręcić głową. Nie był w stanie potwierdzić mu tego, co ten tak bardzo chciał odrzucać.

- Przepraszam - wydusił z siebie, a Eric dał upust swojej słabości i zaczął płakać w ramię swojej dziewczyny.

Anioł żałował, że nie mógł niczego zrobić. Postanowił znaleźć sposób, aby trwale odebrać chłopcu moce i jednocześnie zwalczyć demony. To było jego nowym życiowym celem. Nie spocznie, dopóki nie znajdzie wyjścia z tej sytuacji. Jakieś przecież musiało być.

- Reamelu? - spytał Josh, chcąc wiedzieć, co się stało. Nadal tego nie rozumiał. Zresztą nie tylko on, bo jego żona i córka również nie wiedziały, co się stało.

- Oddał mu moce - powiedział cicho anioł. - Próbowałem go powstrzymać...

- Ale po co?! - krzyknął Josh. - Przecież Eric oddał je sam z siebie!

Anioł opuścił wzrok.

- Nie jestem nim, nie wiem - odparł. - Ale wyczuwam jedną różnicę, może o to mu chodziło.

- Jaką? - spytali Josh i łkający Eric, który próbował się uspokoić jednocześnie.

- Nie słyszę twoich myśli - anioł zwrócił się do chłopca. - Jeśli nie mogę ich słyszeć to też nie mogę w nie wnikać. A jeśli ja tego nie mogę, to tym bardziej nie mogą uczynić tego demony. To koniec. Przynajmniej na razie dadzą nam, a właściwie tobie spokój. Ale nie przestaną o ciebie walczyć. Jeśli nie teraz, będą chcieli cię po śmierci. Będą chcieli, żeby twoja dusza trafiła do Piekła. Musimy być czujni. O wszystkim musisz mi mówić. Ja też będę ci mówić o wszystkim, co wyczuwam. Moment nieuwagi może kosztować cię twoje wieczne życie w Niebie.

Eric skinął głową.

- Nie można zostawić tej blokady, a odebrać mi moce? - spytał z nadzieją w głosie. - Ja chcę tylko żyć normalnie. Błagam, Reamelu...

Anioł pokręcił głową.

- Przykro mi, ale aktualnie nie widzę takiego wyjścia. Postaram się je znaleźć, ale słyszałeś, co mówił... - urwał, bo czuł, jak ciężko mu o tym wszystkim mówić. Wiedział, że Eric chciał normalności, ale musiał być z nim szczery. Inaczej chłopiec zwątpi w niego, straci jego zaufanie, a to w obecnej sytuacji może nieść ze sobą zbyt duże ryzyko. Dlatego musiał powiedzieć mu prawdę, nawet jeśli nastolatek oczekiwał innej odpowiedzi.

Eric poczuł jakby całe jego życie nagle się rozpadło. Wiedział, że teraz Piekło będzie próbowało dotrzeć do niego w inny sposób - przez jego bliskich. W pierwszej swojej myśli chciał odejść. Chciał odejść od taty, od Casa, od Cristine, od wszystkich z wyjątkiem Reamela, którego zawsze miał przy sobie i zaszyć się w obcym miejscu. Ale równie szybko jak przyszła mu do głowy ta myśl, tak szybko ją porzucił - Piekło wie na kim mu zależy. To, że odejdzie nikogo nie ochroni, a tylko wszystkich zrani. Przecież wciąż będzie ich kochał, a to uczucie może się nasilić przez tęsknotę - wciąż będą mogli ich wykorzystać.

Czuł się z tym okropnie, ale musiał zostać. Zostać i mieć nadzieję, że razem z Reamelem dadzą radę.

N/A

Z lekkim opóźnieniem, ale jest. Kto zaskoczony takim obrotem spraw? Obstawiacie Justina po dobrej czy złej stronie mocy? 🤔 I jak myślicie - Eric i Reamel zaufają sobie na tyle, aby móc razem kontrolować działania Piekła przeciwko Ericowi?

Next dzisiaj

Na Krawędzi [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz