51

148 24 0
                                    

Dean wrócił do domu wściekły, ale z nadzieją. Crowley nie okazał się wcale być takim dupkiem, za jakiego go uważał. Ale za to takim dupkiem, nawet gorszym niż myślał, okazał się być Castiel. To co widział w jego oczach, gdy anioł okładał go pięściami... Był pewien, że go zabije. To byłaby dobra ironia tak swoją drogą - najpierw go uratował, a teraz by go zabił. Dean zaczął realnie obawiać się o swoje życie, bo nie wiedział kiedy Castielowi znowu przyjdzie do głowy go zamordować. Oko mu napuchło, prawie nic przez nie nie widział, ale Crowley załatwił mu kierowcę, za co Dean był mu naprawdę potwornie wdzięczny, bo inaczej nie wiedział jak wróciłby do domu. Całe szczęście, że Castiel niczego mu nie połamał. Benny, bo tak miał na imię kierowca proponował, aby pojechali do szpitala, ale Dean odmówił.

Eric wrócił do domu po tym jak jego ojciec wrócił ze szpitala, więc Dean stwierdził, że pójdzie do Josha, żeby tam zrobić sobie jakiś okład i doprowadzić się do porządku, bo nie chciał mieszać syna w to, co stało się między nim i Castielem. 

Pech chciał, że Eric był u Cristine i jedli obiad, skąd niestety był widok na drzwi, więc gdy tylko Dean zadzwonił domofonem i otworzył mu Josh, Eric dostrzegł ojca, nawet jeśli dostrzegł tylko kawałek jego twarzy, widział, że coś jest nie tak i rzucił się w stronę drzwi.

- Co ci się kurwa stało? - spytał Josh i zanim Dean zdążył odpowiedzieć, Eric już był przy drzwiach i wtedy Dean zrozumiał, że mógł napisać lub zadzwonić do Erica z pytaniem, gdzie ten jest. 

- Ktoś cię napadł? - spytał przestraszony Eric.

- Castiel - powiedział Dean, jakby to wszystko tłumaczyło, po czym spojrzał przepraszająco na syna. - Przepraszam, nie chciałem cię w to mieszać, dlatego przyszedłem tutaj, gdybym wiedział, że tu jesteś...

Josh zaciągnął go do środka. 

- Człowieku, usiądź, bo zaraz upadniesz - powiedział stanowczo, ciągnąc przyjaciela na kanapę. - Jess, mamy coś na okład? - spytał żony, która przytaknęła i ruszyła w stronę lodówki, więc znowu wrócił z uwagą do przyjaciela. - Co się stało, do cholery?

Dean skrzywił się z bólu. Może jednak miał coś złamane?

- Skurwiel próbował mnie zabić, to się kurwa stało. 

- Czemu? - spytał Eric. - On nigdy nikogo nie zranił. Odszedł od nas, ale mówiłeś, że potem cię uzdrowił, tak? Czemu miałby to zrobić?

Dean westchnął i poczuł pieczenie w klatce piersiowej. Chyba jednak faktycznie miał coś złamane - żebra. Znowu.

- Chciałem z nim porozmawiać, prosić o jeszcze jedną szansę. Ale mnie ignorował. W końcu zacząłem śpiewać. W trakcie jednej z piosenek rzucił się na mnie i zaczął krzyczeć. Powiedział coś, co mnie wkurwiło, więc go spoliczkowałem, a on zrobił to. 

- Syndrom obronny - usłyszeli głos Remaela i spojrzeli na niego. - Jeśli już nic nie czuł, a go zaatakowałeś, zaczął cię nienawidzić tak bardzo, że uznał, że zabicie cię będzie jedynym rozwiązaniem. Każdy anioł tak by zareagował. 

Deanowi powinno ulżyć, ale paradoksalnie te słowa sprawiły, że zabolało go jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że Castiel jeszcze cokolwiek czuł, że to nie koniec. Świadomość, że to faktycznie koniec bolała bardziej niż mogłoby go obecnie zaboleć cokolwiek innego. Nawet nie zorientował się, kiedy zaczął płakać. 

Josh momentalnie przyciągnął go do siebie, bo zdawał sobie sprawę jak bardzo musiało to uderzyć w Deana. Wiedział jak ogromna więź łączyła go z Castielem i wiedział jak bardzo anioł był dla niego ważny. Naprawdę mu współczuł. Nie znał ich od początku, ale poznał ich na początku ich związku i od razu wiedział, że Dean i Castiel spędzą ze sobą długie lata - to było po nich widać. Po tym jak na siebie patrzyli, po tym jak rozmawiali, jakim szacunkiem się darzyli. Nie potrafił uwierzyć, że to przepadło, więc domyślał się, że Deanowi jeszcze ciężej jest to pojąć. 

- Co za skurwiel - skomentował Eric, a ojciec nawet nie dał rady skarcić go za to, że przeklął, bo nie był w stanie. Wszystko go bolało. Fizycznie i psychicznie. Zaczął się zastanawiać czy da radę ułożyć sobie jeszcze jakiekolwiek życie z kimkolwiek innym. I czy ten ktoś zaakceptuje to, że ma syna, bo zdawał sobie sprawę, że to skreślało go w oczach większości potencjalnych partnerów i partnerek. O ile w ogóle da radę być z człowiekiem. 

- Porozmawiam z nim - zaproponował Remael, po czym zniknął. 

I jak tylko zniknął, przeniósł się do świata przyległego, w którym przebywały anioły, gdy były niewidzialne dla ludzi. W ten sposób mogły się komunikować między sobą, będąc w swojej astralnej formie.

- Nie zamierzam o tym rozmawiać - powiedział Castiel, zaczynając rozmowę, mając nadzieję, że w tym momencie ją też zakończy.

- Zmieniłeś się, samotność tylko to pogorszy, wiem coś o tym. 

Castiel czuł upartość brata, ale naprawdę nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Bał się sam siebie. Nie rozumiał tego, co działo się z nim w tamtej poczekalni. Wiedział jedynie tyle, że nienawidził Deana Singera.

- Żałuję, że go wtedy ocaliłem - wyznał. - Naomi miała rację, powinniśmy słuchać się procedur. 

- Żałujesz tych lat? - spytał niedowierzając w to, co słyszy. - Przez większość czasu byłeś szczęśliwy.

- Ale jakim kosztem? Zresztą on też był szczęśliwy.

- Chyba o to ci chodziło.

- Czego żałuję.

- Nie chciałbyś, żeby to wróciło? 

- Nie wiem.

- Nie wiesz? - Remael postanowił wykorzystać to stwierdzenie, aby przekonać Castiela do zmiany decyzji. - Porozmawiaj z nim.

- Nie chcę. 

- A czego chcesz?

- Żeby to się skończyło.

Remael czuł, że wcale tak łatwo nie będzie. Castiel potrzebował czasu, więc zamierzał działać powoli. Zaoferowałby mu na jakiś czas zamianę w rolach anioła stróża, aby poczuł tęsknotę za Deanem, bo to mogłoby pomóc, ale obiecał Ericowi, że będzie go strzegł, musiał go bronić, nie mógł go zawieść, nie teraz, gdy chłopak czuł się wystarczająco zraniony przez to, że Castiel od niego odszedł. Zresztą Remael wątpił, aby Castiel faktycznie mógł zatęsknić za Deanem, gdyby opiekował się Erikiem, bo po wypadku Deana chłopak znowu mocniej zżył się z ojcem, więc i tak byłby przy nim praktycznie cały czas. Wątpił, aby jakikolwiek inny anioł zgodził się na taki układ z Castielem, więc nawet mu tego nie proponował, bo to nie miało sensu, tylko by go rozzłościł.

- Jeśli znowu go zaatakujesz, Niebo zareaguje. Będzie...

- Nie zaatakuję go, bo więcej mu się nie objawię - przerwał mu, definitywnie kończąc w ten sposób dyskusję. 

N/A

Dzisiaj jeszcze jeden rozdział. Dłuższy niż ten.

Na Krawędzi [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz