81

113 18 8
                                    

Ludzkość jeszcze nie wiedziała, że ktoś faktycznie ich uratował. Również wszyscy zgromadzenie w apartamencie Singerów nie byli pewni, czego się spodziewać. Arsuel twierdził, że ktoś zginął, ale nie wiedzieli niczego więcej - równie dobrze mogli zginąć wszyscy. Czekanie na nich było męczarnią. Wiedzieli, że walka skończyła się dość szybko. Kilkadziesiąt minut - tyle potrzebowali na błyskawiczne zgromadzenie aniołów, wymierzenie ataku i zostawienie pola bitwy dla piątki dowodzonej przez Castiela. Ruch związany z mocą Gabriela miał miejsce ponad godzinę temu i nikt od tamtego czasu nie wracał, nawet Gabriel, co równie dobrze mogło oznaczać, że zginęli wszyscy, z archaniołem włącznie. 

— Może powinniśmy zacząć godzić się z tym, że jednak nie wrócą — powiedział cicho Dmitri.

— Wrócą — powiedział Bobby, jakby był całkowicie pewien, że jego syn wróci. Dean nie mógł zginąć - nie wierzył w to. 

— Chciałbym mieć twój entuzjazm — westchnął Milo. 

Pierwszy pojawił się Remael. Był cały pokiereszowany i wyglądał jakby przejechał po nim czołg. Kilka razy. Ale żył i mimo wszystko się uśmiechał.

— Masz jakieś wieści? — spytał Arsuel.

— Nigdy nie byłem bardziej dumny niż teraz — powiedział, a wszyscy spojrzeli na niego, jakby powiedział właśnie najgłupszą rzecz na świecie.

— Bracie, kto umarł? — Arsuel patrzył na brata jak na wariata. — Czuliśmy gniew Gabriela...

— Wszystkie demony. Oprócz tego tu — wskazał na Crowleya. — Przeżył tylko dlatego, że był tutaj, pod ochroną. 

— Jak to możliwe? — spytał niepewnie Bobby, bo nie wydawało mu się możliwe, aby wybicie wszystkich (no prawie wszystkich) demonów było tak proste.

— Gniew może być wykorzystany na różne sposoby — odparł Arsuel i spojrzał na Remaela. — Gabriel to zrobił, z gniewu, by kogoś pomścić...

— Ethana — potwierdził Remael i wszyscy zamarli. — Zginęli też Sachiel, Sarakiel, Raziel...

— Sach nie żyje? — spytał słabo Milo, nie rozumiejąc, czemu Remael mówi o tym w sposób, jakby to było nic. Dla niego to oznaczało zawalenie się całego świata i wyrzuty sumienia do końca życia - powinien był posłuchać Deana i jednak z nim porozmawiać.

— Nie żył.

— Nie żył i ożył? — spytał Arsuel, a Remael przytaknął, sprawiając, że jego brat nie miał pojęcia co powiedzieć, jak zareagować. — Bracie, z całym szacunkiem, ale nikt nigdy nie miał takiej mocy...

— Nie miał — podkreślił. — Ale energia Erica, połączona ze zmieszaną energią Ojca i Asmodeusza...

— Zwykły człowiek nie wytrzyma takiej energii... — zauważył Justin, ale i jemu Remael przerwał. 

— Eric nie jest zwykły. To co stało się z nim, gdy Dean i Castiel po raz pierwszy zawiązywali fuzję... To na niego wpłynęło. Wiedziałem, że to go zmieniło, dlatego go chroniłem...

— Nic mu nie jest? — spytała Cristine, dopiero teraz zdobywając się na to, aby się odezwać.

— Zależy jak na to patrzeć — stwierdził Remael. — Jest potężniejszy niż ktokolwiek kiedykolwiek. 

— Więc gdzie on jest?

— W Niebie. Naprawia wszystko, wykorzystuje to co mu się przytrafiło w dobry sposób. Właściwie to już skończył. Powiedział, że muszą załatwić jakąś sprawę rodzinną. Prosił, żeby wziąć waszą dwójkę — wskazał na Sama i Bobby'ego.

Na Krawędzi [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz