Na horyzoncie pojawiła się różowa smuga zwiastująca nadchodzący świt, ale nikt nie czekał, żeby go powitać. Bitwa trwała nadal. Niestety, wróg powoli zyskiwał przewagę. Mieszańcy zdążyli już otrząsnąć się z szoku wywołanego murem, pułapkami i atakiem mieszkańców. Teraz walczyli zażarcie. Przez pewien czas mieszkańcy mieli przewagę, ale dealer w pewnym momencie odniósł wrażenie, że coraz więcej jego obrońców pada.
Musiał jak najszybciej znaleźć Felixa i go wykończyć.
Krążył po całym polu bitwy, ale człeko-lis ciągle mu umykał. Nie pomagali mu także mieszańcy, którzy cały czas go atakowali. Zaczynał odczuwać zmęczenie i dorobił się niegroźnego, choć lekko dokuczliwego, draśnięcia na lewym ramieniu, ale wiedział, że nie może się poddać. Musiał walczyć dla mieszkańców.
Nie mógł ich zawieść.
Jednak choć jego wciąż napędzała nadzieja, ta zaczęła opuszczać mieszkańców, którzy byli coraz bardziej spychani w stronę miasta. Było ich coraz mniej, a pozostali byli u kresu sił. Rajmund, który również był tam z nimi, próbował ich zmotywować do dalszej walki, ale niewiele to dawało.
- Jak tak dalej pójdzie, to oni uciekną, zanim w ogóle ktokolwiek wyda komendę do odwrotu - zauważył Rajmund, gdy przypadkiem znalazł się koło dealera.
Ten westchnął ciężko.
- Wiem. Ale nie możemy się poddać. Musimy walczyć do końca. Nawet jeśli na polu bitwy zostanie nas zaledwie garstka.
Rajmund pokiwał głową. On sam powoli tracił nadzieję na zwycięstwo, ale nie zamierzał uciekać. Był gotowy bronić miasta, choćby został ostatnim obrońcą, który nie ucieknie. Tak samo myślał dealer.
Nagle usłyszeli okrzyki paniki. Spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli czwórkę mieszkańców, którzy zostali otoczeni przez większą grupę przeciwników. Dojrzeli wśród nich skkf-a, który jako jedyny wciąż trzymał miecz w pogotowiu i wygrażał nim zacieśniającym krąg mieszańcom. Ci jednak mieli za nic jego groźby. On był jeden, a ich było prawie tuzin.
dealer nie zdążył nawet zrobić kroku w ich stronę, gdy nagle krąg się załamał i wśród mieszańców wybuchła panika. Kilku z nich padło rannych lub martwych na ziemię, pozostali rozpierzchli się w różne strony. skkf i trzech ocalałych odwróciło się ze zdziwieniem, gdy usłyszeli głos, który powiedział:
- Nie spóźniłem się?
Ten głos dotarł również do dealera. Rzucił się biegiem w tamtą stronę, by ujrzeć pewnego człeko-lisa. Ten jednak miał skórzaną rękawicę i uśmiechał się przyjaźnie. skkf i pozostali rozdziawili usta ze zdziwieniem. Pierwszy zareagował dealer.
- Nie mogłeś wybrać sobie lepszego momentu - rzekł z uśmiechem do Freda. - Cieszę się, że jednak tu przyszedłeś.
- Miałbym pozwolić na utracenie miasta, o które tak walczyłem? - Fred roześmiał się serdecznie.
- A co z twoim problemem z Felixem? - spytał skkf.
Fred westchnął, ale nie przestawał się uśmiechać.
- Zrozumiałem, że macie rację. Tak naprawdę to nigdy nie będę gotowy na spotkanie z nim. A im szybciej ono nastąpi, tym lepiej. Wreszcie odzyskam spokój. Nawet jeśli stanie się to poprzez moją śmierć.
Czwórka obrońców wymieniła zaniepokojone spojrzenia. Zmartwiły ich te słowa. Ledwo odzyskali swojego bohatera i mieliby go ponownie utracić?
Fred zwrócił się teraz do nich.
- Nie wiem, jak to się skończy dla mnie. Ale jedno jest pewne. Nie pozwolę Felixowi przejąć Spell City.
skkf uśmiechnął się.
CZYTASZ
Minecraft Ferajna : Bractwo Mieszańców
FanfictionFerajna powraca z bitwy ze Smokiem jako bohaterowie. Są szczęśliwi, że wrócili do domu, a mieszkańcy okolicznych wiosek podziwiają ich i szanują. Jednak nie wszyscy mają powody do radości. Enzzi, człeko-potwór, nie cieszy się taką popularnością jak...