23. Spotkanie z legendą

166 35 0
                                    

Po chwili zostali wciągnięci w mgłę. Ścieżka i przepaść zniknęły im z oczu. Za to teraz widzieli wyraźnie krawędź skalnej ściany. We mgle majaczyły im dwie postacie wciągające linę. Jedna większa, druga mniejsza. 

Gdy tylko dealer znalazł się przy krawędzi, złapał ją rękami i wciągnął się na śliski, kamienisty grunt. Następnie wyciągnął rękę do skkf-a i wciągnął go na górę. Ledwo zdążyli wstać, a Jachimozianka rzuciła się na nich i objęła.

- Już się bałam, że to koniec! - zawołała. W jej głosie słychać było ulgę.

dealer również ją objął i uśmiechnął się. Gdy ona w końcu go puściła, spojrzał na ich wybawcę. skkf miał rację. Ich wyprawa nie poszła na marne.

Przed nimi stał człeko-lis o zielonych oczach i przemoczonym futrze. Na prawej ręce miał skórzaną rękawicę, sięgającą do połowy ramienia. Przyglądał się im z zaciekawieniem. Na widok skkf-a, uśmiechnął się i podszedł do niego.

- Miło widzieć starego druha - powiedział wyciągając ku niemu dłoń. skkf ją uścisnął.

- Już kiedyś próbowałem się tutaj dostać, ale złapałem kontuzję - przyznał.

- Myślisz, że nie słyszałem twoich wrzasków i przekleństw miotanych w powietrze? Zachowywałeś się głośniej niż stado ryczących ghastów.

skkf roześmiał się.

- Dobrze cię widzieć, Fred.

Po przywitaniu się z przyjacielem, Fred przeniósł spojrzenie na dealera i Jachimoziankę.

- Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą gości - zauważył przyjaźnie, choć nie do końca rozumiał po co skkf ich tu przyprowadził. Nie przypominał sobie, by kiedyś widział lub poznał tę dwójkę.

- Mamy do ciebie ważną sprawę - rzekł na starcie dealer.

- Proponuję omówić to w moim domu - wszedł mu w słowo Fred. - Chyba, że wolicie stać tutaj i dalej moknąć. Przyzwyczaiłem się do panującego tu klimatu, ale zakładam, że wy raczej nie chcecie się przeziębić.

Pozostali pokręcili głowami. Fred szybko zwinął linę, założył ją sobie na ramię i powoli ruszył. Teren był pochyły i śliski. Trzeba było uważać, żeby się nie poślizgnąć.

Deszcz padał nieustannie, mgła ograniczała widoczność, a na dodatek zaczęło się ściemniać. Przez gęste chmury nie widzieli słońca, ale domyślili się, że ono właśnie zachodzi. Chcieli jak najszybciej znaleźć się w domu Freda. Już teraz droga była ciężka, a woleli nie wiedzieć co będzie, gdy zapadnie zmrok.

Na szczęście dom Freda znajdował się niedaleko. W zasadzie to nie był dom, lecz jaskinia. W takim surowym miejscu rosło niewiele drzew, a warunki pogodowe raczej nie sprzyjały budowie. Dlatego zamiast męczyć się z budową domu, Fred zamieszkał w jaskini, która mieściła się w jednej z kamiennych ścian. Zaraz przy wejściu do niej, teren łagodnie opadał. Szli przez jakiś czas korytarzem w dół, a im niżej się znajdowali, tym mniej doskwierał im chłód.

W końcu teren wyrównał się, wyszli z korytarza i znaleźli się w przestronnej jaskini. Cała była rozświetlona pochodniami, a pod jedną ze ścian mieścił się skromny dobytek Freda. Za łóżko służyło mu posłanie zrobione z mchu ułożone na niskim, płaskim głazie. Obok znajdowało się wejście do mniejszej jaskini, w której, jak się okazało, gospodarz tego miejsca miał swoje niewielkie grządki. Jaskinia została oświetlona maksymalną ilością pochodni, żeby dostarczyć roślinom światła. Na grządkach zasadzone były pszenica, buraki, marchewki i ziemniaki.

- I tu rośliny dają radę wyrosnąć? - spytała z ciekawości Jachimozianka.

Fred pokiwał głową.

Minecraft Ferajna : Bractwo MieszańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz