Oczywiście chłopaki wyrazili swoje niezadowolenie, gdy tylko dealer stwierdził, że idzie za Abrą. Jednak nie oponowali zbytnio, bo wiedzieli, że dealer i tak pójdzie. Musieli tylko skądś dowiedzieć się którędy on poszedł, ale z tym poradzili sobie szybko. Wzięli jednego pokonanego strażnika i pogrozili mu, że go tu zostawią, jeśli nie pokaże drogi. Zgodził się prędko i zniknął razem z dealerem w jednym z korytarzy.
- Może chociaż jeden z nas z nim pójdzie - zasugerował MWK patrząc za dealerem. Powoli wracał mu wzrok. Już nie miał czarnej plamy przed oczami. Teraz dla niego wszystko było po prostu rozmazane. Ale raczej wiedział w którym kierunku dealer poszedł dzięki słuchowi, bo słyszał jego oddalające się kroki.
- O niego to się nie martw - uspokoił go Doknes. - Jeśli wpadnie w tarapaty, na pewno coś wymyśli. A teraz skupmy się na własnej ucieczce.
Z pozoru wydawało się to proste. Teraz musieli wynieść tylko Tritsusa, nie eskortowali dużej grupy rannych. Jednak im dłużej tu byli, tym więcej osób dowiadywało się o ich obecności. Przekonali się o tym szybko, ponieważ atakowano ich coraz częściej. Doknes niósł nieprzytomnego Tritsusa, Rambek po węchu prowadził ich do wyjścia, a pozostali chronili ich. Nawet MWK dawał radę walczyć, choć polegał przede wszystkim na słuchu.
W końcu dotarli do hali. Tutaj przeciwników było już znacznie więcej i byli lepiej przygotowani. Chłopaki widzieli korytarz prowadzący do wyjścia. Co chwila któryś ze strażników tam wbiegał i słyszeli szczęk broni. Jachimozianka, Dziadek i skkf nadal trwali na posterunku, ale zostali zmuszeni do wycofania się wgłąb korytarza.
Sytuacja wyglądała coraz gorzej.
- Nie przebijemy się z Tritsusem - stwierdził Doknes. - Musimy najpierw rozprawić się chociaż z częścią przeciwników.
- Będę go pilnować - zaofiarował się MWK. Tutaj przeciwników było dużo więcej i w hałasie mógłby nie dosłyszeć wszystkich dźwięków. A tak to będzie po prostu pilnował, by nikt nie zbliżył się do Tritsusa. W takim układzie na pewno usłyszy, gdy ktoś się do niego zbliży.
Wprawdzie Koshi potrafił strzelać z łuku, ale nie był tak dobry, jak Doknes, dlatego oddał mu wszystkie strzały, jakie mu zostały. Dynamit mu się skończył, więc wyjął miecz, Szendi przygotował swój, a Sheo zrobił szybki przegląd swoich mikstur. Zawsze brał ze sobą duży zapas, ale mikstury powoli zaczynały mu się kończyć. Rambek wyszczerzył zęby i chrumknął groźnie.
Rzucili się do walki. Szczerze mówiąc to nie byli pewni, jak to się skończy. Wróg miał znaczącą przewagę liczebną. Na dodatek z każdą chwilą przybywały nowe osoby. Najwyraźniej wieść o intruzach musiała już dotrzeć do najgłębszych zakątków laboratorium. Gdy tylko któryś z nich pokonywał jakiegoś przeciwnika, na jego miejsce pojawiał się następny, który był w pełni sił. Chłopaki zaś nie mieli żadnych zmienników i czuli, że powoli opadają z sił. Chłopakom już przemknęła przez głowę myśl, że mogą tego nie przetrwać, chyba że Abra uruchomi autodestrukcję. Wtedy będą uratowani.
Oczywiście wrogowie próbowali dostać się do Tritsusa, ale MWK skutecznie im to uniemożliwiał. Niestety, nacierało ich coraz więcej i jemu było coraz trudniej.
W korytarzu sytuacja również nie wyglądała zbyt wesoło. Nowi przeciwnicy co chwila tam wbiegali, a obrońcy musieli coraz bardziej się wycofywać. Niedługo zostaną zagonieni pod ścianę, a wtedy strażnicy pokonają ich, najprawdopodobniej zabiją, a potem wybiją bezbronnych uciekinierów.
Na samą myśl o takim scenariuszu, w chłopaki wstąpiła nowa energia. Nie mogli do tego dopuścić.
Doknesowi szybko skończyły się strzały, więc przerzucił się na miecz. Sheo również musiał zmienić broń, gdyż mikstury mu się skończyły. Oni dwaj, Koshi i Szendi walczyli ramię w ramię, ale również zostali zmuszeni do wycofywania się. Rambek trzymał się blisko nich i tylko warczał. Nawet nie zauważyli, kiedy hala została wręcz po brzegi wypełniona strażnikami, którzy nacierali i na nich i na obrońców w korytarzu.
CZYTASZ
Minecraft Ferajna : Bractwo Mieszańców
FanfictionFerajna powraca z bitwy ze Smokiem jako bohaterowie. Są szczęśliwi, że wrócili do domu, a mieszkańcy okolicznych wiosek podziwiają ich i szanują. Jednak nie wszyscy mają powody do radości. Enzzi, człeko-potwór, nie cieszy się taką popularnością jak...