35. Walka mieszańców

204 33 17
                                    

W pierwszym odruchu dealer chciał bez zastanowienia biec mu na ratunek, ale MWK powstrzymał go gestem. I słusznie, bo gdy tylko dealer zrobił krok do przodu, Robert wycelował swój miecz w Szendiego.

- Radzę wam działać rozważnie - rzekł. - Zrobicie krzywdę mnie albo Felixowi i możecie pożegnać się ze swoim kolegą.

Szendi do tej pory wiercił się i próbował bez skutku wyrwać. Gdy usłyszał ostatnie słowa Roberta, zastygł w bezruchu i patrzył ze strachem na chłopaków.

dealer zaklął pod nosem. Do tej pory sądził, że Felix działał samotnie. A tu okazuje się, że musiał wtajemniczyć w swoje plany Roberta. Gdyby przyszło mu to do głowy wcześniej, spróbowałby wyeliminować z gry również i jego. Wtedy nie doszłoby do takiej sytuacji.

- Co mamy zrobić, żebyś go wypuścił? - spytał.

Robert uśmiechnął się triumfalnie. W Felixa również wstąpiła widoczna pewność siebie. Zebrał z powrotem resztki straconej nadziei i czekał na rozwój sytuacji.

- Pozwólcie Felixowi do mnie przyjść - powiedział Robert. Po chwili namysłu dodał: - I oddajcie mu jego kuszę.

Pierwsze żądanie nie przypadło do gustu chłopakom, to drugie tym bardziej. Abra, który trzymał kuszę Felixa, spojrzał pytająco na dealera. Obaj nie byli pewni, czy to aby najlepszy pomysł.

- Jaką mamy gwarancję, że on nie zrobi nam żadnej krzywdy? - Doknes wyraził na głos wątpliwości wszystkich.

- Taką, że jeśli on wam coś zrobi, będziecie mieli pełne prawo nas zaatakować, a tego nie chcemy - te ostatnie słowa skierował z naciskiem do Felixa, który zrobił skwaszoną minę. Widać było, że ma ochotę do kogoś strzelić, ale to wtedy byłby jego koniec. Zdążyłby strzelić tylko jeden raz, a potem musiałby walczyć mieczem z przeważającym liczebnie przeciwnikiem. To byłoby samobójstwo.

dealer wymienił spojrzenia z przyjaciółmi. Wszyscy wyglądali na zrezygnowanych. Żaden z nich nie chciał wypuścić Felixa, ale nie chcieli też zostawiać Szendiego na łasce wroga. Gdy dealer spojrzał na Szendiego, ten lekko pokręcił głową, choć w jego oczach widać było strach.

W końcu podjął decyzję. Westchnął ciężko i powiedział niechętnie:

- Puśćcie go.

Chłopaki równie niechętnie opuścili bronie i rozstąpili się. Felix uśmiechał się wyniośle. Gdy odbierał Abrze swoją kuszę, ten warknął na niego. Pewność siebie Felixa denerwowała go bardziej niż sam fakt, że człeko-lis wymyka im się z rąk.

Gdy Felix stanął koło Roberta, ten dał znak Bobowi, żeby się pochylił. Kiedy ucho człeko-świni znalazło się na wysokości ust Roberta, ten szepnął:

- Policz do stu, a potem biegnij ile masz sił w nogach w tamtą stronę - głową wskazał kierunek przeciwny do miasta. 

Bob pokiwał głową i wyprostował się. Następnie Robert oświadczył głośno tak, by usłyszeli to również pozostali:

- Teraz państwo nam wybaczą, ale musimy iść znaleźć taki jeden magiczny przedmiot. W tym czasie radzę wam się nie ruszać. Zrobicie choćby krok w jakąkolwiek stronę lub rozpoczniecie ostrzał, a mój sługa skręci waszemu przyjacielowi kark. Możecie się ruszyć dopiero, gdy on również się ruszy. Czy to jasne?

Wszyscy pokiwali niechętnie głowami. Nawet Szendi, któremu raczej nie podobała się wizja skręcania mu karku.

Robert upewnił się, że jego słowa dotarły nie tylko do Boba, ale i do pozostałych, po czym trącił Felixa w ramię i ruszyli biegiem wzdłuż muru.

Minecraft Ferajna : Bractwo MieszańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz