12 lat później
dealer spoglądał na płomienie trzaskające w ognisku. Na początku był nastawiony sceptycznie do faktu, że mieszkańcy Birchville, wioski niedaleko Ferajny, zorganizowali dla nich niewielkie przyjęcie, podczas którego mieli świętować pokonanie Smoka Kresu. Jednak uznał, że niegrzecznie byłoby odmówić przyjścia, zwłaszcza że Ferajnowicze doskonale znali mieszkańców Birchville. Na szczęście, mieli oni rację mówiąc, że to przyjęcie będzie niewielkie. Odbywało się ono wieczorem, na dworze, przy licznych ogniskach. Było jedzenie, muzyka, opowieści i zabawa. Taka forma przyjęcia odpowiadała chłopakom, którzy raczej byli skromni w opowiadaniu o swoich czynach. No, może nie licząc Koshiego, który miał tendencję do wyolbrzymiania wszystkiego w opowieściach.
Minął tydzień odkąd wrócili do domu i zdążyli już przez ten czas się zregenerować. dealer podniósł wzrok znad ogniska, żeby poszukać reszty swoich przyjaciół. MWK i Tritsus dobrali się do stołów z jedzeniem. Doknes spoglądał na grupę dzieci, która bawiła się z Rambkiem. Sheo siedział przy jednym z ognisk i nie po raz pierwszy opowiadał o wyprawie na Smoka. Koshi i Szendi stali z boku, szeptali coś do siebie i cały czas chichotali. dealer domyślił się, że szykują jakiegoś trolla.
Ale z tych wszystkich zgromadzonych tu osób, najszczęśliwsze z nich były dwie, które siedziały koło siebie przy ognisku, piekły jakieś mięso na patyku i rozmawiały ze sobą. Jachimozo i Jachimozianka. dealer uśmiechnął się patrząc na nich. Od kiedy Jachimozo odzyskał swoją siostrę, miał wrażenie, że on stał się dużo szczęśliwszy. Nie dziwił mu się, skoro była ona aż przez trzy lata więziona przez Legion Endermanów, a on obiecał jej, że po nią wróci. Teraz rodzeństwo mogło w końcu być razem.
Jednak była tu też osoba, która była nieszczęśliwa. W zasadzie jemu jako jedynemu nie udzielił się radosny nastrój.
dealer obejrzał się za siebie i spojrzał na Enzziego. On stawiał największy opór przed przyjściem tutaj, a i tak ledwo udało się go do tego przekonać. Odkąd tu przyszli, stał oparty plecami o ścianę. Wybrał miejsce, w którym światła ognisk nie padały na jego twarz. Na głowę miał założony kaptur swojej bluzy, a ręce schował do kieszeni. Obserwował wszystko z oddali. Nie można było powiedzieć, że miał nieprzyjazny wyraz twarzy, ale nie był on też zbyt zachęcający.
Gdy tylko ktoś koło niego przechodził, odwracał wzrok, a jeśli to były rozmawiające osoby, ich rozmowa nagle się urywała. Kiedy znajdowali się w bezpiecznej odległości, szeptali coś do siebie i zerkali na Enzziego. Jednak tylko nieliczni spoglądali na niego, a patrzyli na niego za strachem i niepokojem.
Najgorzej było jednak z dziećmi. Jeśli któreś z nich znalazło się zbyt blisko Enzziego, uciekało z krzykiem albo wygłaszało na głos jakiś komentarz na jego temat. Kilka razy podeszli do niego chłopaki z Ferajny i próbowali go zaangażować w zabawę, ale on tylko mamrotał coś pod nosem i nie ruszał się z miejsca. dealer nawet nie próbował. Wiedział, że to i tak nic nie da.
Kiedy trójka dzieci przeszła koło Enzziego i powiedziały o nim coś nieprzyjemnego na głos, czego dealer nie zdołał usłyszeć, Enzzi odwrócił się i zniknął pomiędzy budynkami. dealerowi zrobiło się go żal.
- Co jest, mordo? - zapytał Tritsus siadając koło niego z talerzem, na którym leżał świeżo upieczony kurczak. Spojrzał w to samo miejsce i zdążył zobaczyć Enzziego znikającego pomiędzy budynkami. Westchnął rozumiejąc powód pogorszenia nastroju dealera.
- Chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiem jak - dealer spuścił głowę.
- Myślę, że teraz jest dobry moment, żeby z nim porozmawiać - stwierdził Tritsus.
![](https://img.wattpad.com/cover/196711622-288-k265780.jpg)
CZYTASZ
Minecraft Ferajna : Bractwo Mieszańców
FanficFerajna powraca z bitwy ze Smokiem jako bohaterowie. Są szczęśliwi, że wrócili do domu, a mieszkańcy okolicznych wiosek podziwiają ich i szanują. Jednak nie wszyscy mają powody do radości. Enzzi, człeko-potwór, nie cieszy się taką popularnością jak...