Enzzi westchnął zadowolony. Delektował się ciszą i spokojem leżąc w łóżku skkf-a. Obandażowaną nogę miał wyciągniętą do przodu. Nikogo tu nie było, bo skkf poszedł pomagać przy porządkach. Wcześniej został zabrany do tego samego miejsca, co wszyscy ranni. Jego noga została opatrzona i położono go na posłaniu, bo zabrakło łóżek.
I wtedy się zaczęło.
Wszyscy się na niego gapili, gratulowali mu i próbowali z nim rozmawiać. Enzzi był tym zszokowany. Wśród rannych byli i ludzie i mieszańce. Rozmawiali z nim normalnie, jakby nie był człeko-potworem. Z jednej strony cieszył się, że nikt się go nie boi, ale z drugiej czuł się zakłopotany tym, że nagle znalazł się w centrum uwagi. Wiedział, że będzie musiał zostać tu kilka dni, zanim będzie mógł chodzić i nie widziała mu się perspektywa spędzenia tego czasu z nimi wszystkimi. Dlatego, gdy skkf przyszedł go odwiedzić, zapytał go, czy ten może przenieść go do swojego domu. skkf naturalnie się zgodził i tak Enzzi nareszcie znalazł się sam.
Zanim jednak skkf go opuścił, zamienili ze sobą parę słów. Wcześniej nie mieli czasu pogadać, a trochę czasu się nie widzieli. Gdy jednak skkf już miał wyjść, zatrzymał się jeszcze na chwilę i powiedział:
- Jestem z ciebie dumny. Nie tylko dlatego, że pokonałeś Bractwo, ale też dlatego, że znalazłeś takich przyjaciół, jak Ferajna. Gdy opuszczałeś Spell City, byłeś zabłąkanym samotnikiem, który uważał, że nigdzie nie zagrzeje miejsca. A teraz masz grupę oddanych przyjaciół, którzy są gotowi za ciebie poświęcić życie. Tacy przyjaciele to skarb.
Enzzi został sam rozmyślając o słowach skkf-a. Zgadzał się z nim. Prawda, że przed dołączeniem do Bractwa jego kontakty z przyjaciółmi się pogorszyły, ale wykorzystał to przede wszystkim jako przykrywkę. Żeby wszyscy tłumaczyli to sobie jako powód, dla którego dołączył do Bractwa. A tak naprawdę już dawno wybaczył im wszystko.
Nagle usłyszał pukanie. Nie mógł otworzyć drzwi osobiście, więc tylko zawołał: ,,proszę!". Chwilę później dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi, kroki na schodach i do pokoju zawitali Ela i Fred. Enzzi uśmiechnął się na ich widok.
- Jak się czujesz? - spytał Fred na wstępie.
- Trochę jeszcze boli, ale ogółem to jest lepiej - odparł Enzzi. - Bernard dobrze się mną zajął.
Fred pokiwał głową i podszedł bliżej łóżka. Ela została w progu.
- Wiem, że do naszego spotkania po latach nie doszło może w najbardziej dogodnych okolicznościach - przyznał Fred. - Ale cieszę się, że cię widzę. I naprawdę podziwiam cię za to, co zrobiłeś. Gdyby nie ty, miasto byłoby stracone.
Enzzi zaczerwienił się. Tak, zdecydowanie nie przywykł do wysłuchiwania pochwał.
- Ty też dużo zrobiłeś - rzekł. - Przywróciłeś wiarę mieszkańcom. Gdybyś się do nas nie przyłączył, najprawdopodobniej przegralibyśmy.
Fred machnął ręką. On akurat nie uważał, że zrobił coś wielkiego. Po prostu przyłączył się do walki i już. Dla niego to nie było nic specjalnego.
- Przykro mi z powodu Felixa - dodał Enzzi.
Mimo, iż Fred starał się nie okazywać emocji w kwestii śmierci brata, w jego oczach wciąż było widać smutek. Może i Felix był zły, ale to wciąż był jego brat. Ciężko mu było pogodzić się z jego śmiercią, choć i tak trochę pomagał mu fakt, że to nie on zadał śmiertelny cios. Nie miał tego skkf-owi za złe. Wiedział, że gdyby on nie strzelił do Felixa, ten mógłby pozabijać ich wszystkich.
- Sam zapracował sobie na taki los - odparł Fred. Postanowił zmienić temat. - Chciałem jeszcze powiedzieć, że zaskoczyłeś mnie. Nie mówię już o tym, jak pokonałeś Bractwo, ale o tym, że znalazłeś takich przyjaciół, jak dealer i reszta Ferajny. Zmieniłeś się dzięki nim.
CZYTASZ
Minecraft Ferajna : Bractwo Mieszańców
FanficFerajna powraca z bitwy ze Smokiem jako bohaterowie. Są szczęśliwi, że wrócili do domu, a mieszkańcy okolicznych wiosek podziwiają ich i szanują. Jednak nie wszyscy mają powody do radości. Enzzi, człeko-potwór, nie cieszy się taką popularnością jak...