37. Ferajna w komplecie

195 30 4
                                    

W całym mieście panował zamęt. Jednak największy z nich miał miejsce w domu uzdrowiciela. Rannych było tylu, że nie wszyscy się mieścili, więc jeden z sąsiadów udostępnił swój dom. dealer skierował swoje kroki w stronę tego pierwszego domu, należącego do Bernarda.

Bernard to było imię uzdrowiciela. Ferajna zetknęła się z nim już wcześniej, ale wtedy nie poznali jego imienia. Nazywali go po prostu uzdrowicielem. Starszy mężczyzna o dobrej kondycji, łagodnym usposobieniu i pogodnym wyrazie twarzy akurat miał chwilę przerwy, gdy dealer wszedł do domu. Jednak nie mógł nawet usiąść na kanapie w części mieszkalnej, bo i ona była zajęta przez pacjentów. Zadowolił się więc zwykłym stołkiem przy drzwiach. Może i nie był tak wygodny, jak kanapa, ale Bernardowi to wystarczało. 

Może i był zmęczony, ale na widok dealera uśmiechnął się.

- A kto to do nas zawitał? - zauważył pogodnie.

- Widzę, że zachowujesz sporą pogodę ducha, jak na taką ilość pracy - stwierdził dealer. Bernard chciał wstać, ale dealer nakazał mu gestem nie podnosić się niepotrzebnie.

- Nie ukrywam, że ostatnio nie miałem nic ciekawego do roboty, ale wy w ciągu jednej nocy zapewniliście mi sporo rozrywki - zażartował.

dealer odpowiedział na ten żart uśmiechem. Po chwili westchnął.

- Wiem, że teraz macie sporo roboty, ale chciałbym zobaczyć swoich przyjaciół i sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku - poprosił. - I tak tu jest tylko dwóch, bo pozostali są w drugim domu, ale wiesz...

- Rozumiem - Bernard pokiwał głową i zamyślił się. - W sumie najgorsze przypadki już ogarnęliśmy. Możesz wejść na chwilę, ale staraj się nie plątać moim pomocnikom pod nogami. 

dealer skinął głową w podziękowaniu i wszedł do pokoju przeznaczonego dla pacjentów. Wszystkie łóżka były zajęte, a wokół nich krzątało się całe mnóstwo osób. dealer starał się schodzić im z drogi, co wcale nie było takie łatwe, bo co chwila ktoś przechodził pomiędzy łóżkami.

W końcu dotarł do dwóch łóżek, które, na jego nieszczęście, były prawie na samym końcu sali. Tritsus w końcu odzyskał przytomność i w miarę kontaktował z rzeczywistością, ale ślady jego ostatnich przejść wciąż były widoczne. Akurat przy jego łóżku stał MWK, który nie wyszedł z bitwy bez szwanku. oprócz kilku skaleczeń i siniaków miał także podbite prawe oko. To mu jednak nie przeszkadzało, by pomagać Bernardowi.

Na łóżku obok leżał wciąż nieprzytomny Jachimozo. Jachimozinka stała przy nim od kiedy skończyła się bitwa. Wyglądała na zmęczoną i też miała kilka skaleczeń, ale nie zamierzała odstępować od łóżka swojego brata nawet na krok. 

Na widok dealera MWK wyprostował się, a Tritsus uśmiechnął. W zasadzie, to widział go pierwszy raz od kiedy został porwany i cieszył się, że widzi przyjaciela w jednym kawałku.

- Jak się czujesz? - spytał na starcie dealer.

- Jakby przebiegło po mnie stado krów, potem stado świń, a potem jeszcze większe stado krów, ale poza tym, to jest w porządku - Tritsus wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Po prostu musisz trochę odpocząć i dojdziesz do siebie - rzekł MWK.

dealer uśmiechnął się. Cieszył się, że Tritsus dobrze się trzyma. Już chciał podejść do Jachimozianki, gdy człeko-jeż jeszcze na chwilę go zatrzymał.

- Dzięki, że mnie uratowaliście - powiedział.

dealer, który stał bokiem, spojrzał na niego.

Minecraft Ferajna : Bractwo MieszańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz