Abra po prostu biegł naprzód i nie oglądał się za siebie. Nie pamiętał drogi do wszystkich pomieszczeń, ale miejsce, gdzie znajdował się przycisk autodestrukcji akurat zapamiętał. Cały czas węszył, lecz nie wyczuł żadnego zapachu, który świadczyłby o tym, że niedawno ktoś tędy przechodził. Dlatego na razie był spokojny. Wyglądało na to, że nikt nie stanie mu na drodze. Jednak pilnował się cały czas, na wszelki wypadek.
Nie ukrywał, że chciał, żeby któryś z chłopaków mu towarzyszył. Czułby się wtedy o wiele pewniej i nie byłby samotny. Ale nie chciał ich narażać. Wprawdzie przejście, którym się tu dostali, nie było jedynym wyjściem z laboratorium i koło przycisku znajdowało się jeszcze jedno wyjście, ale co jeśli komuś coś by się stało? Nawet kilka sekund opóźnienia mogło zaważyć o ich losie. Przecież oprócz tego, że trzeba było uciec z laboratorium, musieli jeszcze odsunąć się od niego na tyle, żeby wybuch im nie zaszkodził na powierzchni.
Zazdrościł chłopakom tego, że mają siebie. On sam nie miał żadnych przyjaciół. W przeszłości nikt go nie lubił tylko przez fakt, że jest mieszańcem. W Bractwie udało mu się osiągnąć wysoką pozycję, ale i tak niespecjalnie go szanowano. Felix uważał, że brakuje mu zdecydowania i pewności siebie. A to automatycznie sprawiało, że pozostali nie byli zbyt skorzy, by podążać za nim. Dopiero na Ferajnie znalazł akceptację. Czuł się wśród nich dobrze i bezpiecznie.
Dlatego zdecydował się iść sam. Nie wybaczyłby sobie, gdyby któremuś z nich coś się stało. Zwłaszcza, że to byłby cios nie tylko dla niego, ale i dla reszty Ferajny. Nie chciał im tego robić.
,,Oni mają siebie, a ja jestem sam. Szybciej wyliżą się z mojej ewentualnej śmierci niż któregoś z nich" pomyślał.
Po drodze mijał dużo pomieszczeń. Były to głównie magazyny i pracownie. To laboratorium było naprawdę ogromne. Ktoś, kto nigdy wcześniej tu nie był, mógłby zabłądzić. Ale nie on. Był już tutaj i wiedział którędy iść.
Minął obsydianowy bunkier i wreszcie na końcu korytarza ujrzał pokój, do którego szedł. Dla kogoś postronnego to mogła być zwykła piwnica. Nikomu by nie przyszło do głowy, że tam został ukryty przycisk autodestrukcji.
Na szczęście drzwi były otwarte. W sumie to ciężko było stwierdzić jednoznacznie jaka jest funkcja tego pomieszczenia, bo tam było wszystko. Jakieś skrzynie, stare probówki i butelki, zniszczone meble, a nawet kajdany wiszące na łańcuchach, które były przyczepione do ściany. Jednak Abrę najbardziej interesował kawał starego materiału wiszącego na ścianie. Podszedł do niego i pociągnął mocno. Materiał odczepił się i odsłonił ukryty za nim przycisk. Obok w ścianie znajdowała klepsydra. Piasek był tak zablokowany, że cały czas tkwił w górnej części klepsydry.
,,Skończmy wreszcie z tym miejscem".
Odrzucił materiał na bok i już miał nacisnąć przycisk, gdy jego uszy wychwyciły jakiś podejrzany dźwięk. Ktoś tu był. A raczej szedł za nim. Odwrócił się i w ostatniej chwili uskoczył w bok. Pięć rzuconych naraz butelek rozbiło się w miejscu, gdzie on jeszcze przed sekundą stał. Pod przyciskiem powstała ogromna czarna kałuża. Abra zrobił ostrożnie krok w jej stronę, gdy ktoś wszedł do pokoju. Człeko-pies wyjął miecz, odsłonił zęby i groźnie warknął.
Oczywiście osobą, która podążała za nim był jeden z pracowników laboratorium, ale nie był to byle kto. Przed nim stał sam profesor Atom, właściciel i założyciel tego miejsca. Jego włosy posiwiały, ale kondycję nadal miał dobrą. Od zawsze fascynowały go mieszańce, oczywiście pod względem eksperymentalnym, a teraz najwyraźniej wyglądał na wściekłego faktem, że chłopaki zrobili mu tu bałagan.
- Nie radzę ci się zbliżać - rzekł chłodno profesor. - To mikstura szkody. Dotkniesz ją choćby końcem palca, a stracisz wszystkie siły i całą energię.
CZYTASZ
Minecraft Ferajna : Bractwo Mieszańców
FanficFerajna powraca z bitwy ze Smokiem jako bohaterowie. Są szczęśliwi, że wrócili do domu, a mieszkańcy okolicznych wiosek podziwiają ich i szanują. Jednak nie wszyscy mają powody do radości. Enzzi, człeko-potwór, nie cieszy się taką popularnością jak...