Enzzi stał na wzgórzu i obserwował stamtąd rozciągający się w dole obóz Bractwa Mieszańców. Tutaj znajdowali się wszyscy jego członkowie, dlatego ten obóz był o wiele większy od obozu rozbitego koło Ferajny. Bractwo stale się przemieszczało, ale zbliżali się w stronę, z której oni przyszli.
Podróż zajęła im półtorej dnia. Wyruszyli wczesnym popołudniem i dotarli tutaj wieczorem następnego dnia. Enzzi był zmęczony podróżą, dlatego wczoraj nie miał siły na penetrowanie nieznanego miejsca. Miał problemy ze snem, ale poranne słońce postawiło go na nogi.
No i w końcu nie budziły go narzekania Dziadka na to, że on za długo śpi, a trzeba przygotować śniadanie.
Obóz został rozbity na górzystej równinie. Rosło na niej tylko kilka pojedynczych drzew, więc gdyby jakiś intruz próbował się tu dostać to raczej nie zdołałby dotrzeć nawet do granicy obozu. Zostałby łatwo zauważony.
Dało się słyszeć dzwon, który ogłaszał, że to pora śniadania. Jednak Enzzi nie był jakoś zbytnio podekscytowany. Cały czas miał ponurą minę. Ruszył w dół zbocza niespiesznym krokiem. Tyle się ostatnio w jego życiu wydarzyło, a on nawet nie zdołał jeszcze wylizać się z tego wszystkiego. Potrzebował czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Tylko głód sprawił, że w ogóle chciało mu się tam iść.
Przeszedł pomiędzy namiotami, a po drodze minął kilku mieszańców. Większość z nich to byli mieszańcy pod wpływem mikstury, którzy tylko patrzyli na niego tępym spojrzeniem, a potem szli dalej. Idąc spotkał tylko trzech niebędących pod wpływem, którzy witali się z nim skinieniem głowy lub mówiąc zwykłe ,,cześć".
W końcu dotarł do centrum obozu, gdzie ujrzał ciągnącą się długą kolejkę do trzech kociołków z potrawką. Trójka mieszańców stojąca przy nich już miała nakładać jedzenie do misek, ale najpierw każdy z nich wziął fiolki z niebieską miksturą, wlał ich zawartość do kociołków, zamieszał i dopiero potem zaczął nakładać.
- Właśnie w taki sposób sprawiamy, że ci, którzy muszą dostawać miksturę, są stale pod jej wpływem.
Enzzi odwrócił się na dźwięk czyjegoś głosu. Felix podszedł do niego i stanął obok.
- To nie szkodzi mieszańcom, którzy nie muszą tego brać? - zapytał Enzzi. Felix pokręcił głową.
- Mówiłem ci, że pierwsza dawka musi zostać podana dożylnie. Nawet jeśli będą zażywać ją doustnie to nie zadziała, więc nie musisz się martwić. Poza tym ta mikstura nie ma smaku, więc nikt nie narzeka - wyjaśnił.
Nagle spomiędzy namiotów wyszli Bob i Rex. Oni nie ustawili się w kolejce, lecz podeszli bezpośrednio do kociołka. Jeden z nakładających na chwilę przestał zwracać uwagę na mieszańców w kolejce i wziął dwie miski, do których potrawka została nałożona już wcześniej. Oni wzięli je od niego i poszli sobie nic nie mówiąc. Enzzi obserwował całą tę scenę z niezrozumieniem.
- Oni również są pod wpływem mikstury - wyjaśnił Felix.
- Naprawdę? - Enzzi uniósł brwi ze zdziwieniem. Wydawało mu się, że Bob i Rex są tu z własnej woli.
- Różnica jest taka, że oni dostają mniejszą dawkę, żeby zachować jasność myślenia, ale na tyle dużą, żeby nie posiadali wolnej woli. Raczej marnymi by byli ochroniarzami, gdyby zachowywali się, jak oni - wskazał ręką mieszańców w kolejce, którzy patrzyli z otępieniem przed siebie i przesuwali się krok do przodu, gdy osoba przed nimi zrobiła im miejsce. - No, dosyć tych pogaduszek. Chodź za mną.
Felix odwrócił się i poszedł sobie. Enzzi popatrzył za nim i dopiero po kilku sekundach ruszył jego śladem. Zastanawiał się jaką sprawę może mieć do niego przywódca Bractwa i czy zdąży jeszcze na śniadanie. Wczoraj wieczorem był tak zmęczony, że położył się spać z pustym brzuchem. Teraz kiszki grały mu marsza, ale posłusznie poszedł za Felixem.
CZYTASZ
Minecraft Ferajna : Bractwo Mieszańców
Hayran KurguFerajna powraca z bitwy ze Smokiem jako bohaterowie. Są szczęśliwi, że wrócili do domu, a mieszkańcy okolicznych wiosek podziwiają ich i szanują. Jednak nie wszyscy mają powody do radości. Enzzi, człeko-potwór, nie cieszy się taką popularnością jak...