Mężczyzna szybkim krokiem opuścił biuro, by wyjść na obskurną i tłoczną ulicę Gotham. Dwie przecznice dalej znajdował się sklep typu "Wszystko za 1 $", gdzie miał reklamować swoją osobą i bannerem ostateczną wyprzedaż.
Jego praca polegała na tym, że stał z transparentem, wygłupiał się, robił różne sztuczki i zaczepiał przechodniów, tak by zwrócić ich uwagę na sklep. Promocja trwała już 3 dni, jeszcze tydzień i miał zmienić lokum. Znacznie bardziej wolał pracować w szpitalach dziecięcych, gdzie zabawiał pacjentów, niż na ulicy, gdzie większość ludzi mijała go nie zaszczycając nawet spojrzeniem.
Minęło już pół dnia, gdy nagle podbiegła do niego grupa nastolatków. Arthur w pierwszym momencie odebrał ich jako przyjaźnie nastawionych i skorych do wygłupów, bo zaczęli stroić głupie miny, śmiejąc się przy tym. Nagle jeden z nich wyrwał mu jednak banner i zaczął uciekać przy owacjach pozostałych.
- Hahaha ! Złap nas frajerze ! - krzyknął przy tym jeden z nastolatków, pokazując mu środkowy palec.
Mężczyzna w ataku paniki zaczął ich gonić, wyobrażając sobie jednocześnie jaka reprymenda czeka go za opuszczenie miejsca pracy. Z drugiej jednak strony nie chciał odpuścić bandzie małolatów. Buty uciskały go niemiłosiernie, przez co nie mógł dogonić nastolatków, a jednocześnie nie miał takiej krzepy jak oni. Jego organizm, wyniszczony chorobą, stresem i lekami antydepresyjnymi nie pozwalał mu na taki wysiłek.
- Ty, debil ! Tutaj ! Ahahaha ! - jeden z nastolatków krzyknął, kierując się w boczną alejkę, między dwoma kamienicami.
- Oddajcie mi to... - wydyszał Arthur, trzymając się za bok, w którym czuł rozsadzającą mu żebra kolkę.
- Haha ! Bo co nam zrobisz debilu ?! - krzyknął drugi, podbiegając do niego i uderzając go w głowę bannerem.
To rozpoczęło istne piekło. Pozostałe dzieciaki, widząc że Arthur nie ma siły, by się bronić, zaczęły atakować go coraz boleśniej, kopiąc go i okładając pięściami, tak że mężczyzna niemal stracił przytomność, myśląc tylko o tym że chce umrzeć.
"Nie dam rady nawet grupce gówniarzy... Powinienem umrzeć. Niech mnie tu zajebią. Nikomu nie jestem potrzebny" - pomyślał, czując jak na jego głowie łamie się tablica z napisem "Ostateczna wyprzedaż".
Arthur leżał tak dłuższą chwilę, aż śmiechy i krzyki na uliczce całkiem ucichły. Czuł niesamowity ból w skroniach, do tego z nosa kapała mu krew. Wreszcie wstał, patrząc na to co zostało z tablicy reklamującej sklep i już wiedział co go czeka i powolnym krokiem ruszył w kierunku firmy.
- Fleck, co tu robisz, jeszcze 5 godzin do końca zmiany - krzyknął szef, widząc go wchodzącego do gabinetu.
"No tak, jak zwykle czuły i empatyczny" - pomyślał Arthur, patrząc na niego i zmywając makijaż. Postanowił się nie odzywać. Nie było warto. I tak jutro dostanie wypowiedzenie. Po chwili wyszedł na ulicę i skierował się prosto do metra. Zajął dokładnie to samo miejsce co rano, mając nadzieję, że spotka brązowowłosą dziewczynę, która wsiądzie na którejś ze stacji.
"Na co ja liczyłem, na to, że tu się pojawi. I co, rzuci mi się w ramiona?" - myślał Arthur, ponieważ dziewczyny nigdzie nie było.
"Szkoda, że nie mam okularów przeciwsłonecznych, mógłbym bezkarnie obserwować ludzi" - pomyślał, ukrywając swoje spojrzenie. Nie chciał, by ktoś złapał z nim kontakt wzrokowy. Nienawidził tego, bo czuł, że inni się go brzydzą. Że wiedzą o jego chorobie. Wchodząc do miejsc publicznych, czuł się tak, jakby miał na czole napis : "Hej, jestem CHORY ! PATOLOGICZNIE WYBUCHAM ŚMIECHEM, BEZ POWODU, ale nie zwracajcie na to uwagi, bo poza tym jestem normalny". Z jednej strony chciał być zauważony, lecz z drugiej obawiał się ocen, z którymi spotykał się każdego dnia. "Ludzie to okropne istoty. Nieczułe, zajęte własnym ego. Gdybym umarł na ulicy, minęli by mnie, nie zwracając uwagi albo nawet spluwając na moje dogorywające ciało" - mężczyzna zatopił się w swych posępnych myślach, jednocześnie czując jak samotność niemal rozszarpuje mu duszę.
CZYTASZ
Joker 2019 - Arthur Fleck - Fanfiction - Joaquin Phoenix
Fanfiction"Arthur... Czemu milczysz? Czy chodzi o tych trzech facetów w metrze ? - dziewczyna spojrzała na niego lekko nieobecnym wzrokiem - nie czuj winy. Byli okropni, wiesz o tym - zaczęła, zbliżając do niego swoją twarz, tak, że dzieliły ich jedynie milim...