"Arthur... Czemu milczysz? Czy chodzi o tych trzech facetów w metrze ? - dziewczyna spojrzała na niego lekko nieobecnym wzrokiem - nie czuj winy. Byli okropni, wiesz o tym - zaczęła, zbliżając do niego swoją twarz, tak, że dzieliły ich jedynie milim...
Gdy Arthur delikatnie podniósł dziewczynę, a kosmyk jej włosów opadł mu na policzek, mężczyzna poczuł wyraźnie jej słodki, nie duszący lecz intensywny zapach. Zaciągnął się nim, niczym w ekstazie, pozwalając by jej włosy przy każdym ruchu omiatały mu twarz.
Nagle jej oczy otworzyły się. Spojrzała na niego, najpierw z mieszaniną strachu, a potem ulgi.
- Pamiętam cię z pociągu... - powiedziała cicho, przyglądając mu się uważnie.
- Mam na imię Arthur - wyszeptał, wpatrując się w jej brązowe oczy, które zajaśniały blaskiem.
Nie chciał jej przestraszyć, czując jak delikatna jest. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie ją trzymał w ramionach.
- Arthur... - dziewczyna spojrzała na niego ponownie i wyszeptała jego imię.
Nie odpowiedziała jednak jak sama się nazywa, a mężczyzna nie chcąc jej spłoszyć, starał się nie odzywać zbyt dużo.
Przez myśl przeszła mu obawa, że jeśli wda się z nią w konwersację, jego choroba znowu się odezwie i popsuje wszystko swym śmiechem, którego nie będzie mógł powstrzymać. Odrzucił jednak tą natrętną niepewność, zastanawiając się jak dziewczyna zareaguje, gdy zaniesie ją do swojego domu. Matka nie powinna protestować. Zwykle o tej porze już dawno spała w swojej sypialni i nigdy mu nie przeszkadzała. Dotychczas jednak jego życie uczuciowe plasowało się na zerowym poziomie. Nigdy nie zaprosił do swojego domu kobiety.
Dziewczyna wciąż tkwiła w jego ramionach, jej głowa przesunęła się lekko, wtulając się mu w szyję.
- Ładnie pachniesz - powiedziała nagle, powodując że nogi pod Arthurem niemal się ugięły.
Jej włosy delikatnie połaskotały jego kark.
- Nie wiem gdzie mieszkasz, ale... - zaczął niepewnie - moje lokum jest w pobliżu i...
- Zabierz mnie tam, muszę odpocząć - odpowiedziała, wciąż trzymając twarz bardzo blisko jego szyi.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nie spodziewał się, że tak łatwo się zgodzi. Jednocześnie nie chciał zbyt wiele sobie wyobrażać. Może tak zadziałał na nią szok, spowodowany wcześniejszą sytuacją, a on - znajomy z pociągu - wydał jej się w tych okolicznościach kimś, kto zapewni jej bezpieczeństwo. Nie wiedział jak działa jej umysł. Nie sądził, by był on jakiś pokrętny - tak jak w jego przypadku. Spodziewał się raczej zupełnie zdrowej psychicznie, młodej kobiety, która robiła karierę w biznesowej strefie Gotham. Tam, gdzie ludzie nie żyli w biedzie i nędzy. Tam, gdzie nie musieli niczym hieny walczyć o każdy grosz.
Spojrzał na nią ponownie, wyceniając w myślach jej sukienkę, kosztowną skórzaną torebkę i buty od projektanta. Niewątpliwie zarabiała krocie.
"Czy nie wystraszy się miejsca w którym mieszkam? Nie ucieknie jak tylko pokażę jej swoje lokum? Może nie powinienem robić sobie nadziei...Przecież od razu widać, że jesteśmy z dwóch różnych światów..." - Arthur toczył wewnętrzny monolog, przełykając ślinę w zaschniętych ustach.
W tym momencie zawiał lekki wiatr. Był wrzesień, a więc temperatury robiły się coraz chłodniejsze. Podmuch podniósł kosmyk włosów dziewczyny, sprawiając, że znowu musnął delikatnie szyję mężczyzny, roztaczając jednocześnie słodki zapach. W tym momencie odrzucił wszelkie wątpliwości. Nie chciał o nich myśleć. Chciał je wyprzeć. Pragnął tej dziewczyny od samego początku, gdy zobaczył ją, siedzącą w pociągu. Chciał ją posiąść. Była piękna. I zapewniała mu jakieś dziwne, nieokreślone bezpieczeństwo.
- Proszę, nie przestrasz się tylko... - powiedział, patrząc na nią i przyciskając guzik przywołujący windę, która po chwili ze skrzypnięciem ruszyła na parter.
- Chcę tylko się położyć w wannie... - odpowiedziała cicho - I przestać o tym myśleć - w jej spojrzeniu widać było wciąż cień strachu.
- Nie bój się, przy mnie nic ci nie grozi - odparł, popychając drzwi windy.
Nie zastanawiał się już nad niczym. Chciał tylko spełnić jej zachciankę. Po chwili winda ruszyła. Arthur mieszkał na przedostatnim piętrze, ale podróż która zwykle wlokła się niemiłosiernie, tym razem minęła niezwykle szybko.
- Które to piętro? - spytała.
- Jedenaste. Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości.
Arthur, wciąż trzymając dziewczynę w ramionach, wyciągnął niezdarnie klucz, z kieszeni marynarki, po czym włożył go do zamka i przekręcił. Starał się być cicho, by nie budzić matki. Nie chciał by mu przeszkadzała swoim gadaniem i pytaniami. Nie chciał, by cokolwiek popsuło mu tę chwilę.
- Łazienka jest tam... Eghm... Wiem, że to nie jest pewnie standard do którego przywykłaś... - zaczął, lekko speszony.
- Zanieś mnie tam... Proszę... - dziewczyna odpowiedziała cicho, tuląc się do niego.
Tego się nie spodziewał. Delikatnie pchnął drzwi łazienki i włączył światło.
- Poczekaj chwilę... - powiedział, stawiając ją na podłodze i nachylając się nad kranem, tak by wanna, napełniła się gorącą wodą.
Gdy mężczyzna się odwrócił, zobaczył coś czego całkowicie się nie spodziewał.
Dziewczyna stała przed nim, w samej bieliźnie, zdejmując z siebie buty. Spojrzała na niego dziwnym, nieobecnym wzrokiem. Widząc jej sylwetkę, Arthur poczuł przypływ podniecenia, tak, że z ledwością mógł racjonalnie myśleć.
- Pomóż mi... - powiedziała, wskazując na swój biustonosz - No dalej, nie wstydź się... - dodała, widząc jego niepewność.
Mężczyzna podszedł do niej od tyłu i jednym ruchem zdjął jej stanik. Dziewczyna podeszła do wanny, która była już wypełniona ciepłą, parującą wodą. Jednym ruchem zdjęła z siebie majtki i weszła do środka, kładąc swoją głowę na jej brzegu.
Arthur stał jak zahipnotyzowany, patrząc na jej piersi i czując wciąż narastające podniecenie.
- Przyjdziesz do mnie ? - spytała nagle, patrząc na niego, a że mężczyzna milczał, powtórzyła - Słyszysz? Chodź... Proszę...
Arthur bez słów, zaczął zdejmować z siebie ubranie, nie spuszczając dziewczyny z oczu. Po chwil nagi podszedł do brzegu wanny.
- Potrzebuję by ktoś mnie przytulił... Byś ty mnie przytulił... - powiedziała dziewczyna, łapiąc go za dłoń i ciągnąć w swoim kierunku.