Dzień był wyjątkowo wietrzny i deszczowy. Layla siedziała na skraju łóżka, wkładając czarne rajstopy.
- Kurwa ! - syknęła, widząc jak w delikatnym materiale pojawiło się oczko, sunąc szybko w kierunku uda.
Jednym ruchem zdjęła z nogi dziurawy nylon, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Nie miała ochoty iść na ten pogrzeb, przede wszystkim z uwagi na spotkanie z rodzicami, których nie widziała od 5 lat. Ostatnia rozmowa z matką nie przebiegała w przyjaznej atmosferze, co pozwalało jej sądzić, że gdy się zobaczą nie będzie miło.
Dziewczyna oparła się o parapet, wystawiając dłoń za okno i sprawdzając czy pada deszcz. W tym momencie dostrzegła Arthura, który szedł szybkim krokiem w kierunku jej apartamentu. Widząc ją, pomachał z uśmiechem. Dziewczyna zwróciła uwagę na jego dopasowany jasno - bordowy garnitur. Nie był to co prawda typowy strój na pogrzeb, ale Layla z uznaniem stwierdziła, że mężczyzna wyglądał w nim cholernie dobrze.
- Gotowa? - stanął w drzwiach, uśmiechając się i składając na jej ustach pocałunek.
Pachniał wodą kolońską, jego twarz była świeżo ogolona, a włosy zaczesane do tyłu.
- Tak, powiedzmy. Poszło mi oczko w rajstopach... Ale pójdę bez. Dobrze wyglądasz - dziewczyna zaczęła krzątać się po mieszkaniu, wkładając do torebki klucze i portfel.
- A ty pięknie, jak zawsze - stanął tuż obok, kładąc dłonie na jej twarzy i przyciągając ją do siebie - Bardzo seksownie ci w tej sukience - wyszeptał, gładząc jej włosy.
Jego męski zapach sprawił, że niemal zakręciło jej się w głowie.
- Arthur... Musimy być na miejsc za czterdzieści pięć minut - wydusiła, czując jak narasta w niej podniecenie.
- Wybacz, ale nie potrafię się przy tobie opanować - wyszeptał, całując ją po szyi - Zdążymy w pół godziny...
* * *
Na cmentarz przybyli lekko spóźnieni, ceremonia trwała od około dziesięciu minut. Layla rozejrzała się niepewnie po twarzach obecnych żałobników, dostrzegając w tłumie swoich rodziców.
- Nienawidzę pogrzebów - wyszeptała.
Nad elegancką urną stała rama z czarno - białym zdjęciem, przedstawiającym młodego mężczyznę, który dopiero wkraczał w dorosłość. Arthur spojrzał na twarz widniejącą na fotografii, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że to właśnie Marcusa jako pierwszego zabił tamtego feralnego wieczora w metrze przy Wall Street. To właśnie on jako pierwszy go zaatakował. Był najobrzydliwszą osobą jaką Arthur kiedykolwiek widział. Nie żałował tego co zrobił. Marcus w pełni zasłużył na swój los, a tacy jak on powinni być wyrywani jak chwasty, by nie zatruwać Gotham.
Mężczyzna rozejrzał się po twarzach żałobników, dostrzegając ich drogie ubrania, które miały świadczyć o statusie majątkowym. Te wszystkie pieniądze wydane na prestiżowe buty i torebki z powodzeniem mogłyby wystarczyć, by oczyścić całe Gotham z zalegających śmieci. Na uboczu, jednak wciąż w polu widzenia stali ochroniarze, dyskretnie pilnując porządku i przekazując sobie komunikaty przez krótkofalówki.
Arthur kolejny raz pomyślał, że zapewne nikt z tych bogatych ludzi nie przejąłby się jego losem, gdyby to on został zastrzelony w metrze. W zasadzie, to uważał, że nikt z obecnych na pogrzebie, nie przejął się również szczerze losem Marcusem. Byli tam tylko dla prestiżu, by ogrzać się w cieple Thomasa Wayne'a.
Po chwili jego wzrok przeniósł się na twarz Layli. Czy ona również taka była? Czy ona też nie przejęłaby się jego losem, gdyby konał w metrze? Nie czuła żalu z powodu kuzyna, ale znała go zbyt dobrze, wiedziała że był okropnym człowiekiem. Było więc to uzasadnione.
Ceremonia dobiegła końca i tłum powoli zaczął się rozchodzić, wcześniej składając kondolencję rodzicom zmarłego Marcusa.
- Layla, tu jesteś... - ciszę przerwał głos matki dziewczyny, gdy ta zapalała znicz przy mogile.
- Dzień dobry - odpowiedziała sucho, starając się nie pokazywać po sobie emocji.
Nie chciała robić scen na cmentarzu, zwłaszcza przy świadkach.
- Dobrze, że przyszłaś... Tak mi żal tego biednego chłopaka... Cały czas miałam nadzieję, że zmądrzejesz, wrócisz do domu i zostaniesz jego żoną...
- Mamo... Daj spokój proszę. To jest Arthur. Arthur, to moi rodzice - dziewczyna przerwała trajkotanie kobiety, na co jej matka ucichła, wbijając przeszywające spojrzenie w przedstawionego jej mężczyznę.
- Sasha Thomson - odpowiedziała w końcu sucho, podając Arthurowi dłoń i patrząc porozumiewawczo na swojego męża.
- Ben Thomson - odpowiedział ojciec Layli, przedstawiając się.
- Arthur Fleck - odpowiedział, ściskając po kolei ich ręce.
- Layla, mogę cię prosić na słówko? - matka po chwili syknęła, udając że przestawia znicz.
- Mamo... Możesz mówić przy Arthurze. Jesteśmy razem i nie mam przed nim tajemnic - dziewczyna odpowiedziała sucho, biorąc swojego partnera za rękę.
- Jak chcesz. Uważam, że to bardzo niekulturalne, że pojawiłaś się tutaj, z ... Nim. Pamiętaj, że ja i ojciec mieliśmy wobec ciebie i Marcusa plany...
- Tak, tak, nie konsultowane ze mną w żaden sposób.
- Nie przerywaj mi ! - jej głos z każdą chwilą nabierał mocy - Mieliśmy plany tak samo jak rodzice biednego Marcusa. A teraz afiszujesz się tutaj z nowym partnerem ? W ogóle, przepraszam bardzo ale to nie jest człowiek na twoim poziomie ! - dodała, celując w Arthura wskazującym palcem.
- To chyba ja decyduję, kto jest dla mnie najlepszy. A nie wy. Żegnam - odpowiedziała, patrząc porozumiewawczo a Arthura i odwracając się na pięcie.
CZYTASZ
Joker 2019 - Arthur Fleck - Fanfiction - Joaquin Phoenix
Fanfiction"Arthur... Czemu milczysz? Czy chodzi o tych trzech facetów w metrze ? - dziewczyna spojrzała na niego lekko nieobecnym wzrokiem - nie czuj winy. Byli okropni, wiesz o tym - zaczęła, zbliżając do niego swoją twarz, tak, że dzieliły ich jedynie milim...