Część 21

161 8 4
                                    

Layla spojrzała na Arthura, czując jak z zażenowania zaczynają ją piec policzki.

- Przepraszam cię za to... Nie myślałam, że będzie aż tak okropnie... - zaczęła.

- Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina - mężczyzna odpowiedział spokojnym głosem.

- Daj spokój, jest mi za nich wstyd...

- Hej - położył dłoń ja jej policzku, gładząc go - To nie było może idealne pierwsze spotkanie z teściami, ale cóż, nie masz wpływu na ich zdanie.

- Nie powinnam cię na to narażać...

- Nie martw się tym. Nie czuję się urażony, także spokojnie - odpowiedział.

Nagle jego wzrok przykuła czyjaś twarz. Twarz małego chłopca, którego skądś znał.

- Tato, tato ! - dziecko pociągnęło za rękaw, stojącego obok mężczyznę, wskazując na Arthura i Laylę.

- Co się dzieje Brian? - ojciec schylił się, podnosząc syna i sadzając go sobie na plecach.

- Tato, tam stoi ten pan... Ten clown ze szpitala ! - chłopczyk zachichotał dość głośno, wskazując palcem prosto na twarz Arthura.

- Clown ze szpitala? - ojciec spytał rozglądając się w poszukiwaniu wskazywanej twarzy.

- Tak, tamten pan! Poznaję go. Był u nas w szpitalu, wtedy gdy byłem chory... Występował i robił sztuczki...

Layla, słysząc te słowa spojrzała niepewnie na swojego partnera.

- Czy on mówi o tobie? - zmarszczyła brwi.

- Wątpię, chyba mnie z kimś pomylił... - skłamał szybko.

- To było bardzo śmieszne - dziecko kontynuowało swoją opowieść - Robił sztuczki i tańczył, aż tu nagle wypadł mu ze spodni pistolet ! - chłopczyk opowiadał dalej podekscytowanym głosem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- To było bardzo śmieszne - dziecko kontynuowało swoją opowieść - Robił sztuczki i tańczył, aż tu nagle wypadł mu ze spodni pistolet ! - chłopczyk opowiadał dalej podekscytowanym głosem.

- Ten dzieciak ma chyba ma bardzo bujną wyobraźnię... - Arthur szepnął do ucha swojej partnerki - Chodźmy już, bo zaraz zacznie padać - dodał, kierując się do wyjścia, czując jednocześnie zimny pot oblewający jego plecy.

To bezbronne dziecko go poznało. Mimo, że wtedy w szpitalu miał a sobie makijaż i perukę... A mimo to chłopiec go rozpoznał, prawie demaskując. To spowodowało, że jak najszybciej chciał opuścić cmentarz.

* * *

- Arthur ! - mężczyzna od progu usłyszał głos wołającej go matki - Arthur, czy sprawdzałeś skrzynkę? Przyszło coś?

- Tak, sprawdzałem i nie, nie przyszło ! - odparł, siadając na sofie i łapiąc za pilot od telewizora.

Jedyne na co miał ochotę, to zrelaksować się oglądając głupie programy. Nie czuł się dobrze. Pomimo zapewnień, że rozmowa z niedoszłymi teściami go nie zabolała, tak na prawdę czuł się źle. Znowu został oceniony tylko przez pryzmat klasy społecznej. Osoby z tak zwanych wyższych sfer gardzili kimś takim jak on. Dlaczego więc Layla się z nim spotykała? Z litości? Nie wiedział, ale obawiał się najgorszego.

- Może listonosz gubi te listy... Jestem pewna, że odpisał... - matka kontynuowała wywód - A tak poza tym, mam tutaj kolejny... Wyślesz jutro, prawda? - spytała, podając mu kopertę zaadresowaną do Thomasa Wayne'a.

- Dobrze mamo... - mężczyzna przewrócił oczami.

- Jestem pewna, że gdyby wiedział w jakich warunkach żyjemy, to by nam pomógł.

- Mamo, pracowałaś tam ponad 20 lat temu, myślisz że nadal cię pamięta?

- Synku... Łączyła nas więź, jestem pewna że nie chciałby żebyśmy tak mieszkali... Wyślij proszę ten list.

***

Gdy matka poszła spać, Arthur tchnięty dziwnym przeczuciem spojrzał na kopertę zaadresowaną do Thomasa Wayne'a, która leżała na stole.

"O jakiej więzi ona mówiła?" - pomyślał, patrząc na list i obracając go w palcach.

Jednym ruchem rozerwał papier, wyciągając odręcznie wykaligrafowaną kartkę i przebiegł oczami po teście.

"Z uwagi na łączące nas uczucie, zwracam się z prośbą... Ja i TWÓJ syn potrzebujemy pomocy" - czytał, a jego serce zaczęło bić coraz szybciej.

"Ja i twój SYN? Czy to znaczy że jestem... SYNEM THOMASA WAYNE'A?" - z każdą sekundą narastała w nim wściekłość, gdy treść wyczytanych słów zaczęła do niego docierać.

- Mamo ! MAMO ! - krzyknął, wymachując kopertą - O co w tym chodzi !?

Kobieta, widząc w jego dłoni rozpakowany list, z przerażeniem zamknęła drzwi sypialni na klucz.

- Powiem ci jak się uspokoisz ! - dał się słyszeć jej przytłumiony głos z drugiego pokoju.

- Dobrze... - Arthur wziął głęboki oddech, starając uspokoić myśli.

A więc był synem Thomasa Wayne'a !

Miał ojca ! I to jakiego.

Może od tej chwili jego życie się zmieni... Nie będzie już postrzegany, jako ten "gorszy sort" lecz jako syn samego prezydenta !

- Powiedz mi, proszę... Jestem spokojny... - powiedział cicho i zapukał delikatnie w drzwi sypialni.

- Dobrze... - twarz matki pojawiła się w uchylonej szparze - Mieliśmy romans, gdy tam pracowałam... Thomas podpisał ze mną umowę, w której zobowiązałam się, że nikomu nie powiem... Wywarł na mnie presję ! To był mezalians, jego pozycja bardzo by ucierpiała, gdyby ktoś się o tym dowiedział... Dlatego jestem pewna, że gdy tylko odczyta te listy to nam pomoże, synku...

Joker 2019 - Arthur Fleck - Fanfiction - Joaquin PhoenixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz