Rozdział 5

2.6K 190 9
                                    

*Rozdział nie sprawdzony*

Wychowanie fizyczne. Największy szajs świata zaraz po matematyce i innych naukach ścisłych, z których jak można się domyślić jestem beznadziejna.

Jak co środę niechętnie powlokłam się w stronę znienawidzonej przeze mnie sali gimnastycznej, aby spędzić na niej dwie pełne grozy godziny, podczas których moje mięśnie zostają wystawione na ogromną próbę. 

Jeśli myślicie, że normalnemu uczniowi jest ciężko na tej lekcji, to wyobraźcie sobie osobę z krzywymi nogami. Łatwo można się domyślić, że moim problemem nie były same ćwiczenia, które akurat często mnie odstresowały, lecz ludzie uczestniczący w tych zajęciach.

Jednak nie tylko oni okazali się kłopotem.

Pierwszym i najważniejszym problemem, który się pojawia jest fakt, iż najzwyczajniej w świcie wstydzę się. Wstydzę się wyglądu moich nóg, które w porównaniu do tych, należących do koleżanek z klasy wyglądają wprost obrzydliwie. Kolejnym problemem, okazuje się strój. Nienawidzę ćwiczyć w dresach, a leginsy, które ciasno opinają moje kończyny tym samym ukazując ich niedoskonałości, całkowicie odpadają. Takim oto sposobem pozostają mi jedynie krótkie spodenki, w których tak czy siak nie czuję się komfortowo.

Za każdym razem kiedy wychodzę z szatni, czuję na sobie spojrzenia innych, po których następują szepty, albo wybuchy śmiechu, jednak to właśnie to wszystko jest dla mnie napędem, do pokonania tych wszystkich morderczych ćwiczeń. Nie jestem pewna czy dałabym sobie radę z którymkolwiek z nich, gdyby nie pogardliwe spojrzenia rzucane w moją stronę. Można powiedzieć, że w pewnym sensie ból fizyczny spowodowany pracą mięśni oddalał mnie od bólu psychicznego, z którym właśnie w ten sposób zaczęłam walczyć. Kiedy zdałam sobie sprawę, z tego jak bardzo mnie to rozluźnia, nawet znienawidzone biegi na długie dystansy stały się dla mnie swego rodzaju wytchnieniem.

Westchnęłam wychodząc z dusznego pomieszczenia,przepełnionego zapachem dezodorantów i tanich perfum, którymi dziewczyny spryskiwały się hektolitrami. Poprawiłam kremową koszulkę, z krótkim rękawkiem i chowając dłonie w niewielkich kieszonkach moich szarych spodenek do ćwiczeń, nieśpiesznie zeszłam po schodach, aby po chwili stanąć na dużej hali sportowej, modląc się w duchu, abyśmy dzisiaj nie grali w kosza. Westchnęłam siadając na zgniłozielonej wykładzinie, na której zostały poprzyklejane różnokolorowe linie i półkola, opierając plecy o białą ścianę. Utkwiłam wzrok, w grupie chłopców, która stała po przeciwnej stronie sali. Przyglądałam się, jak kopią biało-czarną piłkę, podając ją sobie robiąc przy tym jakieś skomplikowane triki. 

— Ślinisz się. — Drgnęłam, kiedy nagle znikąd usłyszałam nad sobą czyjś głos.

Uniosłam głowę widząc nad sobą uśmiechniętą twarz James'a, który parsknął śmiechem widząc moją zdezorientowaną minę.

— Ha ha. Bardzo śmieszne. — Mruknęłam, jednak mimo wszystko nie potrafiłam zahamować uśmiechu, który wypełzł na moją twarz. 

Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową, aby po chwili usiąść obok mnie, wlepiając wzrok w teraz strzelających do bramki zawodników szkolnej drużyny. Za każdym razem kiedy, któremuś z nich się to nie udawało, chłopak prychał pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.

— Powiedz mi, jakim cudem takie beztalencia reprezentują naszą szkołę w zawodach sportowych? Przecież przynoszą nam jedynie wstyd. 

Zachichotałam na jego słowa.

— Mówisz to, bo oczywiście doskonale znasz się na piłce nożnej i jesteś lepszy, od każdego z nich. — Odparłam patrząc na niego spod uniesionych brwi.

Crooked Legs. c.h. ∞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz