Rozdział 3

3.4K 227 37
                                    

"Pamiętaj, że każdy napotkany człowiek 

czegoś się boi, coś kocha i coś stracił."

Calum

Dotychczas nie sądziłem, że życie z poczuciem winy, może być tak chujowe. Co prawda nie zrobiłem niczego złego i z pewnością nie powinienem przejmować się tym, aż tak dogłębnie, ale to nie moja wina, że tak właśnie zostałem wychowany, a ta cała sytuacja z Raven po prostu mnie przytłacza. 

Westchnąłem poirytowany i spojrzałem na nauczyciela, który prowadził lekcje, pomimo świadomości, że nikt w klasie nawet go nie słucha. Wiedząc, że z pewnością nie zwróci mi uwagi za błądzenie w myślach podczas zajęć, ponownie przywołałam do siebie obraz Raven i tego pierwszego dnia, kiedy rozmawialiśmy.

To prawda, może w pierwszej chwili, zrobiło mi się jej żal. Uwierzcie mi, nikt nie chciałby słuchać takich durnych komentarzy skierowanych pod swoim adresem, ale to wszystko zmieniło się, kiedy poszedłem do jej mieszkania, w celu oddania tego zeszytu. Na początku chciałem zostawić go, na wycieraczce przed jasnymi drzwiami z numerem 32 i niewielką plakietką z nazwiskiem i sobie odejść. Ale nie potrafiłem. Zostałem, a to okazało się najlepszą, a zarazem najgorszą decyzją mojego życia.

Najlepszą, ponieważ zdałem sobie sprawę, że pomimo zaczerwienionych oczu, panny Sage, które wyraźnie wskazywały na to, iż niedawno płakała, od jej osoby biła ogromna siła, którą niewątpliwie była obdarzona. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jedna osoba na jej miejscu już dawno by się załamała, a ona pomimo tego, kroczyła przed siebie z wysoko uniesioną głową. Szczerze zdziwiła mnie swoją reakcją na mój widok. Spodziewałem się raczej, że Raven okaże się nieśmiałą nastolatką, którą łatwo skrzywdzić, a tymczasem było całkiem odwrotnie i trafiłem na osobę, która swoim sarkazmem przewyższa nawet Hemmings'a, który do najmilszych z pewnością nie należy. Słysząc słowa wypływające z jej ust, nie umiałem powstrzymać, głupiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta, przez co chciałem tak po prostu spędzić z nią cały dzień, słuchając jej bezczelnych i złośliwych uwag kierowanych pod moim adresem.

Natomiast najgorszym dlatego, że ta mała osóbka pomimo niewątpliwe ogromnych pokładów siły, nie jest ich świadoma, przez co odrzuca wszystkich, którzy próbują się do niej zbliżyć, tym samym raniąc siebie i wpędzając ich w ogromne poczucie winy — tak jak mnie teraz.

Rozejrzałem się zdezorientowany, kiedy w sali rozbrzmiał dźwięk dzwonka, ogłaszający koniec dzisiejszych zajęć. Szybko podniosłem się ze swojego miejsca i pakując książki do placka, który następnie niedbałym ruchem przewiesiłem sobie przez ramie, wyszyłem z klasy. 

— Siema! — Uśmiechnąłem się lekko słysząc głos przyjaciela, który niewiadomo kiedy zmaterializował się po mojej prawej stronie.

— Cze... Serio stary? Zielone? — Zapytałem z niedowierzaniem, patrząc na włosy przyjaciela. Michael miał tendencje do ciągłego malowania swojej czupryny na głowie. Przynajmniej dwa razy w miesiącu musiał wypróbować jakiś nowy odcień, doprowadzając tym samym do rozstroju nerwowego nauczycieli, którzy zdegustowani patrzyli na jego poczynania. Ja sam zdążyłem już przywyknąć do ciągłych zmian Clifforda, ale jak widać tym razem nie byłem na to gotowy. 

— Nie podobając ci się? — Zapytał ze smutną miną, przejeżdżając po nich dłonią. — Pani w sklepie powiedziała, że pasują do koloru moich oczu. — Dodał po chwili mrugając powiekami, jak to miały w zwyczaju robić dziewczyny podczas flirtu, na co zachichotałem.

Crooked Legs. c.h. ∞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz