Być sobą

4.1K 213 321
                                    

Jest godzina 7:34, gdy przekraczam mury mojej nowej szkoły. Nowy ja, bez drugiego Jeongina, który niszczył moje życie.

Nazywał się Iwao czyli z japońskiego ,,człowiek z kamienia,,. Był on zbyt silny, choroba go budowała. Stawałem się co raz bardziej Iwao niż Jeonginem. Nie potrafiłem już wierzyć kto tak naprawdę jest prawdziwy. Zagłębiałem się w sobie, gdy Iwao wychodził na zewnątrz. Pochłaniał mnie. Próbował mnie zabić. Jednak po czasie, gdy już miał być mój koniec, ktoś wyciągnął do mnie dłoń. Otworzył przede mną wyjście przed Iwao. Pomógł mi się go pozbyć.

Tą osobą był Seungmin. Wraz z Jisungiem, Felixem i Minho. Byli moją deską ratunku. Lekarstwem na wszystko.

Od tamtego czasu Iwao nie wraca. Mam nadzieję, że już nigdy nie wróci.

Swoich przyjaciół poznałem na obozie artystycznym. Było to 2 lata temu. Gorące słońce piaszczystej plaży połączony z śpiewem, tańcem i rapem uczestników obozu tworzyła pętlę kreatywnych dusz z ambicją.

Seungmina poznałem pierwszego. Wpadł na mnie, gdy pakowałem swoją walizkę do autobusu. Od razu złapaliśmy wspólny kontakt. Gdzieś w trakcie zapoznałem się też z Minho, Felixem i Jisungiem. I tak oto, przez cały wyjazd spędziłem z nimi czas. Jednak oni nie do końca ze mną. Zaznajomili się z Jeonginem i Iwao.

Jednak jego czas się skończył. Jestem tu i teraz oraz nie zamierzam wracać do tamtych lat. Pora być sobą.

Jestem przerażony wielkością tego budynku. A to dopiero korytarz.

A co jeśli się zgubię? Ygh, nienawidzę tego.

Idę przed siebie, jednocześnie widząc nowe twarze, które mnie omijają. Nie spotkałem jeszcze moich przyjaciół, co mnie trochę martwi.

Nagle na kogoś wpadam. Lecę na ziemię (tak mi się przynajmniej wydaje), gdy w pewnej chwili czuje, że ktoś mnie chwyta i ciągnie za rekę.

Cholera. Pierwszy dzień i już zrobiłem z siebie idiotę.

Niepewnie kieruje swój wzrok na osobę, która uratowała moje dupsko przed spotkaniem z podłogą.
Patrzę i.....

Widzę anioła z czarnymi jak kruk włosami, ciemnymi jak noc oczami, w których można się zatopić i ciepłymi, malinowymi ustami.

Ideał.

Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego przy jakimkolwiek chłopaku.

-Hej, nic ci nie jest? - słyszę troskliwy, miły głos mojego wybawcy.

Matko, jego mowa jest taka cudowna.

-Em, h-hej. Nic mi n-nie jest. Dziękuję. - odpowiadam mu niepewnie.

-Przepraszam, że na ciebie wpadłem. Jestem Hyunjin. Hwang Hyunjin. Chodzę do drugiej klasy na rozszerzoną fizykę. A ty? - pyta uroczo.

-Yang Jeongin. Pierwsza klasa. Rozszerzony koreański. - odpowiadam krótko.

-Ooo to super. Dobra, ja lecę, bo za chwilę jest dzwonek lekcję. Pa Jeongin! - krzyczy i biegnie w stronę schodów.

Gdy tylko znika mi z oczu robi mi się słabo, ale szukam moich przyjaciół. Muszą gdzieś być.

Po chwili znajduje Seungmina stojącego przy wejściu. Biegnę w jego stronę sprintem i prawie na niego wskakuję.

-Seungmin! - śmieję się na widok jego przerażonej miny.

-Jeongin! Nie strasz mnie więcej. Prawie na zawał zeszłem... - dyszy i chwyta się za serce.

-Muszę ci coś powiedzieć.

-No mów.

-Spotkałem anioła - mówię podekscytowany.

-Że co?

-Anioła. A. N. I. O. Ł. A. - przeliterowywuje mu to - Spotkałem ANIOŁA. Wpadł na mnie, gdy cię szukałem. On był idealny. IDEALNY.

-Wow Yangie, ty się chyba zakochałeś.

Po jego słowach zaczynam się zastanawiać poważnie nad swoją orientacją. Czy jestem gejem? Czy Hyunjin poprzez uderzenie zmienił mi orientację?

Cholera. Co ja gadam. Seungmin mi miesza w głowie. Muszę oczyścić swoje myśli. Na spokojnie.

Moje myśli przerywa dzwonek na zajęcia. I dobrze. Mogę odsunąć na razie moje przemyślenia na temat tego.

-Nieważne. Chodźmy na lekcję, bo zaraz się spóźniony. - rzucam przyjacielowi, chwytam jego rękę i ciagnę w stronę klasy.

Nie chcę przez niego już sobie nagrabić u nauczycieli.

*7 godzin później*

Nie ma to jak kończyć lekcję o 15 w poniedziałek. Po prostu marzyłem o tym.

Po skończonych zajęciach ruszam z przyjaciółmi do naszego sekretnego miejsca czyli z Lixie, Mino, Minem i Hanem do opustoszałej części lasu niedaleko mojego domu. Uwielbiamy tam siedzieć, bo nikt tam nie chodzi, więc możemy robić tam wszystko na co nam dusza pozwala.

Iwao nie lubił tam przebywać. Wręcz nienawidził. Uznawał, że jest to siedziba tych wszystkich ludzi, którzy go oszukiwali. A ja zaś kochałem, kocham i będę kochać to miejsce. Przeżyłem tu całe moje dzieciństwo, gdy mama była zajęta żałobą i pracą.

Często obwiniała mnie, że to przeze mnie tak jest. Że to ja doprowadziłem mojego ojca do takiego stopnia. Że to ja przyczyniłem się do jego śmierci. Ale zawsze potem mówiła, że mnie przeprasza, że to nie moja wina. Kompletnie nie mogłem jej zrozumieć. Dalej jej nie rozumiem.

Mój ojciec to był wielki człowiek. Opiekował się nami. Mną i mamą. Starał się, żeby było nam jak najlepiej. Do czasu.

Miałem 4 lata, gdy zachorował. Zaczęło się od głosów. Krzyczał w nocy, w dzień. Ciągle. Krzyczał, że słyszy jakieś dziwne dźwięki, szepty. Sam nie wiedział co to. Później było co raz gorzej. Zamykał się w pokoju, rozmawiał sam ze sobą. Trwało to 3 miesiące, dopóki mama nie poszła z nim do lekarza.

Diagnoza spadła na nas jak wyrok. Schizofrenia paraoidalna.

Mama była załamana i przerażona. Jazdy do lekarzy, tabletki, nocne pobudki. Zajmowała się tatą 24 godziny na dobę. Przestała pracować. Skupiła swoją całą uwagę na mężu, ale zapomniała też o swoim zagubionym synu, który nic nie wiedział o życiu. Ale nauczyłem się zajmować samym sobą. Robić sobie jedzenie, korzystać z toalety, ubierać się. Może raz czy dwa sobie o mnie przypomniała, ale to nie było nic szczególnego.

Trwało to wszystko rok. Do czasu, gdy pewnego razu w nocy, nie usłyszałem przerażajacego wrzasku mojej rodzicielki. Szybko zeskoczyłem z łóżka i pobiegłem w stronę kuchni, bo stamtąd wydobywał się jej głos. Gdy tam dotarłem, zobaczyłem najgorszy widok, którego nie zapomnę do końca życia.

Mój ojciec leżał w kałuży krwi z podciętymi żyłami. Koło niego znajdował się napis na kartce.

Oni mi kazali to zrobić.

/Ale wam zrobiłam akcje\

My Honey [hyunin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz