*Tonny*
Od porwania minęły ponad trzy miesiące. Całkiem oswoiłam się z myślą, że James, czy inaczej, Mike wrócił do mojego życia. Mimo, że nie mam z nim zbyt dobrych wspomnień, nie boję się go tak jak kiedyś. Przynajmniej częściowo. Od czasu ostatniego "incydentu" chłopak nie odzywał się, nie dawał znaku życia. I bardzo dobrze.
Jesień jeszcze trwa, ale zima daje już o sobie znać. W telewizji coraz częściej mówi się o niejakiej zimie stulecia, która ma nadejść w tym roku. Może jest w tym trochę racji - dzisiaj mamy 8 grudnia, a stopni jest 7. Na minusie.
Dopinam jeansy i schodzę na dół. Muszę być szybciej w szkole, gdyż mamy spotkanie komitetu organizacyjnego. W sumie nie jest tak źle jakby można się było spodziewać. Ludzie w ekipie są całkiem spoko, a Beth i Paul bardzo mnie wspierają. Są tak jakby moimi "pomocnikami". Oczywiście nie traktuję ich tak - w naszej grupie wszyscy jesteśmy równi.
Gdy dochodzę do sali jest punkt siódma. Odkluczam drzwi i wchodzę do środka. Na małym stoliczku kładę zeszyt, piórnik i laptopa. Sięgam po różnokolorowe kabelki i zaczynam podłączać sprzęt do rzutnika. Gdy już ogarniam sytuację włączam prezentację i piszę do Beth.
Ja: Jedziecie?
Beth: Nie będzie mnie. Chyba mam grypę :(
Ja: Biedna
Ja: Paul?
Paul: Ja też się nie wyrobię. Mam takiego kaca po wczoraj, że nie mogę...
Ja: Kuruj się.
Ja: Nie wiem jak bez was przeżyję.
Beth: Dasz radę mała 💋
Odkładam telefon na stoliczek. No nic. Jakoś przeżyję. Ostatni raz przyglądam się notatkom i siadam na krześle, które stoi przy meblu.
Teraz naszym zadaniem jest przygotować Świąteczny Bal Charytatywny. Ostatnio robiliśmy już imprezę z okazji Halloween, Bal Jesienny, Urodziny Dyrektora (uważam to co najmniej za śmieszne, że musieliśmy zorganizować przyjęcie z tej okazji) i imprezę z okazji Utworzenia Drużyny Futbolowej.
Jednak te wszystkie bale były dość zwykłe (jeżeli w ogóle można to tak nazwać). Świąteczny Bal Charytatywny musi być wyjątkowy, gdyż będzie on otwartą imprezą - każdy zainteresowany będzie mógł się pojawić. Jako organizator wiem, że obecność potwierdził już między innymi prezydent naszego miasta i kilka innych ważnych osób.
Pierwsza osoba, która zjawia się w sali to Trevor - niebieskooki blondyn z trzeciej klasy. Potem uczniowie schodzą się w grupkach - najpierw przychodzą Alison i Jane, potem Filip, Kate i Max, a na koniec Denis, Jacob, Matt i Sandra. Wszyscy członkowie naszego zespołu są utalentowani - jeżeli nie potrafią rysować, to umieją szyć, miksować muzykę lub mają bardzo dobry gust co do wystroju. Przede wszystkim jednak, wszyscy, co do jednego, są punktualni, zorganizowani, pełni zapału i kreatywni. A to są wszystkie cechy, których potrzebujemy w naszym zespole.
Gdy każdy usadawia się na miejscu zaczynam wypytywać o pomysły na bal. Na tablicy postawionej niedaleko rysuję mapę myśli.
- Ktoś, coś? - pytam. Zgłasza się każdy, co przyjmuję z uśmiechem - Sandra?
- Według mnie powinniśmy zrobić bal w określonym strojem. Ostatnio, na UDF - postanowiliśmy mówić o imprezach skrótami, bo tak jest łatwiej - ubiór w ogóle się nie trzymał kupy. Niektórzy ubrali się elegancko, inni na sportowo, a jeszcze inni przyszli codziennie. Na tej, że tak się wyrażę, gali, powinien być określony strój.
- Dobra - odwracam się i piszę na tablicy "wszyscy mają być ubrani tak samo" - Elegancko, no nie? - zadaję pytanie nawet się nie odwracając. Odpowiada mi cichy pomruk twierdzący, więc dopisuję "(elegancko)". Wracam spojrzeniem o zespołu i wybieram kolejną osobę.
- Ogólnie - zaczyna Jacob - musimy ustalić kolor wystroju. Taki jakby motyw. Może biało-czarny? Albo srebrny lub złoty?
- Okej - zapisuję na tablicy "wystrój" - Robimy głosowanie. Kto jest za biało-czarnym? - zgłaszają się dwie osoby - Za złotym? - teraz w powietrze wznoszą się trzy ręce - A za srebrnym? - cała reszta unosi dłonie. Wraz ze mną jest to sześć osób - Czyli przegłosowane. Robimy czysto srebrno czy może z odcieniami niebieskiego lub białego?
- Biały - odpowiada większość, więc zapisuję "(srebrno-biały)"
- Teraz zobaczymy prezentację, podczas której opowiem wam trochę o tym kto już się zgodził na przyjście i jakie wymagania postawił nam dyrektor.
Zaczynam mówić i pokazuję różne rzeczy na slajdach. Te spotkania bardzo dużo wniosły do mojego życia - masę pozytywów jak i negatywów. Po pierwsze - albo muszę wstawać szybciej, albo zostawać po szkole. Po drugie - jako przewodnicząca muszę zawsze być przygotowana, nigdy nie spóźniona. Ale z drugiej strony podczas każdej imprezy wiem co się dzieje i czego się spodziewać. Mam też okazję być przy tworzeniu takich imprez - ćwiczę pracę w grupie i poznaję kolegów. Oprócz tego, a może przede wszystkim podczas zajęć przezwyciężyłam nieśmiałość. Nie tylko co do nowych ludzi, ale także do przedstawiania prezentacji i mówienia przed większą grupą. Odkąd pamiętam, zawsze panicznie bałam się publicznych wystąpień. A teraz? Mogłabym zostać piosenkarką i śpiewać na koncertach.
- To w sumie na tyle - mówię po zakończeniu prezentacji - Resztę omówimy na następnym spotkaniu. Proszę, abyście na następne zajęcia przynieśli ze sobą masę pomysłów - wszyscy wstają z miejsc i zaczynają się pakować - Matt? - chłopak odwraca się w moją stronę - Mógłbyś zostać jeszcze chwilkę?
- Jasne - cała grupa wychodzi, a chłopak siada na stoliczku - Coś się dzieje?
- Nie, nie. Chodzi mi tylko o to, że musielibyśmy ogarnąć jakieś ulotki. I plakaty. Możemy się spotkać dzisiaj po szkole i to wstępnie omówić?
- No spoko. Sprawdzę tylko w kalendarzu - otwiera wyimaginowany notes i spogląda na mnie spode łba - No. Najwyraźniej mam dla ciebie trochę czasu... - chichoczę, a chłopak wraca do swojego normalnego trybu bycia - To co? O szesnastej w Jane's Bar?
- Okej. Mi pasuje. Do zobaczenia - żegnam się i zaczynam się pakować, a chłopak wychodzi z pomieszczenia.
Pakuję laptop i inne bzdety do torebki, po czym wychodzę. Zakluczam salę i ruszam korytarzem. Rozglądam się po pustym holu i podchodzę do szafki. Na półkach układam książki i wyciągam podręczniki, zeszyty i notatki potrzebne mi na następne zajęcia. Za moimi plecami rozlegają się pierwsze kroki uczniów. Jakaś osoba przechodzi za mną, ale się nie odwracam. Bo po co?
Od razu żałuję, że tego nie zrobiłam.
- Tonny... - czuję czyjąś rękę na moim ramieniu i wstrzymuję oddech.
***
Hejkaaa!!!
Co tam u was? Tak strasznie przepraszam, że mnie nie było. Czuję się jak skończona idiotka. No, ale cóż... Takie życie. Tak, więc bez zbędnych ceregieli :)
Do następnego!
Domsixa
CZYTASZ
Surrounded by boys
RomanceTonny jest zwyczajną nastolatką. Ma świetną rodzinę, ale w jej życiu od zawsze byli głównie chłopcy - jej mama zmarła, gdy dziewczyna była jeszcze mała. Wszystko w jej życiu przewraca się do góry nogami, gdy w szkole pojawia się syn pewnego bogatego...