Przebudzenie

6.3K 137 3
                                    

*Tonny*
Staram się otworzyć oczy, jednak jest to tak trudne, że ledwo co widzę mały skrawek otoczenia. Moje powieki są za ciężkie, aby potrafiła je podnieść. Czuję, jakby były wykonane z ołowiu lub jakiejś innej, ciężkiej substancji. Próbuję wyłapywać jakiekolwiek inne bodźce, ale wokół mnie panuje całkowita cisza.
Gdy już myślę, że nic się nie stanie, drzwi od pomieszczenia, w którym się znajduję, otwierają się z hukiem.
- Budzi się - mówi jakiś mężczyzna, którego głosu nie kojarzę. W pokoju od razu robi się zamieszanie. Kilka osób podchodzi bliżej mnie, ktoś stuka coś na jakimś ekranie. Ponownie staram się unieść powieki, aby zobaczyć co się dzieje. Tym razem, mimo wielkiego trudu, udaje mi się to.
Znajduję się w dużym, jasnym pomieszczeniu. Leżę na łóżku, które zadziwiająco bardzo przypomina szpitalne kozetki. Dalej się rozglądając zauważam, że w moją rękę, na wysokości łokcia, wbita jest jakaś igła.
Ał...
Dopiero teraz zauważam kilka osób stojących obok posłania. Najbliżej mnie stoi jakiś obcy dla mnie mężczyzna, w wieku około 40 lat. Za nim znajduje się tata ze swoim mężem. Po mojej drugiej stronie zauważam rozmierzwioną czuprynę Ian'a. Zza chłopaka wyłania się jeszcze jedna postać, na której widok na moje usta wpływa delikatny uśmiech.
- Cześć - mówię lekko zachrypniętym głosem, więc od razu odkaszluję - Mogłabym trochę wody? - pytam, czując doskwierające mi pragnienie.
Wszyscy od razu zaczynają chaotycznie poruszać się po pomieszczeniu, jedynie nieznany mężczyzna odwraca się i podaje mi szklankę, niedawno stojącą na szafce.
Upijam łyk napoju, a gdy zimna ciecz styka się z moim wysuszonym gardłem ucieka mi ciche westchnienie. Wszyscy odwracają się z powrotem w moją stronę, a zauważywszy szklankę w mojej dłoni, wracają na dawne miejsca. Każdy z nich wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ale coś go powstrzymywało.
- Dobrze - przejmuję inicjatywę - Jeżeli nie chcecie ze mną rozmawiać, to ja będę rozmawiać z wami. Po pierwsze: dlaczego tu jestem? - pytam, po czym spoglądam wyczekująco na wszystkich zebranych.
- Miałaś wypadek - odpowiada Ian.
- Tak? - marszczę brwi w niezrozumieniu - Nie pamietam tego. Ostatnie co pamietam to... - sięgam pamięcią do ostatnich wspomnień - Po tym jak Nial wyjechał ze szkoły źle się poczułam i... No, to tyle.
- Pamiętasz może cokolwiek innego? Jakieś szczegóły? - dopytuje Nial.
- No... Tylko to, że miałam mocne zawroty głowy, przez które musiałam usiąść. Wtedy podbiegł do mnie Peter i zapytał czy wszystko w porządku. A potem... Potem chyba zemdlałam - wysilam umysł i przed oczami pojawia mi się mój ostatni widok - Ostatnie co widziałam to mój bidon toczący się po ziemi. Choć w sumie to nie mógł być mój, bo ty go zabrałeś - uśmiecham się delikatnie do Nial'a, ale chłopakowi ewidentnie nie jest do śmiechu - Możecie mi w końcu powiedzieć co się dzieje?
- Tak - po raz pierwszy odzywa się mój tata - Zostawimy was samych - spogląda na mnie, Ian'a i Nial'a.
Rodzice wraz z lekarzem wychodzą z pomieszczenia, a ja spoglądam na chłopaków. Obaj wyglądają fatalnie w porównaniu z ich normalnym wizerunkiem. Oczywiście nadal wiele osób mogłoby pozazdrościć im urody, ale jednak jest gorzej niż zwykle.
Nial przejeżdża ręką po swoich włosach i siada na krześle, stojącym tuż obok kozetki.
- Nawet nie umiem ci powiedzieć co zaszło - mówi i przeciera twarz dłonią.
- Tonny... Ty... - zaczyna Ian, ale przerywa mu Johnson.
- Mike cię porwał - dokańcza z uderzającą bezpośredniością. Moje oczy powiększają się, a brwi unoszą w górę.
- Co? Ale... jak? - jąkam się.
- Nie wiemy. Nie ma nagrań z kamer. Ktoś, kto to zrobił, był naprawdę dobrze przygotowany - odpowiada mój brat.

- Ale... Przecież był ze mną Peter. Chyba nie sądzicie, że on... - urywam nie chcąc wypowiadać tych słów - Że on może mieć z tym coś wspólnego? - dodaję szeptem. Czuję, że łzy zbierają mi się w kącikach oczu.

- Nie możemy wykluczyć żadnej opcji - odpowiada wymijająco Ian. Spogląda wszędzie, tylko nie na mnie.

- Czego mi nie mówicie? - mój głos drży, gdy wypowiadam to pytanie przez zaciśnięte zęby.

- Peter... Go nie było w szkole - wstrzymuję oddech - Wyszedł zanim zaczęły się lekcje - dodaje i chowa twarz w dłoniach. 

W pomieszczeniu zapada cisza. Jedynym dźwiękiem są nasze głębokie wzdychania. Dzwoni mi w uszach. Zamykam oczy dla uspokojenia, jednak to nie pomaga. Mój oddech przyspiesza, mam coraz większą trudność z poborem powietrza. Klatka piersiowa szybko unosi się i opada, ale jej praca na nic się nie zdaje. Chłopacy siedzący obok mnie zaczynają się poruszać, ale mimo tego nie otwieram oczu. Staram się unormować pracę płuc, poprzez odliczanie, lecz to również jest bezskuteczne. 

Wewnątrz pomieszczenia rozlegają się trzaski, przez które jeszcze bardziej się boję. Niewidzialna dłoń zaciska się na moim gardle, uniemożliwiając oddychanie. Słyszę, że ktoś coś krzyczy, ale nie jestem w stanie wyłapać słów. Jedynie jeszcze bardziej zaciskam powieki. Coraz to mocniejsze zawroty głowy sprawiają, że zaczynam odpływać.

W pewnym momencie czuję, że ktoś zakłada mi jakiś przedmiot na usta i nos. Jestem tak zdziwiona, że od razu nabieram duży haust powietrza. Otwieram szeroko oczy, jednak nie jestem w stanie niczego zobaczyć, ponieważ cały pokój spowija ciemność. Staram się znaleźć włącznik światła. Sięgam w stronę gdzie powinien się znajdować, jednak moja ręka napotyka jedynie pustkę. Z powrotem zamykam oczy.

Jeden...

Dwa...

Trzy...

Staram się spokojnie odliczać. Gdy dochodzę do dwudziestu zawroty głowy słabną. Liczę dalej i z biegiem czasu czuję się coraz lepiej. Gdy dochodzi do czterdziestu ośmiu ktoś łapie mnie za rękę. Powoli otwieram oczy. 

Obok mnie siedzi Nial. Ma zmartwiony wyraz twarzy, a jego oczy wyrażają jedynie troskę. Za chłopakiem stoją moi rodzice wraz z Ianem. Odwracam głowę w stronę drzwi. Koło łóżka znajduje się ten sam nieznany mężczyzna i kilka innych kobiet. Zakładam, że są to pielęgniarki.

- Panno Tonny. Proszę się uspokoić - mówi, jak zdążyłam wywnioskować, lekarz. W odpowiedzi kiwam głową. 

- Nie powinniśmy ci tego mówić. Jesteś jeszcze słaba, powinnaś odpoczywać - odzywa się Nial. 

- Co się stało? - gardło boli mnie, gdy wypowiadam tych kilka słów.

- Miała Pani atak paniki - odpowiada doktor - Zdarzało się to Pani kiedyś?

- Tak, ale nie aż tak bardzo. Nigdy nie potrzebowałam pomocy medycznej - charczę - Czy mogłabym trochę wody?

- Oczywiście - Ian jako pierwszy chwyta szklankę i podaje mi ją. Za zgodą lekarza podnoszę maskę i piję kilka łyków zimnego płynu.

- Pani Tonny powinna wypoczywać - mówi jedna z pielęgniarek do wszystkich zebranych - Proszę cię - spogląda na mnie z troską bijącą z jej oczu - nie nadwyrężaj się.

Surrounded by boysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz