5. Co? Jak?

14.3K 301 109
                                    

*Tonny*

Gdy docieram z powrotem na salę, widzę, że przez drzwi wychodzi jakaś pijana para. Świetnie, ktoś zapewne dolał alkohol do ponczu.

Wchodzę do pomieszczenia, a do moich nozdrzy dociera słodkawy, przyjemny zapach, którego nie potrafię zidentyfikować. Idę na poszukiwania przyjaciół, ale już po niespełna minucie poddaję się, widząc, że chyba każdy w pomieszczeniu - łącznie z nauczycielami - wypił odrobinę za dużo.

Oprócz mnie.

Gdzieś w tłumie miga mi frak Paula i krótka sukienka Bethany, więc na miękkich nogach ruszam w ich kierunku. Jakaś nieprzyjemna myśl pojawia się w mojej głowie, ale nagle czuję się tak lekko, że nie chce mi się na niej skupiać, więc rozpływa się w nicości. Docieram do śmiejących się przyjaciół głośno, a ich rozbrajające miny sprawiają, że zaczynam chichotać bez powodu.

- Gdzieś ty była, laska?! – krzyczy P, przez co zaczynam się jeszcze bardziej śmiać.

- Brat Petera chciał mnie obmacać, ale mu uciekłam! Niczym ninja! – teraz cała nasza trójka rechocze, jakbyśmy byli po czymś mocnym. To, że nic nie piłam, ani nie brałam nie ma tu nic do rzeczy.

- Uuu... Tę rodzinkę chyba do ciebie ciągnie. Jeszcze tyko ojca brakuje - komentuje Bethany, ręką wykonując jakiś bliżej nieokreślony gest.

- No, też tak myś... - po raz drugi tego wieczoru ktoś łapie mnie od tyłu, ale tym razem nie mam siły, by nawet próbować się mu wyrwać.

- Ćśś... - szepcze nieznajomy. – Już wszystko dobrze.

Czuję, że napastnik poluźnia uścisk, ale robi to tylko na chwilę, bo potem znów chwyta mnie mocniej i przechodzi przez drzwi. Gdy odchodzimy od nich jakieś pięć metrów, zdaję sobie sprawę, że naprawdę mogę znajdować się w niebezpieczeństwie, więc zaczynam się szamotać. Chłopak, wiem to, ponieważ ma na sobie garnitur, odstawia mnie za ziemię, spoglądając mi w oczy.

- Peter? Nie mogłeś mnie po prostu poprosić żebym z tobą wyszła, tylko musiałeś mnie wynieść?

- Nial rozpylił w środku gaz rozweselający – przerywa mi, pewnie spoglądając w moje zdezorientowane tęczówki.

- Co? Jak? – pytam, starając się przyswoić te dziwne wiadomości.

Ten chłopak jest coraz bliżej bycia na mojej liście zabitych. Jeszcze takiej nie mam, ale nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo takowa powstała.

- Okłamał DJ-a, że ma naprawić maszynę do dymu i podłożył jakieś urządzenie, które rozprowadziło gaz.

- A dlaczego mi to mówisz? – zerkam na niego wyczekująco. – Chyba nie oczekujesz, że jakoś magicznie wszystko to naprawię – prycham lekceważąco. Gdy zauważam, że na jego poważnej twarzy pojawia się zakłopotanie, mina mi rzednie. – Żartujesz sobie chyba! Ja nie jestem jakimś pieprzonym pogotowiem!

- Proszę. Nie chcę żeby go zgarnęli za zakłócanie spokoju. Zrób to dla mnie. Będę miał u ciebie dług – rzuca mi błagalne spojrzenie, a ja niemal ze złością przyjmuję do wiadomości, że ściana mojego lodowatego oporu zaczyna się roztapiać.

- Dobra.

*Peter*

Razem z Tonny idziemy na poszukiwania czegoś, co uchroniłoby nas przed działaniem gazu. Po mniej więcej kwadransie odnajdujemy klucz do gabinetu pielęgniarki i bierzemy stamtąd dwie maseczki antysmogowe.

Mówiąc szczerze, nie mam bladego pojęcia, po co znajdują się one w szkole, ale nie pytać, zważając na powagę sytuacji.

Wracamy na salę, uprzednio upewniwszy się, że szczelnie założyliśmy maski. Kierujemy się do umieszczonego na podeście, na samym środku sceny stanowiska DJ-a. Nikogo tam nie ma – podejrzewam, że ten biedny człowiek również uległ gazowi. Odnajdujemy wejście i wchodzimy po kilku schodkach, aby dotrzeć do wielkich głośników, które zasłaniają dwie duże maszyny do robienia sztucznej mgły. Podejrzewam, że Nial dodał coś do płynu, z którego powstaje dym.

- Wyłącz to cholerstwo! – dziewczyna stara się przekrzyczeć przez gwar rozmów i mimo, że słabo jej to idzie, rozumiem ją. Podchodzę do urządzenia i klikam kilka przycisków. Po chwili coś stuka w jego wnętrzu, a maszyna przestaje wydzielać z siebie substancję.

- Chodź! Idziemy! – łapię ją za rękę i wybiegamy z sali, mając świadomość, że maseczki są tymczasowe, a mi powoli zaczynają mięknąć kolana.

- Teraz musimy poczekać, aż trochę jeszcze tego powdychają – patrzę na nią z niezrozumieniem.

- Nie lepiej po prostu od razu otworzyć okna? - pytam.

- Nie, nie możemy już teraz przewietrzyć, bo wtedy gaz mógłby rozprzestrzenić się wokół szkoły, a to mogłoby narazić innych ludzi – mówi, uświadamiając mi, jak ryzykowne mogłoby to być.

Jest inteligenta. I to bardzo.

- Dobry plan.

Odczekujemy kolejny kwadrans, a potem wchodzimy na salę i otwieramy okna. Powiew świeżego powietrza jest tak przyjemny, że razem siedzimy na parapecie do czasu, aż ludzie przestają zachowywać się jak pod wpływem alkoholu.

- Jeżeli nie chcesz mówić, to nie musisz – przerywa ciszę – ale chciałabym wiedzieć, dlaczego twój brat to zrobił.

Spinam się na całym ciele, a ona udaje, że tego nie zauważa. Wiem, że jednak to widziała, bo po chwili dodaje:

- Naprawdę nie musisz mi t...

- On jest po prostu kutasem.

***

Co myślicie jak na razie? Zastanawiam się nad zrobieniem maratonu w sobotę, ale jeszcze nie jestem pewna, czy będę miała wenę.

Do następnego!

Domsixa

Surrounded by boysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz