*Tonny*
Uciekam.
Nie wiem, przed czym, po prostu gnam przed siebie.
Boję się.
Wybiegam zza zakrętu i zauważam światła. Pomimo okropnego bólu mięśni i strasznego palenia płuc, jeszcze bardziej przyspieszam. W przeciągu kilku sekund dobiegam do domu. Głośno pukam do drzwi, ale nikt nie otwiera.
Czuję, że zagrożenie się zbliża.
Walę pięścią jeszcze raz, ale gdy czynność nie skutkuje, podejmuję desperacką próbę otworzenia drzwi. Z zamka wydobywa się ciche kliknięcie, a drewno ustępuje. Gwałtownie wchodzę do środka i szybko zamykam drzwi. Mimo, że jakaś bariera oddziela mnie od niebezpieczeństwa, nadal jestem przerażona.
Cicho wchodzę w głąb pomieszczenia. Drewniana podłoga skrzypi lekko pod moimi nogami, gdy rozglądam się wokół. Poszukuję miejsca, w którym mogłabym chwilę odpocząć, ale wtem dobiega do mnie jakiś dziwny zapach. Jakby... zgnilizna? Idę w ślad za fetorem i zauważam czerwone ślady. Czy to...?
Nie, nie możliwe. Mimo wyczuwalnego ryzyka nadal kieruję się za wonią. Po chwili docieram do miejsca, gdzie naprawdę bardzo śmierdzi. Wychylam głowę zza ściany, z przerażeniem zauważając leżące na ziemi zwłoki. Mój żołądek zaciska się jeszcze bardziej, gdy rozpoznaję brązowowłosą postać.
- Nial! - podbiegam do leżącego chłopaka. Od razu zauważam liczne zadrapania, siniaki i rany. Całą koszulkę ma przesączoną krwią. Po chwili dostrzegam, że przyciska dłoń do boku. Delikatnie podnoszę kończynę i spoglądam na okropne, głębokie obrażenie, z którego bezustannie sączy się krew. - Kto ci to zrobił? - szlocham.
- Ty.
Spoglądam na niego zdezorientowana i lekko przerażona.
- Słucham?
- To ty mi to zrobiłaś...
- Co? - panicznie zaciskam dłoń na jego koszulce. - Nie! Nie, nie nie. To nie ja. Nigdy bym nie... - milknę, gdy zauważam długi nóż, który pewnie ściskam w wolnej dłoni. Przedmiot wypada mi z rąk, gdy odsuwam się, chcąc oddalić się od broni.
Zaczynam się trząść. Spoglądam na zakrwawione ręce i ubrania.
Boże...
Nial wyjątkowo głośno się krztusi, więc znów padam na kolana. Mimo że jest możliwość, że właśnie coś mu zrobiłam, jego bezpieczeństwo jest dla mnie priorytetem. Nie moje, a jego.
- Jak mogę ci pomóc? - chlipię.
- Nie możesz. Zabijasz mnie.
Mimo że nie wiem, co robię, chwytam jego dłoń w desperackiej, głupiej próbie zrobienia czegokolwiek. Nagle czuję, jak dziwne ciepło rozlewa się po moim ciele. Po chwili przeradza się jednak ono w okropny ból. Puszczam dłoń chłopaka i upadam na ziemię. Szatyn powoli się podnosi, otrzepując niewidzialny kurz z swoich zakrwawionych spodni.
- Nial... - szepczę. - Pomóż mi.
- Nie zrobię tego. W szczególności dla ciebie.
Jego usta wykrzywiają się w przerażającym uśmiechu. Słyszę jego szyderczy śmiech, gdy obraz rozmazuje mi się przed oczami. Zapadam się w ciemność, pogrążając się w echu mojej śmierci.
***
Podrywam się z łóżka. Moje ramiona szybko wznoszą się i opadają. Zaczynam szlochać i przyciągam nogi do klatki piersiowej.
To tylko sen. To tylko sen...
Opieram czoło o kolana i jeszcze przez chwilę staram się wyrównać oddech. Gdy wszystko wraca do normy, podnoszę się i ruszam do łazienki. Otwieram drzwi i w lustrze wiszącym tuż naprzeciw mnie, widzę moją zapłakaną twarz. Znowu prawie się załamuję, ale opanowuję to. Podchodzę do umywalki i przemywam opuchnięte i zaczerwienione oczy zimną wodą. Następnie przykładam nadal chłodną dłoń do karku i zamykam oczy. Moje rozpalone ciało po chwili ochładza się, więc zaczynam poranną toaletę.
Nigdy ni wydarzyło mi się nic takiego - myślę podczas szczotkowania zębów.
Po ogarnięciu się wracam do pokoju i na telefonie odczytuję wiadomość informującą wszystkich uczniów, że do końca tygodnia szkoła jest zamknięta. Przynajmniej tyle dobrego.
Ruszam do szafy, z której wyciągam różową koszulkę na ramiączkach i szare dresy. Do tego biorę ciepłą bluzę i cała zapakowana wychodzę z pokoju.
Kieruję się na dół, gdzie zastaję karteczkę na stole:
Droga Tonny,
Razem z Anthonym pojechaliśmy na konferencję. Wrócimy około trzeciej - musimy pojechać do Nowego Jorku. Co do Theo to nie jestem pewien, ale chyba pojechał do kolegi i raczej nie wróci za szybko. Tak więc masz całą chatę dla siebie! Tylko, błagam, nie zepsuj niczego.
Kocham cię,
Tata
Nie za bardzo dziwi mnie taka sytuacja. Naprawdę dobrze dogaduję się z Anthonym i tatą, jednak gdy czasami zdarzają się dni, kiedy muszą wyjechać na dzień lub dwa, Theo również mnie opuszcza, bo jak to mówi "lepiej bez nadzoru niż z nim".
Więc zazwyczaj zostaję wtedy sama w domu.
Odkładam skrawek z powrotem na stół i udaję się do kuchni. Jak dobrze, że mamy pełną lodówkę!
Zabieram naczynia z blatu i wracam do salonu. Mijam stolik z kartką i rozkładam się na kanapie. Włączam jeden z jakichś durnych kanałów, na którym akurat leci maraton jakiegoś ckliwego serialu. Tak bardzo wciąga mnie świat głównych bohaterów, że nawet nie zwracam uwagi, gdy mijają ponad dwie godziny. Z filmowego transu wyciąga mnie dzwonek do drzwi.
- Kto to? - mruczę do siebie pod nosem i kieruję się do wejścia, przy okazji szybko zakładając pierwsze lepsze kapcie.
*Nial*
Dzwonię do drzwi.
Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Trzymam mały bukiet kwiatów dla Tonny.
Kurde, jak ja mam się zachować?
Gdy już mam zamiar stchórzyć, drzwi otwierają się, a ja widzę szatynkę w podkoszulce i dresach.
- Hej - zaczynam, śmiejąc się nerwowo. - To dla ciebie - podaję jej wiązankę. Stoi osłupiała i patrzy na mnie, jakby zobaczyła ducha.
- Dziękuję - jąka się po chwili.
- Nie ma za co.
- Wejdziesz? - pyta, a ja w duchu dziękuję wszystkim bóstwom za ich wspaniałomyślność.
Przechodzę przez drzwi i od razu kieruję się do salonu. Siadam na kanapie, a dziewczyna spogląda na mnie kpiąco. Cała niezręczność ulatuje w ciągu jednej sekundy, a ja bardzo się z tego cieszę.
- Wiesz, że masz takie coś, że zawsze rozgaszczasz się bez pytania? Tak jakbyś był u siebie.
- No cóż... Taki już jestem - zamyślam się na chwilę. - To źle?.
- Nie. Mi to nie przeszkadza - na twarz dziewczyny wpływa delikatny rumieniec, a ja się uśmiecham.
Gdy otwieram szeroko ramiona, Tonny delikatnie wtula się w moje ciało. Czuję się dziwnie dobrze, całując jej włosy i opierając brodę na jej głowie.
- Oglądamy coś? - pyta.
- Dla ciebie wszystko - odpowiadam, przewracając oczami, gdy słyszę jej ciche prychnięcie. - Tylko nic ckliwego.
CZYTASZ
Surrounded by boys
RomansaTonny jest zwyczajną nastolatką. Ma świetną rodzinę, ale w jej życiu od zawsze byli głównie chłopcy - jej mama zmarła, gdy dziewczyna była jeszcze mała. Wszystko w jej życiu przewraca się do góry nogami, gdy w szkole pojawia się syn pewnego bogatego...