Rozdział V

413 43 2
                                    

Gabriel wszedł do sali, w której znajdowali się prawie wszyscy mieszkańcy ośrodka i jego pracownicy. Zobaczył na przedzie trzy wolne miejsca, pociągnął za sobą Deana i Meg, których nadal trzymał za ramiona. Usiadł na jednym wolnym miejscu, a dwójkę nastolatków posadził po swojej lewej i prawej stronie. Dziewczyna klapnęła na miejsce, założyła nogę na nogę i wyszczerzyła się w parszywym uśmiechu. Chłopak natomiast naburmuszony niczym trzyletnie dziecko zaczął tupać niespokojnie nogą. Nie lubił siedzieć długo w jednym miejscu, a zwłaszcza, gdy wokół siebie miał dość sporą grupkę ludzi. Czuł się odsłonięty i obserwowany przez wszystkich, nigdy nie wiedział kto i z której strony może go zaatakować. Rozejrzał się po sali w poszukiwaniu swojego młodszego brata, Sama, jednak nigdzie nie mógł zlokalizować czupryny zbyt długich włosów. — Gdzie Sammy? — zapytał Gabriela, który wyciągnął z kieszeni jakiegoś kolorowego cukierka.

— Sam dzisiaj rano został przeniesiony na drugie piętro. — odpowiedział spokojnym tonem.

— Jak przeniesiony?! — krzyknął Dean, podnosząc się ze swojego miejsca, akurat w momencie, w którym Charlie i Castiel weszli do pomieszczenia. Oboje zaalarmowani od razu spojrzeli w jego stronę. Rudowłosa już miała zamiar do niego podejść, ale Gabriel chwycił Winchestera za ramię, w ten sposób z powrotem sadzając go na plastikowe krzesło.

— Nic mu nie będzie, usiądź spokojnie. — mruknął Gabe, wkładając sobie całego czekoladowego cukierka do ust.

Dean spojrzał na niego z niezadowoleniem wymalowanym na piegowatej twarzy. — Jesteś obrzydliwy...— jego słowa przerwała, klaszcząca Charlie, która próbowała zwrócić na siebie uwagę całej grupy.

— Witam wszystkich, cieszę się, że udało nam się zebrać tutaj całą grupę, ponieważ właśnie dzisiaj do naszej ekipy dołącza nowy opiekun. — w tym momencie wskazała na Castiela, który uniósł dłoń i z uśmiechem, pomachał do nastolatków. — To jest Castiel, chciałabym, żebyście się zachowywali i starali nie utrudniać mu pierwszych dni tutaj. Meg ciebie też się to tyczy. — zwróciła uwagę dziewczynie, która znudzona gwizdała do sufitu.

— Nie obchodzi mnie, co do mnie mówisz głupia śmiertelniczko. — prychnęła i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.

— Cieszę się, że się dogadałyśmy. — westchnęła rudowłosa, po czym zwróciła się do Castiela. — Chciałbyś może dodać coś od siebie?

Młody mężczyzna jakby zastanawiał się przez chwilę, po czym kiwnął głową. — Cieszę się, że będę miał okazje z wami współpracować, mam nadzieję, że będzie to udana współpraca. Oczywiście chciałbym też bardzo poznać was wszystkich, mam nadzieje, że uda nam się to podczas naszych wspólnych zajęć, które zaczniemy od przyszłego tygodnia...

Dean obrócił się za siebie, ponieważ usłyszał jakiś szmer przy swoim uchu. Następnie po jego karku przeszedł zimny powiew wiatru, chłopka nie spokojnie poruszył się na krześle aż jego wzrok padł na drzwi, w szparze między nimi, a podłogą zobaczył cień. Ktoś musiał tam być, czuł to, zerwał się ze swojego miejsca, gdy ponownie poczuł zimno, tym razem w okolicy swojej dłoni. Słowa Castiela utonęły gdzieś w tle, wszystko do około jakby przestało istnieć. Nie wiedział nawet, w którym momencie znalazł się przy drzwiach. Kiedy chciał nacisnąć klamkę poczuł jak silne ramiona ciągną go do tyłu.

Dean..., co się dzieje?

Hej, dzieciaku

....Dean...

Głosy dochodziły do niego z każdej strony.

Uciekaj, wyrwij mu się.

Nie pozwól mu.

On chce cię zatrzymać.

Twój brat też tak krzyczał, kiedy poczuł uścisk wokół swojej szzzzzyi.

Nagle jakby wszystko, co słyszał do tej pory ucichło, a on wczepiony w miękki materiał, czuł się bezpieczny, kojony nowym, ale przyjemnym zapachem.
Czuł jak ktoś głaszcze go po włosach, szepcząc, miłe słowa otuchy.

— Już jest wszystko dobrze, jesteś bezpieczny, wszyscy jesteśmy.

Dom ZbłonkańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz