Rozdział VI

411 45 9
                                    

Castiel obejmował chłopaka, który klęczał na podłodze i cały się przy tym telepał. Oczy miał zaciśnięte i pomimo tego, że ciągle do niego mówił nie mógł go wyrwać ze stanu paniki. Charlie kucnęła koło nich i położyła mu rękę na ramieniu. — Zajmę się nim, a ty wróć do sali i dokończ spotkanie.

Castiel kiwnął głową i chciał odsunąć się od chłopaka, który gwałtownie otworzył oczy i objął go z całej siły zaciskając pięści na materiale jego białej koszuli. — Ni–n-nie zo–zostawiaj mnie. — wymamrotał słabym głosem.

Charlie starała się rozluźnić zaciśnięte palce Deana, tak by Castiel mógł wstać, niestety Dean wtulił się w szyję mężczyzny i za nic nie chciał go puścić. — Proszę nie! — zaczął krzyczeć.

Wtedy Castiel przytulił go znów do siebie. — Ciii... Spokojnie, dobra już nikt cię nie zabierze.

Spojrzał na Charlie ze zrezygnowaniem w oczach. — Poznam się z każdym z nich na zajęciach, tak będzie najlepiej, przeproś wszystkich ode mnie.

— Dobrze. — powiedziała Charlie z uśmiechem. Dean był trudnym pacjentem, często bywał agresywny, arogancki czy zwyczajnie niemiły. Rzadko zdarzały mu się ataki paniki, ale nigdy nie widziała, żeby tulił kogoś innego niż Sammy'ego, swojego młodszego brata. — Zabierz Deana do jego pokoju, mieszka w 106. Ja przeproszę wszystkich i powiem im, żeby wrócili do swoich zajęć.

— Jasne. — zgodził się Castiel. — Charlie?

Kobieta odwróciła się do niego, za nim otworzyła drzwi od sali. — Tak?

— Jak mam go no wiesz...zabrać? — zapytał zmieszany.

— Hmm, weź na ręce czy coś, Benny już kilka razy go nosił Gabriel też, ponoć wcale nie jest taki ciężki. — zaśmiała się i wróciła do sali.

Castiel postanowił, że najpierw spróbuje jakoś dotrzeć do chłopaka. — Hej, Dean to ja Castiel, jesteś już bezpieczny, mógłbyś mnie puścić.

Jednak chłopak ani myślał, nie odezwał się nawet słowem, palce nadal wczepione miał w jego koszulę, a oddech niespokojny jakby był przerażony. — No dobra. — mruknął do siebie.

Objął Deana w pasie i spróbował wstać, jednak nie spodziewał się, że chłopak wskoczy na niego i owinie się nogami wokół jego bioder. — Jesteś niemożliwy.

Szedł korytarzem z przyczepionym do siebie niczym magnez Deanem. Mijali kolejno pokoje 103,104,105 i w końcu 106. Castiel pchnął drzwi i przeszedł przez próg, by stanąć w pomieszczeniu, pełnym kolorowych plakatów na ścianach. Pokój był mały, stało w nim tylko jedno łóżko, jedna szafka, regał i małe najprostszej budowy biurko, na którym leżały jakieś porozwalane rzeczy.

— Dean, jesteśmy u ciebie w pokoju, czy możesz już mnie puścić? — zapytał najłagodniejszym tonem, na jaki było go stać.

Dean milczał.

— Wiem, że mnie słyszysz.

-— Castiel. — powiedział cicho Dean do jego ucha.

— Tak? — zapytał mężczyzna, to, że Dean w końcu się do niego odezwał, wydawało mu się dobrym znakiem.

— Odkryłem kim jesteś. — powiedział pewnym siebie głosem.

Brunet zmarszczył brwi. — Naprawdę?

Dean rozluźnił swój uścisk i opuścił nogi, stając niepewnie na podłodze w swoim pokoju. Spojrzał w niebieskie niczym ocean oczy Castiela i powiedział. — Aniołem. Mój tata mówił, że anioły nie istnieją, wierzyłem mu, ale się mylił tak naprawdę to mama miała rację mówiąc, że mam anioła, który nad mną czuwa. — uśmiechnął się do niego szczerze i zrobił krok w tył. — Dziękuję.

Castiel spojrzał na uśmiechniętego chłopaka przed sobą. — Za co? — nie chciał dopytywać się o nic więcej, ale to jedno pytanie zbyt szybko wydobyło się z jego ust.

— Za to, że tu jesteś, że w końcu pomożesz mi wydostać się z tego piekła. — Dean powiedział to takim pewnym siebie głosem, aż Castiel zadrżał, nie tego się spodziewał. Wiedział, że są ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy, albo ich przypadek jest bardzo trudny, ale nie zdawał sobie sprawy, że sam na kogoś takiego trafi.

— Skąd wiesz, że jestem aniołem? — postawił więc zapytać. Ciekawość zwyciężyła po raz kolejny.

Dean wzruszył ramionami. — Po prostu wiem.

Po tym jego twarz nabrała całkiem innego wyrazu. Uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony pustym spojrzeniem. — Chyba powinieneś już iść, muszę napisać list do Sama. Jak zobaczysz Gabriela możesz go zapytać, czy przekaże list mojemu bratu? Wiem, że Sammy bardzo go lubi, chociaż nie wiem dlaczego. Gabriel jest Tricksterem, a to są dopiero ciężkie do zrozumienia stworzenia.

Castiel przechylił głowę po samej jego minie Dean zobaczył, że nie za wiele rozumie. Młody Winchester zaśmiał się i powiedział. — Anioły są czasami takie głupie, niby jesteście potężni, ale w skórze człowieka wydajecie tacy zwyczajni. To jak powiesz Gabrielowi o liście?

Castiel zamrugał kilka razy, po czym kiwnął potakująco głową. — Jasne, nie ma problemu. Do później, Dean.

Do następnego!

Dom ZbłonkańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz