Rozdział VII

418 39 5
                                    

Dean napisał dość długi jak na niego list do Sammy'ego. Miał nadzieję, że Gabriel dotrzyma słowa i przekaże złożoną na dwie części kartkę papieru młodszemu Winchesterowi. Wracał zadowolony do swojego pokoju, kiedy nagle ktoś złapał go za ramię i wciągnął do jednego z pokoi. Poczuł czyjąś dłoń zaciskająca się na ustach, jego serce przyspieszyło, umysł wypełnił się strachem. Zdenerwowany zaczął się miotać i uderzył napastnika, a raczej jak się okazało napastniczkę prosto w brzuch.

— Clairy? Co ty kurwa robisz?! — krzyknął, na zwiniętą w pół blondynkę. Dziewczyna przewróciła oczami.

— Zamknij się. — syknęła z bólu.

Dean spojrzał na dziewczyna niepewnym wzrokiem i podrapał się po karku. — Sorry, nie wiedziałem, że to ty. — zielonooki może i bywał bezczelny, wredny czy po prostu arogancki. Ale nigdy nikomu nie chciał zrobić specjalnie krzywdy.

Clairy spojrzała na niego zdziwiona. — Przeprosiłeś mnie? Wow. Dean Winchester, jednak to potrafi. — zaśmiała się.

Chłopak westchnął i już miał udać się do wyjścia, ale wtedy Clairy ponownie chwyciła go za ramię. — Poczekaj. Jesteś mi potrzebny.

Dean założył ręce na klatce piersiowej. — Niby dlaczego miałbym ci pomóc?

— Hmm, bo będę miała u ciebie dług? No daj spokój, kiedyś ci się odwdzięczę. — powiedziała, po czym wyciągnęła z kieszeni śrubokręt.

— Skąd to masz? — zapytał zaciekawiony chłopak i wyciągnął rękę w stronę narzędzia. Tylko, że dziewczyna była szybsza i schowała je za plecy.

— No no no. Nie ma tak. -— w jej oczach pojawił się błysk, który nie wróżył nic dobrego. — Zawżyjmy układ.

Okazało się, że Claire opracowała bardzo szczegółowy plan. Dziewczyna była świetnie przygotowana, ucieczka, tylko tego chciała. Odkryła, że jedno z pomieszczeń gospodarczych ma niezabezpieczone okno przez które łatwo może wyjść. Na drodze do wolności stały jej tylko drzwi działające na kartę elektromagnetyczną. I właśnie tutaj zdała sobie sprawę, że jej plan ma lukę i przydałby się jakiś wspólnik.

— Mam dwa pytania. — Winchester oparł się plecami o ścianę.

— Dawaj. — mruknęła dziewczyna.

— Jak mam ci niby pomóc otworzyć te drzwi, a po drugie to skąd wiesz o pomieszczeniu gospodarczym?

Na twarzy blondynki pojawił się cwany uśmieszek. — Mam swoich informatorów, a co do twojej pomocy to zaraz wszystko ci wyjaśnię.

— Plan jest dość prosty. O 22 gaszą światła i wtedy też zaczyna się pierwszy obchód. Ten nowy Castiel, ma dzisiaj pierwsza nockę. Ty musisz odwrócić jego uwagę. Ja będę w pobliżu, zabiorę jego kartę i otworze sobie drogę do wolności. Śrubokręt mogę ci zostawić jako zapłatę albo zaliczkę. Jeśli plan się uda, pomogę Ci jeśli będziesz tego, kiedyś potrzebował. — wyjaśniła, wiedziała, że Dean uważa się za łowcę potworów. Zwinęła Bobby'emu narzędzie tylko i wyłącznie po to, żeby przekonać do swojego planu Winchestera. Nawet nie interesowało ją, co ten z tym zrobi. Mógł nawet wbić sobie to w szyję, ona chciała tylko i wyłącznie wydostać się z tego miejsca. Nigdy nie lubiła chłopaka, ale wiedziała, że nikt więcej nie odważy się jej pomóc.

— Jak niby mam odwrócić jego uwagę?

Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami. — Podobno jesteś najlepszym Łowcą, coś wymyślisz.

***

— Zostało pięć minut! Wszyscy do swoich pokoi. — po korytarzu rozniósł się twardy męski głos.

Dean siedział na środku swojego pokoju, miał przymknięte oczy. Ubrany w szare spodnie dresowe i czarną luźną koszulkę. Myślał nad planem Clairy.
Spojrzał na śrubokręt, który leżał zaledwie dwa centymetry od jego stopy. Może i nie był to nóż, ale zawsze coś.

Nagle, usłyszał charakterystyczny dźwięk. Wszystkie światła zgasły. Wstał z podłogi, jego bose stopy dotknęły zimnych paneli. Kopnął narzędzie, a ono potoczyło się pod jedną z szafek.

Miał pewien pomysł.

Wyszedł z pokoju i podparł się ręką o ścianę. Czekał, słyszał ciche kroki. Z każdą chwilą były one coraz wyraźniejsze.

— Masz pięć minut, Clairy. — szepnął bardziej do siebie niż do blondynki. Gdyż dziewczyna miała pokój po drogiej stronie korytarza.

Zamknął oczy. Poczuł chłód na swoich bosych stopach. Jego ciało zadrżało.


— Dean? — usłyszał znajomy głos. — Wszystko w porządku?- zapytał Castiel zmartwionym głosem. — Co ty tutaj robisz?

Winchester gwałtownie otworzył oczy. Castiel chciał powtórzyć pytanie, ale wtedy Dean oplutł rękoma szyję mężczyzny. Castiel chciał go odepchnąć, ale chłopak chwycił się go bardzo mocno.

— Dean, co...— pytanie urwało się, kiedy usta blondyna zderzyły się z tymi niebieskookiego.

Starszy był w szoku, na początku nie zareagował w ogóle. Ale, gdy tylko się ocknął z amoku, starał się odsunąć od siebie Winchestera. Jednak ten zacisnął oczy z całej siły, usta wciąż nie dawały za wygraną, a ręce przeniosły się na biodra. Zaczął po omacku szukać karty. Natrafił na coś metalowego. Coś w rodzaju haczyka. Odpiął kartę i w momencie, w którym ta miała zetknąć się z podłogą, uderzył plecami w drzwi. Te otworzyły się, a on wciągnął za sobą bruneta do pokoju.

Castiel szarpnął się z całej siły. Dean zrobił krok wstecz. — Co ty wyprawiasz? — szepnął Castiel.

Dean nie odpowiedział mu. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka, musiał coś zrobić, żeby go zatrzymać. Jeśli nic nie zrobi, Castiel wyjdzie, a Clairy nie zdąży zabrać karty i uciec.

Zrobił krok do przodu i padł na kolana, to był najgłupszy pomysł na jaki mógł wpaść. Castiel miał białe spodnie, takie jak każdy, kto tu pracuje. Palce Deana złapały gumkę od spodni. Castiel rozumiejąc, co chłopak chce zrobić, chwycił go za rękę. — Dean.

Chłopak spojrzał na niego zaszklonymi oczami. Wydawał się piękny w pół mroku, ale to nie może się stać. — Przestań. — Castiel próbował zabrać jego ręce.

— Muszę. — szepnął Dean.

— Co? — Castiel już nic nie rozumiał. Co ten chłopak sobie ubzdurał?

Dean wziął wdech. — Chcę przeprosić.

Teraz to Castiel całkowicie się pogubił. — Za co?

— Nie mogę powiedzieć. — spuścił wzrok na podłogę, jego ręce opadły. Klęczał na ziemi z pochyloną głową. Wydawał się taki kruchy, słaby. Głosy w jego głowie śmiały się z niego. Szydziły.

Castiel w pierwszym odruchu zrobił krok w tył. Przez chwilę przyglądał się młodemu mężczyźnie. Było mu go szkoda. I choć część niego mówiła mu by jak najszybciej wyszedł z tego pokoju, druga kazała mu zostać. Przeklnął sam siebie, a następnie kucnął przed Deanem. — Hej, już jest w porządku. — powiedział.

Dean pokręcił przecząco głową. — Przepraszam. — wychrypiał, tylko do kogo. Do Castiel? Głosu Johna, swojego ojca, który śmiał się z niego, czy może setki innych głosów, które w tym momencie przejęły kontrolę nad jego głową.

Troszkę Destiela na dobry niedzielny poranek.

I w końcu mamy nową okładkę, mam nadzieję, że wam się podoba;)

Dom ZbłonkańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz