Rozdział II

558 51 13
                                    

Dean leżał na łóżku w pokoju, jego ciało nadal było ociężałe, powieki niekontrolowanie się zamykały, jednak on próbował zachować świadomość. Dlaczego nikt mu nie wierzył? To nie tak, że chciał uciec, a ten nóż? Przecież nie chciał zranić Gabriela. On chciał ich wszystkich uratować, w końcu był łowcą, a po ośrodku, błąkał się duch, nóż miał żelazną rączkę, chciał go nim odpędzić. Szkoda, że nikt mu nie wierzy, mają go za wariata. Tylko Meg zna prawdę, ale to dlatego, że sama jest demonem. Co oznacza, że go nigdy nie stanie po jego stronie. Po za tym zbyt dobrze się tu bawi. Ma wokół siebie tyle niewinnych ludzi.
Jego powieki znowu opadły i coraz ciężej było mu je z powrotem podnieść, to co wstrzyknęła mu Charlie przeszło na kolejny etap otumanienia. Chłopak nie pierwszy raz tego doświadczał, mimo to za każdym razem czuł się dziwnie. Miał wrażenie, że nie kontroluje swojego ciała tak jakby, został przez coś lub kogoś opętany...

Kiedy tylko odzyskał władzę w ciele, szybko zerwał się z łóżka i uklęknął przy szafce nocnej. Otworzył jedną szufladę, z której wyciągnął pudełko po butach. W środku znajdowało się kilka opakowań soli, które podbierał Jody, przy większości posiłków. Miał tam pięć małych paczek z solą, dwie wysypał na parapecie, a kolejne trzy zużył, przy drzwiach, rysując solą półokrąg od wewnątrz pokoju. Tak, żeby nikt nie zniszczył jego dzieła, otwierając drewniane drzwi, bez klamki i zamka. Gdy skończył, dumny otrzepał ręce z resztek soli, w razie czego wszyscy będą mogli się schronić w jego pokoju, w razie ataku mściwego duch.

Nagle Dean usłyszał kroki na korytarzu, przeszedł przez półokrąg i przyłożył twarz do drzwi, tak by móc spojrzeć przez dziurkę po klamce.

— Tutaj znajdują się pokoje mieszkalne. Na końcu jest izolatka, najbardziej znienawidzone miejsce w budynku, nie tylko przez pacjentów. Za każdym razem, gdy musimy tam kogoś umieścić, czuje ścisk w żołądku, jednak wiem, że jest to konieczne. — tłumaczyła Charlie jakiemuś ciemnowłosemu mężczyźnie, czyżby to był ten nowy pracownik ich ośrodka, o którym plotki zaczęły krążyć już jakiś tydzień temu, zastanawiał się Dean. — Dobra, to chyba będzie na tyle z naszej wycieczki. — kontynuowała Charlie. — Pokazałam Ci wszystkie miejsca w budynku, oprócz piwnicy, ale tam jest jedynie stary piec. Chyba. — zaśmiała się. Deanowi zdrętwiała jedna noga, przez co oparł się o drzwi, chcąc się poprawić. Oczywiście nie utrzymały go i blondyn poleciał, do przodu wypadając z pokoju.
— Ała...— burknął i usiadł po turecku na podłodze. Świetnie upadając, zdarł sobie skórę na ręce.

— Dean? — usłyszał nad sobą kobiecy głos, podniósł, więc głowę i spojrzał na uśmiechniętą Charlie. — Tak się kończy podsłuchiwanie.

Chłopak podniósł się na nogi i spojrzał na mężczyznę, który wydał mu się dość młody, jak na pracownika szpitala. — Wcale nie podsłuchiwałem. Jestem Dean. — powiedział, wyciągając w jego stronę ranną dłoń. Castiel spojrzał na niego ze zdziwieniem. — Castiel, podałbym ci rękę, ale obawiam się, że wtedy by cię to zabolało.

Chłopak jeszcze raz spojrzał na swoją kończynę i mruknął. — Rzeczywiście to mogłoby zaboleć, Charlie mogę iść do Sammy'ego. — szybko zmienił temat. Czuł się nie zręcznie, niebieskie oczy Castiela przeszywały go na wylot. Zwykle się tak nie zachowywał, ale w tym momencie chciał uciec, miał wrażenie, że ten człowiek wchodzi mu do głowy. A może on nie jest człowiekiem, tak to na pewno to! Musi się dowiedzieć, zacznie od jutra, ponieważ nie chce ryzykować dzisiaj kolejnym zastrzykiem. — Dean. — wyrwała go z zamyślenia rudowłosa.

— Co?

— Powiedziałam, że możesz iść do brata, jest z Jackiem w salonie. — powtórzyła cierpliwie. Deanowi zdarzało się czasami błądzić myślami, przez co nie zwracał uwagi, na to, co dzieje się wokół niego. To idę. — powiedział i poszedł nie spuszczając wzroku z Castiela, zrobił to dopiero w momencie, kiedy musiał przejść do innego korytarza za zakrętem.

— No to poznanie jednego z najtrudniejszych pacjentów masz już za sobą. — poinformowała go kobieta.

— Hmm, nie wydaje się specjalnie „trudny".

Charlie pokiwała głową. — Poczekaj aż dam ci jego dokumenty, po za tym przygotuj się, że zacznie cię sprawdzać. Musi przeprowadzić swoje śledztwo.

— Śledztwo? — zapytał, przechylając głowę w dość zabawny sposób.

— Myśli, że jest łowcą istot nadprzyrodzonych. Nie zdziw się, jeżeli pewnego dnia dostaniesz wodą święconą z kapliczki w twarz. — zaśmiała się. — Dobra wracamy, pora, żebyś sobie poczytał o naszych pacjentach. A od jutra zaczniesz swoją zmianę w Domu Zbłonkańców.

W kolejnym rozdziale pojawi się kilka historii naszych bohaterów. Poznacie je razem z Casem.

Do następnego.

Baay!

Dom ZbłonkańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz