Rozdział XXXVII

311 32 263
                                    

Castiel nie miał pojęcia, w którym dokładnie momencie jego ręce zsunęły się z talii chłopaka na jego biodra. A tym bardziej nie wiedział, kiedy ich pocałunek stał się bardziej namiętny. Stracił kontrolę, całkowicie się zatracając. Przez ostatni tydzień zachowywali dość spory dystans. Prawdopodobne było to spowodowane zbyt częstymi wizytami Chucka. Obaj bali się, że mężczyzna mógł coś zauważyć, więc starali zachowywać się naturalnie, co oczywiście nie zawsze wychodziło, tak jak powinno.


Pomału odsunęli się od siebie, ponieważ zaczynało brakować im powietrza. Dean pozostawił złamaną rękę opartą o ramię Castiela, natomiast tą zdrową przesunął, by pogłaskać mężczyznę po policzku.

— Jeśli to było twoje podziękowanie za ciasto to mogę zacząć piec codziennie — zaśmiał się, na co Castiel o ile było to w ogóle możliwe, przyciągnął go jeszcze bliżej.

— A później obaj będziemy się toczyć, a nie chodzić - mruknął i wrócił do całowania młodszego.

Dean otworzył szerzej oczy, ale nie odsunął się. Nie miał pojęcia, co w Castiela wystąpiło, ale podobało mu się to. Brunet zdecydowanie przejął stery, aż do chwili, w której przerwał pocałunek, by poinformować Winchestera o jednej istotnej rzeczy.

— Musiałem nacieszyć się tą swobodą, ponieważ za niecałą godzinę zjawi się tutaj Charlie razem z Gabrielem.

— To niesprawiedliwe — burknął Dean. — Nie chcę się tak ukrywać.

— Też nie jestem z tego powodu zadowolony, ale raczej nie będziemy mieć innego wyboru — powiedział, robiąc krok w tył i sięgając po zapalniczkę. Skąd Dean ją w ogóle wziął? Wydawało mu się, że wszystkie tego typu rzeczy schował przed przybyciem Winchestera.

— A nie możemy im powiedzieć? Charlie jest w porządku - oznajmił, rudowłosa była jedną z jego ulubionych opiekunek, ona i Rowena. Właściwie to zaczynało mu ich trochę brakować. — A Gabe'a to prawdopodobnie nawet nie będzie obchodzić.

— Chciałbym, ale nie wiem. Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem. — Castiel naprawdę chciał, aby ktoś widział o tym, co łączy go z Deanem. Jednak nie było to ani trochę profesjonalne, bał się, że będzie to przesadą i zwyczajnie zostanie zwolniony. Wtedy, Dean trafiłby gdzie indziej, a on najpewniej nie dostałby już pracy w tym zawodzie.


— Szkoda. Moglibyśmy chociaż spróbować, ale rozumiem, że nie chcesz przyznać się do kogoś takiego jak ja. — Słowa te przepełnione były smutkiem, zrozumieniem i nie miały w sobie ani grama złości, która często aż biła od Winchestera.

— Kazałem ci tak o sobie nie mówić, ani nawet nie myśleć — warknął. — Oczywiście, że chciałbym móc wyjść z tobą do kina albo na kolacje, ale nie mogę.

— Nie rozmawiajmy o tym, dzisiaj są twoje urodziny, Cas. — Na początku miał zamiar zapytać albo nawet wykrzyczeć, dlaczego? Nie sądził, aby Chuck zabronił brunetowi wyjścia z Deanem do kina. Przecież nie raz wychodzili całą grupą do kina czy teatru. W dodatku był pewien, że jego dziadkowie płacili odpowiednią ilość pieniędzy, byleby tylko Dean był od nich jak najdalej. Na głupie kino pewnie też by wystarczyło. Naprawdę miał ochotę to Castielowi uświadomić, jednak obawiał się, że jedynie zepsuje mu tylko jego dzień. — Może ukroję nam po bardzo malutkim kawałku, żeby w ogóle zobaczyć czy to co zrobiłem jest jadalne?


— Na pewno jest, ale masz rację, spróbujmy.

Dean odwrócił się i rozsunął szufladę z której wyciągnął nóż i dwa widelczyki. Mieli spróbować tylko po kawałku, więc nie wyciągał talerzy.

Dom ZbłonkańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz