Pamiętała, gdy pierwszy raz ujrzała jego szczery uśmiech, tak wyjątkowy, niespotykany.
Pamiętała, gdy pierwszy raz zobaczyła znak na jego przedramieniu, stworzony bólem i męką.
Pamiętała, gdy pierwszy raz otworzył przed nią serce, nie uprzedzając, ż...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Kolejny tydzień upłynął Norze wyjątkowo pracowicie. Poza nauką, w końcu udało jej się znaleźć czas dla przyjaciół, oraz dla Jamesa, który łaskawie zechciał się z nią spotkać. Chłopak jednak zachowywał się jak nie on, ignorował wszystkie słowa dziewczyny, widać było, że przestaje mu zależeć. Pomimo tego, w wyjątkowo dobrym humorze Nott niecierpliwie oczekiwała na weekend, który nadszedł szybciej, niż się spodziewała. W sobotę nie zbudził jej budzik, a krzyk Pansy, która jak na szpilkach biegała od szafy do lustra.
— Mogłabyś wyjaśnić dlaczego tak wrzeszczysz? Jest wcześnie — warknęła Nora, naciągając poduszkę na głowę.
— Idę z Draco do Hogsmeade, powiedział, że potrzebuje w czymś mojej pomocy. A sama wiesz jaki on jest, nigdy o nic nie prosi...
— Dziwne, że znalazł dla ciebie chwilę. Ostatnio nigdzie nie widzę ani jego, ani Theo — mruknęła brunetka, w końcu wygrzebując się spod pościeli.
Zerknęła na zegarek, który wskazywał dziesiątą rano. Miała jeszcze całą godzinę na przygotowanie się, choć w praktyce zajęłoby jej to z dwadzieścia minut. Tęskno zerknęła na książkę, która od kilku dni leżała na jej szafce nocnej niemal prosząc się o otwarcie, lecz przypomniała sobie o obietnicy, którą złożyła przyjaciółkom.
— Ja ich widuję dosyć często — skłamała Parkinson, smarując usta błyszczykiem. — Gdybyś bywała częściej tutaj, a nie w bibliotece, to też miałabyś okazje ich spotkać.
— Przypominam, że wciąż nie rozmawiam z Theo, a z Draco też nie mam na to zbytniej ochoty — syknęła poirytowana Noreen, naciągając na siebie sweter. Z jednej strony zdenerwowała się, że ktoś taki jak Pansy ma większy kontakt z jej bratem niż ona, z drugiej jednak odetchnęła z ulgą, świadoma, że Theo nigdzie nie znika, tylko spędza czas w pokoju wspólnym.
— Za to słyszałam, że dałaś szansę Blaise'owi. James nie jest zazdrosny? — spytała ślizgonka, przykładając do siebie czarną koszulkę z mocno wyciętym dekoltem, a następnie kremową, grubszą sukienkę. — Co myślisz, to, czy to?
— Jeszcze nie wie. Nie rozmawiamy ze sobą zbyt często. A co do ubioru... cóż, sukienka lepsza, ale może ci być zimno.
— Nie ważne. Może lepiej mu powiedz zanim dowie się z niepowołanych źródeł. Sama wiesz jak po Hogwarcie plotki szybko się rozchodzą — mruknęła Pansy, mrugając do dziewczyny. Ta wywróciła oczami, wciągając jeansy na nogi, a zaraz później wysokie kozaki.
— Idziemy z Blaise'm jako znajomi. Z resztą, mam w tym swój prywatny interes.
— Czyżbyś była bardziej niegrzeczna, niż wszyscy myślą? — zapytała szatynka, naciągając na siebie płaszcz. Noreen po raz kolejny wywróciła oczami, patrząc z zażenowaniem na koleżankę. — Dobrze już, dobrze. W takim razie do zobaczenia później.
Gdy Parkinson opuściła pokój, a reszta dziewczyn dopiero zaczęła się budzić, Noreen szybko pomalowała się i również wyszła z pomieszczenia, gotowa na zakupy z przyjaciółkami. Tuż przed wyjściem z Pokoju Wspólnego niefortunnie wpadła na nikogo innego jak Blaise'a, który w ostatniej chwili złapał ją, aby się nie przewróciła.