LV. i'm scared

1.9K 116 173
                                    

Astoria była szczerze zaskoczona, gdy Draco bez pukania wszedł do jej pokoju, mocno ją po tym do siebie przyciągając, i całując

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Astoria była szczerze zaskoczona, gdy Draco bez pukania wszedł do jej pokoju, mocno ją po tym do siebie przyciągając, i całując. Nie oponowała, pragnęła blondyna od dawna, choć od niego odbierała odmienne wrażenie. Miło więc się zaskoczyła jego zachowaniem, od razu odwzajemniając pocałunek, i wsuwając dłonie we włosy chłopaka.

Draco złapał ręce dziewczyny, przesuwając je na jego szyję, wciąż nie przerywając pocałunku. Nie chciał czuć jej dłoni w swoich włosach, za bardzo to przypominało mu o ostatniej osobie, o której w tej sytuacji chciał myśleć. Swoje wyrzuty sumienia schował na samym końcu serca, nie chcąc nawet pomyśleć o tym, że jedynie wykorzystuje blondynkę. Astoria była atrakcyjna, to prawda, ale Nora przewyższała ją we wszystkim, była jego cholernym ideałem, który na własne życzenie stracił.

Odsunął się nagle od blondynki, zastanawiając się, co on właściwie robi. Pokręcił lekko głową, ganiąc się natychmiastowo za swoje zachowanie w myślach, żałując tego, co się stało. Jak mógł dać się tak łatwo wyprowadzić z równowagi?

— Draco, o co ci do cholery chodzi? Nie waż się mówić, że o nic, bo widzę, że coś jest nie tak! — powiedziała Astoria, odwracając się w stronę okna, ciężko oddychając.

Malfoy westchnął, zastanawiając się nad odpowiedzią. Przecież nie mógł jej powiedzieć, że za każdym razem gdy się całują, on myśli o kimś zupełnie innym, kimś, kto skradł jego serce i duszę. Był na siebie wściekły za obecną sytuację, wolał trzymać dziewczynę na dystans, dzięki czemu chociaż ona nie cierpiała.

— O co ma mi chodzić, Astoria? Jesteś w końcu moją cholerną narzeczoną, prawda? Chyba mogę przyjść, i cię pocałować, kiedy mam na to ochotę?

Blondynka parsknęła niespodziewanie śmiechem, lekko kręcąc głową.

— Wiesz, na początku myślałam, że jestem w stanie zrobić cokolwiek, żebyś mnie pokochał. Po kilku tygodniach sobie odpuściłam, zrozumiałam, że nie da się tego uczucia wymusić, a szczególnie u osoby, która kocha kogoś innego.

— Ja nie...

— Oh, skończ kłamać, Draco! — warknęła Astoria, gwałtownie się odwracając, i mierząc palcem w pierś zaskoczonego chłopaka — Myślisz, że jestem głupia i ślepa? Jeśli tak, to naprawdę mi ubliżasz. Myślisz, że nie widziałam tego stosu pomiętych pergaminów w twoim pokoju? Krzywo nakreślonych słów, które pisałeś do niej?

— Czy ty szperałaś w moich...

— Nie przerywaj mi! Nie obchodzi mnie to, czy się potajemnie z nią spotykasz, czy ze sobą korespondujecie, czy coś jeszcze innego. Ja potrzebuję tego cholernego ślubu, rozumiesz? Potrzebuję go, żeby ochronić swoją rodzinę, żeby zapewnić jej lepsze życie, żeby nikt z nas nie musiał się już bać...

Blondynka schowała twarz w dłoniach, starając się ukryć łzy, które pociekły jej po policzkach. Draco odwrócił głowę, czując się co najmniej niezręcznie. Co on teraz, do cholery miał zrobić? Poczuł, jak zżerają go wyrzuty sumienia, bo przez ten cały czas traktował Astorię jak zakochaną w nim, tępą nastolatkę, która jest nim chorobliwie zainteresowana. Teraz pojął swój błąd, i planował go jak najszybciej naprawić.

Podszedł do płaczącej, odwróconej do niego plecami dziewczyny, i położył dłoń na jej ramieniu. Drgnęła, zaskoczona jego dotykiem, ale posłusznie się odwróciła, ocierając ostatnie łzy, wypływające jej z oczu.

— Pomogę ci, jasne? Nie musisz się już bać, obiecuję.

Przyciągnął do siebie blondynkę, lekko ją obejmując. Poczuł delikatny zapach róż, unoszący się wokół niej. Może jednak uda mu się zastąpić ten cholerny, nękający go jaśmin?

***

— Czy ty naprawdę chcesz, żebym wypuściła go tutaj?! — krzyknęła Nora, wskazując rękoma na otaczającą ich polanę. Byli w samym środku ogromnego lasu, kilkanaście kilometrów od miejsca, w którym to znajdowali się poprzednim razem. Peter kilkakrotnie sprawdził, czy na pewno w pobliżu nie ma nikogo lub niczego, co mogło im zagrozić, nim wystosował prośbę do zaskoczonej dziewczyny.

— Lepiej tutaj niż na Grimmauld Place, prawda? — mruknął, mrugają do brunetki, która mocno zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego w stronę chłopaka.

— No tak, tutaj mogę zabić tylko ciebie — warknęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej, i krytycznie patrząc na Jonesa.

Wyglądał naprawdę atrakcyjnie, ubrany w swoją nieśmiertelną, czarną, skórzaną kurtkę, z odgarniętymi do tyłu ciemnymi włosami, i kilkudniowym zarostem. Jego oczy mieniły się w słońcu, nie znikał z nich jednak entuzjazm, który towarzyszył mu cały czas. Parsknął śmiechem, gdy usłyszał odpowiedź dziewczyny, ona jednak nie podzielała jego radości. 

Nie żartowała, naprawdę nie chciała go uwalniać, wiedziała, do czego jest zdolny. Po przeczytaniu tych wszystkich dokumentów było jej niemal niedobrze, gdy uświadamiała sobie, że żyje w niej obskurus, zdolny do tak ogromnego okrucieństwa. Jak niby miała być w stanie opanować coś tak dzikiego, instynktownego?

— Nora, poradzę sobie — powiedział po chwili ciszy Peter, podchodząc do brunetki, i kładąc jej dłoń na ramieniu.

— Czy ty kiedykolwiek broniłeś się przed obskurusem, Jones? — syknęła dziewczyna, zrzucając jego dłoń, i odchodząc na kilka kroków.

Pete westchnął, lekko kręcąc głową, i przeklinając w myślach upartość ślizgonki.

— A czy ty możesz mi do cholery zaufać, Nott? — odparł takim samym tonem chłopak — Wiem jak mam się bronić, i wiem też, że dasz radę go w końcu opanować!

— A niby skąd ty to możesz wiedzieć?! Jeszcze nigdy nie było przypadku, żeby się to komukolwiek udało! Ludzie umierali, Jones, a śmierć zadana przez obskurusa jest podobno jedną z najgorszych!

— Bo jesteś cholernie wyjątkowa, Nott, bo wciąż żyjesz!

Stali metr od siebie, ciężko oddychając, mierząc się wściekłymi spojrzeniami. Nora finalnie odpuściła, odwracając się, i zagłębiając dłonie w swoich włosach, lekko za nie ciągnąc.

Postanowiła zaufać Jonesowi, spróbować okiełznać to, co znajdowało się w środku niej, wiedząc, że poniekąd jest to jak gra w rosyjską ruletkę.

— W takim razie co mam zrobić? — spytała cicho, patrząc ponuro na zdecydowanie za bardzo ucieszonego chłopaka.

— Musisz ukierunkować swoją złość na kogoś lub na coś, żeby obskurus miał punkt zaczepienia. Mocno się skup, przypomnij sobie sytuacje, które wywołują w tobie złość, a kiedy poczujesz, że to ten moment, postaraj się go powstrzymać, kontrolować — powiedział spokojnie Peter, na co Nora przewróciła oczami. To nie mogło być takie proste.

— Boję się, Pete — szepnęła brunetka, patrząc na chłopaka z powątpiewaniem. Ten lekko się uśmiechnął, podchodząc bliżej dziewczyny i mocno ją obejmując. Zaskoczona Nott przez chwilę stała nieruchomo, nim odwzajemniła uścisk, dopiero uświadamiając sobie, jak cholernie bardzo potrzebowała bliskości drugiej osoby.

— Jestem tu, żeby Ci pomóc, Nora, nie zaszkodzić — mruknął chłopak, kładąc dłonie na łopatkach dziewczyny i mocniej ją do siebie przyciągając. Nott zaciągnęła się zapachem perfum bruneta, czując, jak ogarnia ją spokój.

Stali tak przez dłuższą chwilę, gdy nagle zauważyli lecący w ich stronę świetlisty kształt, w którym to oboje rozpoznali patronusa.

Zatrzymał się tuż przed nimi, przybierając formę wilka, patrzącego na nich niemal z poirytowaniem.

— Natychmiast wracajcie na Grimmauld Place, czekamy z wieściami — rozległ się dziwnie poważny głos Nimfadory, który tak bardzo do niej nie pasował. Patronus rozpłynął się w powietrzu, a Nora i Peter wymienili się krótkimi spojrzeniami. Chłopak złapał dziewczynę za ramię i lekko się obrócił, dzięki czemu oboje zniknęli z cichym trzaskiem.

***

Zagubiony ‧ DRACO MALFOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz