TW: myśli samobójcze!
Kolejny miesiąc Draco sumiennie odpracowywał swój szlaban, podczas którego zmuszony był wysłuchiwać do Snape'a o swojej skrajnej nieodpowiedzialności i braku wychowania, oraz o tym, że powinien był być traktowany cięższą dłonią przez Lucjusza, to może wtedy wiedziałby, jak należy się zachowywać. Severus nie był świadom tego, że plecy Dracona pokryte były bliznami wykonanymi przez jego ojca w dzieciństwie, podobne blizny nosiła jego psychika, która musiała znosić ból cruciatusa, którym był torturowany za każdym razem, gdy zrobił coś nie tak, chociażby gdy jego ojciec dowiedział się, że mały chłopiec miał gorsze oceny od szlamy. Nienawiść Dracona do całego świata tylko się pogłębiała, gdy co weekend katowany był krytyką ze strony Snape'a, zaś w tygodniu znosić musiał Pansy i Theo, którzy suszyli mu głowę o atak na Potter'a. Co gorsza, Noreen traktowała go jak powietrze. Był zbyt dumny żeby jako pierwszy się do niej odezwać, lub, co najgorsze, przeprosić, tak więc wciąż się mijali, oboje męcząc się przy tym nieświadomie.
Gdy nadszedł luty, a jego przygotowania wciąż nie szły za dobrze, coraz więcej czasu spędzał samotnie na wieży astronomicznej, stojąc niebezpiecznie blisko barierki, zwykle w towarzystwie butelki mocnego alkoholu. Zastanawiał się, czy jego śmierć cokolwiek by zmieniła? Czy ktokolwiek, poza jego matką by się przejął? Czy w ogóle ktokolwiek by to zauważył? Potrafił całe noce stać tak, uderzany mroźnym powietrzem, patrząc prosto w dół na oddalony bruk znajdujący się przed szkołą. Kilkukrotnie zdarzyło mu się zachwiać niebezpiecznie, nie przejmował się tym chcąc nawet wykonać o jeden krok za dużo. W końcu nikt by się nim nie zainteresował. Jednak przed tym ostatnim krokiem powstrzymywała go tylko jedna, jedyna wizja, którą żył. Wizja, w której widział jedną osobę, na której w jakimś stopniu mu zależało, i która jakkolwiek, kiedykolwiek była nim zainteresowana. Widział dziewczynę, która potrafiła powiedzieć mu prawdę prosto w twarz, która potrafiła go unikać a jednocześnie dawać mu to, czego tak bardzo mu brakowało. Nie potrafił już znieść tej ciszy, która doprowadzała go do szału, przez którą tracił wszelką nadzieję. Nie wiedział nawet kiedy tak mocno przywiązał się do ślizgonki, która kiedyś była dla niego nikim, nie potrafił też nazwać swoich uczuć, a przede wszystkim nie chciał tego robić.
Tego dnia, dokładnie, ku ironii, czternastego lutego, gdy wszyscy zajęci byli albo swoimi partnerami, albo rozmyślaniami o nich, Noreen skazana była na samotne patrolowanie korytarzy. Co prawda bycie prefektem było przywilejem, ale często i przekleństwem, jak właśnie w tym momencie. Dziewczyna opatulona była mocno swoją szatą, a jeszcze przed swoim dyżurem wypiła kubek mocnej, czarnej kawy, aby przypadkiem nie zasnąć. Przez ostatnie dnie głównie funkcjonowała na kofeinie, większość swojego czasu spędzając w bibliotece z Hermioną. Przez chorobę drugiego prefekta (ktoś rzucił na niego upiorogacka) musiała tego dnia wziąć niechciany dyżur, i patrolować przez pół nocy korytarze Hogwartu. Tak więc zmęczona i obolała zwiedzała zamek, głównie zaglądając do sal, w których udało jej się znaleźć już dwie, ukrywające się pary. Przeklinała te nieszczęsne walentynki, nie mogąc znieść widoku wielce zakochanych par, afiszujących się swoją miłością. Granger podzielała jej nastrój, szczególnie wtedy, gdy ujrzała Rona z uwieszoną na jego ramieniu Lavender. Obie nienawidziły tego święta, lecz wszyscy byli przeciwko nim, ciesząc się z latających kupidynków, czy eksplodujących serduszek. Za każdym razem gdy Noreen mijała na korytarzu różowe serpentyny, niszczyła je, uprzednio sprawdzając, czy nikt jej nie obserwuje. W końcu nie było to zachowanie odpowiadające prefektowi.
Dochodziła godzina druga, zwiastująca, że już za godzinę zakończy się obchód dziewczyny. Nogi bolały ją już od chodzenia, postanowiła więc sprawdzić jeszcze najbardziej wymagające miejsca - wielką salę oraz wieżę astronomiczną, którą zwykle pomijała ze względu na ilość stopni do pokonania. Z resztą komu chciałoby się tam wspinać, szczególnie w środku nocy?
Malfoy ponownie zachwiał się, oparty o balustradę. Ten dzień doprowadzał go do szału. Musiał znieść mizdrzącą się Pansy, próbującą dolać mu do soku eliksir miłosny, oraz widok tych wszystkich, zakochanych par, które przyprawiały go o mdłości. Tutaj dopiero mógł pobyć sam, bez niczyjego towarzystwa, tylko on, jego myśli, i butelka Ognistej Whisky, którą udało mu się skraść nieświadomemu Theodorowi. Nie usłyszał otwieranych na dole drzwi, gdy po raz kolejny podtrzymująca go barierka niebezpiecznie się zachwiała. Parsknął śmiechem, rozbawiony tragizmem jego sytuacji. Stał tu, użalając się nad sobą, próbując zapić wszystkie swoje smutki. Był beznadziejny, nienawidził siebie, do niczego się nie nadawał...
— Draco, proszę.
Wydawało mu się, że w głowie słyszał tak dobrze znany mu głos, którego tak bardzo potrzebował. Czemu teraz, gdy chciał w końcu ze sobą skończyć, musiał słyszeć ją, odciągającą od tego pomysłu?
***
Noreen umęczona wdrapała się na szczyt wieży astronomicznej, zamierając jednak, gdy ujrzała nikogo innego jak Malfoy'a, opierającego się o niebezpiecznie niestabilną barierkę, wymachującego butelką i patrzącego w dół. Sparaliżowało ją, wbiła wzrok w chłopaka, który przecież w każdej chwili mógł spaść, zabijając się. Nie była w stanie zrobić nic, była przerażona.
— Draco, proszę. — to jedyne, co udało jej się wyszeptać z trudem. Blondyn jednak jakby się ocknął, odsuwając się trochę do tyłu. W tej chwili Nora zmusiła się do ruchu, podeszła do chłopaka, chcąc zrobić cokolwiek, aby nie stała mu się krzywda.
Malfoy jakby wybudził się z transu. Lekko pokręcił głową, patrząc wciąż w dół, jego ciało jednak jakby w trzeźwym odruchu lekko odsunęło się od przepaści. Dopiero teraz poczuł, że nie jest tu sam, jest z kimś, kto oddycha zdecydowanie zbyt szybko, ktoś, kto musiał go obserwować od dłuższego czasu...
Jakim zaskoczeniem dla blondyna było, gdy zobaczył drobną brunetkę owiniętą szatą, po której twarzy spływały łzy, znikając gdzieś w jej włosach. Była w szoku, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Nie poznawała go, to nie był ten Draco, który towarzyszył jej w poprzednich miesiącach. Po raz pierwszy ujrzała załamanego, skrzywdzonego chłopaka, z tendencją do autodestrukcji, którego coś musiało szczerze zjadać od środka.
— Co ty tu robisz? — wychrypiał, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo boli go gardło, i jak bardzo jest przemarznięty. Stał tu tylko w białej koszuli, bez żadnego okrycia wierzchniego, smagany mroźnym wiatrem.
— Nigdy więcej tego nie rób. — wyszeptała Nora, ledwo mogąc wydobyć z siebie jakikolwiek głos. Podeszła do blondyna bez słowa go obejmując, mocno wciskając twarz w jego koszulę, która już po chwili w tym miejscu przesiąknięta była jej łzami. Zaskoczony Draco również objął dziewczynę, wtulając twarz w jej włosy, i, o dziwo, również pozwalając sobie na płacz. Wybuchł, przytłoczony emocjami, pozwolił sobie na to, bowiem tylko tej dziewczynie ufał. I sam przed sobą po raz pierwszy przyznał jedno.
Że tęsknił, z całego serca.
***
CZYTASZ
Zagubiony ‧ DRACO MALFOY
FanfictionPamiętała, gdy pierwszy raz ujrzała jego szczery uśmiech, tak wyjątkowy, niespotykany. Pamiętała, gdy pierwszy raz zobaczyła znak na jego przedramieniu, stworzony bólem i męką. Pamiętała, gdy pierwszy raz otworzył przed nią serce, nie uprzedzając, ż...