Rozdział 18

46 6 11
                                    

Dzień później...

Carolyn przeciągnęła się z głębokiego snu. Zanim otworzyła oczy poczuła lizanie na dłoni. Mały, ciepły i mokry jęzor. Szybko otworzyła oczy czując pod palcami miękkie futerko.

- Heeej - wyszeptała do małego wilczka, który właśnie otworzył ślepia i patrzył na nią rozanielony.

- Wystarczy zrobić słodkie oczy i już można cię mieć w garści? - usłyszała nieopodal ukochany głos.

- Nadian!

Wyskoczyła z łóżka i rzuciła mu się na szyję. Wtuliła się w niego i po prostu rozpłakała.

- Nadian, to było straszne... - załkała.

Wielki i odważny wojownik nie wiedział nawet co powiedzieć. Wziął na ręce swoją partnerkę i usiadł z nią na łóżku opierając się o ramę. Posadził sobie Carolyn na kolanach i mocno objął.

- Przepraszam kochana, że nie zapewniłem Ci bezpieczeństwa - wyszeptał jej do ucha. Poczuł jak zaprzecza głową.

- Przecież to nie Twoja wina. Jako policjantka doskonale wiem, kto odpowiada za wyrządzone zło i wiem skąd w Tobie poczucie winy. Za to, co się stało, odpowiada Kolio i Arcanos oraz Richard.

Uniosła głowę odwracając się do niego.

- W lochu, kiedy pojawił się Preston... Gdyby nie ty...

- Ciii - pocałował ją delikatnie w usta - już nic Ci nie zrobi. Kolio też nie żyje. Nie wiem za to, co z Jelkielem.

- Pamiętam, że... - coś zaczęło ją dławić w gardle - zabił wilki i zabrał mnie do Arcanosa! A co było potem?

Nadian uświadomił sobie, że Carolyn przecież tego już nie pamięta.

- Opowiem ci gdy odpoczniesz dobrze?

- No OK.

Nagle mały wilczek przeniósł się z prześcieradła na jej kolana. Skomląc wdrapywał się łapkami po jej klatce piersiowej.

- On jeden ocalał? - wzięła go na ręce i przytuliła mocno do siebie. Nadian zaprzeczył głową.

- Jeszcze kilka wilków, niestety jego matka nie żyje. Gdy spałaś w jaskini, on ubzdurał sobie, że będzie spał koło Ciebie. Dlatego po śmierci Shirley, Shean stwierdził, że skoro maluch sobie Ciebie wybrał musimy go zabrać.

Mały zapewne rozumiejąc, że o nim mowa odsunął łebek i popatrzył jej w oczy, a wtedy Carolyn jakby obudziła się ze snu i zadała to pytanie. Pytanie, którego wielki wojownik nie chciał usłyszeć.

- Nadian, a Dawid?

Gdy jej partner westchnął głęboko, zrozumiała co spotkało Dawida. Nadian chyba wolałby, aby jego kobieta zaczęła krzyczeć lub płakać. Ale ona nawet się nie ruszyła. Nic nie mówiła. Tylko nagle zaczęła drżeć. Jakaś nieograniczona wściekłość gromadziła się w jej wnętrzu. Ciało oblało się zimnym potem, choć Carolyn czuła, że w środku wszystko się w niej gotuje. Serce mocno przyspieszyło, a oddech stał się gwałtowny i płytki. I nagle wybuchły wszystkie żarówki z zapalonych lampek. Nadian tylko się domyślił, że to energia Vi, ale nie miał pojęcia skąd się wzięła w jego partnerce. Carolyn tylko raz piła jego krew i do tego małą ilość. Do tej pory nie mieli też okazji ćwiczyć posługiwania się częścią umysłu, która dawała moc, a której zwyczajni ludzie nie wykorzystywali. Zsunął z niej małego wilczka, podniósł się z nią w ramionach i pognał do laboratorium, do Juliana. Coraz bardziej obawiał się o Carolyn ponieważ jej twarz straciła kolory. Usta posiniały, a ciało było lodowate. Julianowi wystarczyło jedno spojrzenie.

Błękitna krew Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz