Rozdział 3

97 10 26
                                    

Nadian, jak zwykle, był pierwszy w sali narad, która znajdowała się pod kamienicą, w wielkim tytanowym schronie. Uważał, że być na czas, to być pięć minut przed czasem. Było tu również ogromne laboratorium, w którym rządził Julian, oraz centrum dowodzenia czyli królestwo Catalina, sala treningów, siłownia, basen, kuchnia, jadalnia i kwatery na wypadek gdyby musieli korzystać, ze schronu na stałe. Sala narad nie była duża, ale mieściła wszystko co potrzebne do planowania działań. Na ścianach pomalowanych szarą farbą wisiały elektroniczne mapy świata, obu Ameryk i w większej skali, samej Luizjany. Na środku na białym grubym dywanie, znajdowała się duża, prostokątna ława w kolorze czarnym. Wokół niej stały kanapy obite skórą w popielatym kolorze. Było czysto i schludnie, tak jak lubił Nadian. Nic ich nie mogło tu rozproszyć. Ale dziś przywódca już był rozproszony. Odkąd tylko oderwał swoje usta od ust Carolyn, nie mógł przestać o niej myśleć. Wzięła w łeb jego silna wola, umiejętność trzeźwego myślenia i opanowania. Był szczerze zdziwiony reakcją swojego ciała na jej bliskość. Pogodził się już z tym, że nic nie czuje, że ma żyć sam, że wielkimi krokami zbliża się do buntu krwi. Julian pracował dzień i noc nad zmianami w DNA, ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że w kwestii ich życia, nie chodzi tylko o udoskonalenie zdolności przetrwania, ale o coś o wiele głębszego i ważniejszego. Przed oczami miał jej oczy, nos i brzoskwiniowe usta. Podsycił wyobraźnię, nadając twarzy Carolyn trój wymiar. Ciemnobrązowe brwi wygięły się w łuk zdumienia, gdy jej oczy zatrzymały się na jego twarzy. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale gdy wyciągnął rękę i dotknął ich kciukiem zamarła. Przechyliła głowę wtulając policzek w męską dłoń.

- Nadian? - usłyszał jej głos, jak gdyby była tuż obok. - To ty?

Stanął jak wryty, wpatrując się w oczy kobiety z wizji i nie mógł pojąć tego co się działo. Twarz była wyraźna, ciepła i namacalna. Za twarzą zaczęła pojawiać się reszta ciała. Widział jej cienką kusą brązową koszulkę do spania i szorty. Siedziała na piętach w łóżku, a kołdra obleczona w czarną pościel była odrzucona na bok. Za jej plecami widział pokój, bordowe ściany, kilka obrazków, przytłumione apaszką światło lampy.

- Gdzie ty jesteś? - wyciągnęła rękę i dotknęła go. - Nie, to się nie dzieje naprawdę - wyszeptała. Nadian chciał chwycić jej dłoń, ale nagle otworzyły się drzwi od sali narad. Odwrócił na chwilę wzrok, by zobaczyć kto przyszedł i obraz twarzy Carolyn zaczął migotać, coraz słabiej odczuwał też jej dotyk. Wizja zniknęła. Aleksiej podszedł do Nadiana.

- Hej dobrze się czujesz? - zapytał kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.

- Co? - przywódca sprawiał wrażenie obudzonego ze snu. Opadł na kanapę. - A tak...dobrze... chciałeś coś?

- Zwołałeś naradę - wyjaśnił zaskoczony.

- Naradę? - dotykał miejsca na twarzy, gdzie czuł jeszcze jej palce, a fiołkowy zapach unosił się w sali - a tak... zapomniałem.

- Zapomniałeś? - popatrzył badawczo na Nadiana.- Kiedy jadłeś?

Daninsky zamrugał wpatrując się w pusty punkt przed sobą.

- Dziś...To co innego Aleks...- kiwał z niedowierzaniem głową.

- Więc co? - Aleksiej usiadł obok.

- Aleks ja... - drzwi do sali narad znów się otworzyły. Kilku rosłych mężczyzn weszło i zajęło swoje stałe miejsca. - Później, jak sam to zrozumiem.

- W porządku braciszku - Aleksiej poklepał przyjaciela po plecach i odwrócił się przodem w stronę pozostałych.

- Aleks czujesz zapach fiołków? - wyrwało się z ust Nadiana, nie panował nad tym.

Błękitna krew Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz