Elena's POV
To już dziś. Dziś musiałam schować swoją dumę i być posłuszną dla tych wszystkich bogatych mężczyzn. Będę miła dla innych i ciągle będę się uśmiechała. Nie mam zamiaru chować się z tyłu celi. Mam plan - zaprezentować się z klasą.
Rozmawiałam sama ze sobą chociaż, byłam w pełni świadoma, że wszystkie moje myśli były kłamstwem. Usłyszałam kroki Shannon dochodzące z końca korytarza. Westchnęłam, podnosząc się.
- Dzień dobry, Eleno - powiedziała Shannon, otwierając drzwi od mojej celi. Posłałam jej słaby uśmiech po czym ruszyłam za nią. Pomyślałam o tym, że znała moją mamę. Ta myśl dalej krążyła po mojej głowie.
- Shannon? - blondynka odwróciła się, patrząc na mnie.
- Tak?
Otworzyłam drzwi do kantyny.
- Skąd znałaś moją mamę? - ostrożnie zapytałam, nie chcąc doprowadzić jej do furii. Shannon przygryzła swoje czerwone od szminki wargi, patrząc głęboko w moje brązowe oczy.
- Porozmawiajmy o tym kiedy indziej, dobrze? - kiwnęłam głową. Zauważyłam Jolenę i Renee przy barze śniadaniowym, więc podbiegłam do nich.
- Elena! - Jolena uśmiechnęła się do mnie. Zrobiłam krok w tył, gdy ciepło bijące od niej mnie uderzyło.
Jolena zaśmiała się po czym wzięła moją dłoń i przyciągnęła mnie bliżej siebie oraz Renee.
- Wszystko w porządku? - zaśmiałam się, kładąc dłoń na jej czole. Jolene odsunęła moją ręke, a ja z Renee zachichotałyśmy.
- Wszystko dobrze. To po prostu dobry dzień! - zaczerwieniła się Jolene. Gdy dostałyśmy jedzenie, podeszłyśmy do naszego stolika i usiadłyśmy przy nim.
- Nie mogę się doczekać, aż Szlachcic Remi przyjdzie. Spędza ostatni raz całą aukcję ze mną - powiedziała Renee, biorąc wielkiego gryza swojego naleśnika. Siedziałam cicho przez całe śniadanie, podczas gdy dziewczyny dyskutowały o najsłodszych i najbogatszych mężczyznach, którzy będą dziś uczestniczyli w aukcji. Przytakiwałam i mówiłam czasem "tak", ale głównie siedziałam cicho.
Po śniadaniu, Szlachcic Filip zaprowadził mnie do pokoju odnowy. Otworzył przede mną drzwi, popychając mnie lekko. Większość kobiet miała strasznych szlachciców jako strażników, dlatego byłam wdzięczna za Filipa i Arnolda; za to, że byli dla mnie mili. Aktualnie wszyscy byli dosyć mili dla mnie, nikt nie był wredny tak jak są dla pozostałych dziewczyn.
Gdy weszłam do szarego pokoju, zauważyłam ekipę odpowiedzialną za mój wygląd, którzy "poprawili" mnie w pierwszy dzień mojego pobytu.
- Kochanie, chodź tutaj - spojrzałam w prawo, gdzie obok krzesła stała Shannon. Podeszłam do niej, a ona posadziła mnie na nim. Następnie odwróciła krzesło tak, że widziałam w lustrze swoje odbicie. Shannon położyła swoje perfekcyjnie wymanikiurowane dłonie na moich ramionach.
- Dziś jest ta noc, Eleno - wyszeptała tak, że tylko ja mogłam ją usłyszeć. Przełknęłam głośno ślinę, a Shannon zaczęła czesać moje włosy.
- Twoja mama i ja byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami - powiedziała nagle. Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami. Shannon pochodzi ze wsi? Nie, to niemożliwe. Nie jest ani mężatką, ani kobietą z celi.
- Słucham? - nie udało mi się ukryć szoku w moim głosie. Shannon zaśmiała się i przytaknęła.
- Tak, to prawda. Byłyśmy nierozłączne, dopóki nie pojawił się twój tata. To oczywiste.
Słuchając jak mówiła o moim tacie zmiękczyło moje serce. Tęskniłam za domem bardziej niż za wszystkim innym. Miałam nadzieję, że pewnego dnia tam powrócę i uratuję moją rodzinę przed tą imprezą cykliczną w Demisewood Creak.
- Dlaczego nie pamiętam, że się kiedyś poznałyśmy? - moja ciekawość zawsze zwyciężała nade mną.
Shannon sięgnęła po różową lokówkę zanim mi odpowiedziała.
- Byłaś bardzo mała zanim odeszłam. Twoja siostra nawet się wtedy nie urodziła jeszcze - Shannon westchnęła, dzieląc moje włosy na dwie części. Jedną z nich uczesała, a następnie skończone loki spięła na czubku głowy. - Kiedy wyprowadziłam się do miasta, Robin i ja straciłyśmy kontakt, wobec czego ona została na wsi.
- Czekaj. Jak przeprowadziłaś się do miasta, skoro byłaś ze wsi? - zapytałam. Żadna dziewczyna ze wsi nie ma prawa jej opuścić, jedynie w kierunku docelowym - celi w Trisumber. Więc jak ona się wyrwała?
Shannon uśmiechnęła się do mojego lustrzanego odbicia.
- Byłam wyjątkowa, dokładnie jak ty teraz.
Poczułam jak kolory spływają z moich policzków. Jak to byłam wyjątkowa skoro wciąż jestem umieszczona w celi?
- To nie ma sensu - oświadczyłam, podczas gdy Shannon skończyła robić mi loki.
- Wiem, że nie ma, ale pewnego dnia będzie miało - jej głos był łagodny, ale jej słowa dalej były nie do zrozumienia.
Gdy skończyła mnie czesać, zostałam zaprowadzona do innego pokoju, gdzie próbowali mnie ubrać w setki tysięcy strojów. Pierwszy jaki przymierzyłam nazwałabym bardziej bielizną niż ubraniem. To był czarny, elastyczny kostium z koralikami na dekolcie.
- Podoba ci się? - zapytała mnie stylistka. Zmarszczyłam nos i pokiwałam przecząco głową. Następnie założyłam czarną sukienkę sięgającą mi do połowy ud. Była na ramiączkach, a dekolt był w kształcie litery V. Nie spodobała mi się, ale przynajmniej zakrywała więcej niż poprzedni strój.
Kiedy wyszłam z przymierzalni wszyscy otworzyli szerzej oczy i usta. Shannon przepchnęła się przez tłum. Złapała mnie za ręce i obróciła. Moje włosy zakręciły się dookoła mojego ciała, a sukienka idealnie dopasowała się do moich kształtów.
- To ta jedyna - Shannon oznajmiła wszystkim. Przestałam się kręcić i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak kompletnie inna osoba. Wyglądałam dokładnie jak cage lady; perfekcyjna na zewnątrz, rozbita w środku.#####
Cześć!
W końcu piątek i w końcu rozdział!
Sama już nie mogę się doczekać, aż spotkają się z Harrym. Nawet namawiałam TheAmmannkę byśmy dodawały rozdziały częściej. Zdradzę wam sekret - w kolejnym rozdziale będzie Harry, ale.. ale ale ale, się domyślcie. :)
Którą randkę byście wybrały? Ja poszłabym z Lou, o ile dałby mi się przejechać tą furą! :D
Pozdrawiam,
SweetsLucky. ♥
CZYTASZ
Caged - tłumaczenie II h.s.
FanfictionKiedy biedna dama z Demisewood Creak skończy 18 lat, zostaje zabrana do skorumpowanego miejsca zwanego Trisumber. Trisumber to miejsce, gdzie kobiety żyją w celach. Przetrzymywane są dla zamożnych mężczyzn z miasta, którzy sami wybierają dla siebi...