17. Rób to, co ja

1.1K 76 3
                                    

- Nie - natychmiast wyskoczył Harry, zaskakując tym mnie i swojego ojca.
Desmond oblizał swoją dolną wargę, przenosząc spojrzenie na swojego nieposłusznego syna.
- Harry, już z tym skończyliśmy. Nie sprawdzaj mnie - ostrzegł, ale Harry go nie posłuchał. Zamiast tego, stanął przede mną, odcinając mnie od jego okrutnego ojca.

Byłam wdzięczna, ale równocześnie nie chciałam, żeby się do tego przyzwyczajał. Umiałam sama siebie obronić, zadbać o siebie. Nie potrzebowałam go do tego.

- Nie mógłbyś. Nie mógłbyś zniszczyć swojego perfekcyjnego wizerunku - Harry wypowiedział słowo "perfekcyjnego" z wielkim obrzydzeniem.

Desmond uśmiechnął się słabo, jakby myślał o zabiciu kogoś.
- Mogę zawsze sprawić, by ktoś zrobił to za mnie - skuliłam się, kładąc dłoń na plecach Harry'ego. Nie podobało mi się jak blisko niego jestem, ale potrzebowałam oparcia, bo inaczej mogłam upaść.

- Nie odważyłbyś się - odpowiedział Harry, zniżając ton głosu.
Desmond zrobił krok w stronę syna. Mój oddech zwolnił, mogłam wyczuć emocje chłopaka pod swoimi palcami.
- Wypróbuj mnie - warknął Desmond. W tamtej chwili wiedziałam, że mogę to zakończyć. Byłam jedyną osobą, która mogła to zrobić. Wzięłam głęboki oddech, wychodząc zza Harry'ego.
- Zrobię to - niemal pisnęłam, zwracając na siebie uwagę obu Stylesów.

- Słucham? - zaprotestował Harry, podczas gdy Desmond się uśmiechnął. Harry złapał mnie za ramiona, odciągając mnie kawałek od jego ojca.

- Nie musisz tego robić - wyszeptał ochryple. Przytaknęłam głową.

- Tak, muszę. Nigdy nie przestanie, jeśli tego nie zrobię - odszeptałam. Harry sfrustrowany przeczesał dłońmi swoje loki.

Moje ciało wzdrygnęło, gdy Desmond klasnął, a następnie położył dłoń na moim lewym ramieniu. Jego dotyk poparzył moje ciało, prawie jak diabeł dotykający ziemi.

- Świetnie. Przynajmniej ktoś tu jest posłuszny - zachichotał, popychając mnie w stronę jego biura. Spojrzałam do tyłu, Harry wciąż stał w miejscu. Wyglądał na zdziwionego, sfrustrowanego i wkurzonego.

W biurze Desmonda zostałam popchnięta na czarną skórzaną kanapę, sąsiadującą z jego długim, dębowym biurkiem. Usiadł na krześle za biurkiem, kładąc na nim łokcie. W jego oczach widziałam blask, który mówił mi, że ojciec Harry’ego był zdolny do morderstwa. Wspaniale.

- No, to dalej - kiwnął głową w stronę telefonu leżącego na biurku. Musiałam szybko myśleć. Nie chciałam mieszać w to wszystko taty. Nie chciałam, żeby musiał się o mnie martwić przez cały czas. Jego cała uwaga musiała być teraz na Rosalyn, a jeśli by się o wszystkim dowiedział, nie byłaby.

Wtedy wpadłam na pewien pomysł.

- Nie mogę - powiedziałam, mój głos brzmiał prawie jak szept.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie możesz? - jęknął Desmond.
- My, uh, my nie mamy telefonu - wyjąkałam, patrząc się na swoje paznokcie.

Desmond oblizał górną wargę, patrząc mi w oczy. Próbowałam skupić swoją uwagę na wszystkim, tylko nie na nim. Nie chciałam czuć jego uwagi na sobie.

- W takim razie wyślij mu fax - jego głos zdradzał, że traci cierpliwość.
- Skoro nie mamy telefonu, to jak myślisz: mamy fax? Pamiętasz, że byłam cage lady?

Desmod wstał, uderzając dłonią o biurko. Moje ciało wzdrygnęło się razem z antykami znajdującymi się w pokoju. 
- Wciąż jesteś. A ja nie zniosę bezużytecznej wieśniaczki robiącej ze mnie głupka! - krzyknął. Jedyne co byłam w stanie zrobić, to kiwnąć głową. Czułam zbliżające się łzy, jednak musiałam zrobić wszystko, by nie zacząć płakać. Nie mogłam mu pokazać, że jestem słaba.

Desmond westchnął głęboko, siadając ponownie na krześle.
- W takim razie możemy po prostu jutro go odwiedzić - wzruszył ramionami. Cały mój świat właśnie się zawalił.

Normalnie byłabym podekscytowana ujrzeniem swojej rodziny, chociaż ten jeden raz. Jednak nie teraz. Nie w takich okolicznościach. Zrobiłabym wszystko, żeby tylko trzymać tatę z dala od tego. Od niego. To mogłoby złamać moje serce, jak i taty, jeśli musielibyśmy jeszcze raz zostać rozdzieleni przez taką złą osobę, jaką jest Desmond Styles.

- Możesz już odejść - Desmond machnął dłonią. Natychmiast wstałam z kanapy, szybko wychodząc z biura mając nadzieję, że mnie nie zatrzyma. Gdy tylko drzwi się zamknęły, oparłam się o ścianę, próbując złapać oddech.

- Eleno? - podskoczyłam zaskoczona. Odwróciłam głowę by ujrzeć Katie. Zmarszczyła brwi, pokazując w stronę drzwi.
- Czemu byłaś w piekle? - zażartowała, porównując biuro ojca do piekła. Uwierz mi, tam jest o wiele gorzej.

Aczkolwiek, po raz pierwszy od miesięcy uśmiechnęłam się, nawet prawie się zaśmiałam. Jednak moja wesołość została zastąpiona przez pustkę sekundę później.
- On, uh. Chciał ze mną rozmawiać.
- Boże, co od ciebie żądał? Chciał, żebyś pozabijała kilka piesków? - zaśmiała się, kiedy odeszłyśmy kawałek od "piekła".
- Nie. Chce, żebym odwiedziła swojego tatę - załkałam. Katie stanęła przede mną, z troską wypisaną na twarzy.
- Przez tę całą zemstę? - zapytała. - Harry mnie wtajemniczył w tę dramę - uśmiechnęła się, a ja przytaknęłam.
- Nie mogę na to pozwolić.

Katie przygryzła wargi, zanim się odezwała.
- Chyba mam pomysł, jak tego uniknąć.
Moja twarz się rozświetliła.
- O czym myślisz? - byłam otwarta na każdą propozycję, nawet jeśli oznaczało to współpracę z jakimś Stylesem.
- Na obiedzie, po prostu rób to, co ja - rozkazała, a ja tylko przytaknęłam.

#####

Heeeej!

Na początku, jak zwykle, dziękujemy za wszystkie komentarze i gwiazdki. Bardzo nas to motywuje do tłumaczenia, a i miło jest poczytać to, co piszecie. :D

Przepraszamy, że dodajemy tak późno, ale właśnie się zaczął okres sesji, więc mamy naprawdę sporo nauki. ;)

Okay, jeszcze raz dziękujemy, pozdrawiamy i do następnego! Napiszcie co sądzicie o nowym rozdziale. I jeśli macie jakieś pytania, propozycje, zastrzeżenia - też dajcie znać! :D

TheAmmannka & SweetsLucky x

Caged - tłumaczenie II h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz