Kilka dni później, Grace kroczyła korytarzami szpitala, trzymając pusty kubek po kawie w dłoniach. Wyglądała... Cóż, okropnie i zdecydowanie nie przypominała swojej najlepszej wersji. Długie włosy związała w ciasnego kucyka, oczy miała podkrążone i nawet nie bawiła się z tym, by jakoś zakryć wszystkie oznaki niespania przez kilka ostatnich dni. Dobre tyle, że przynajmniej zniknęły zaczerwienione oczy od płaczu. Zresztą w ostatnim czasie płakała tyle, że chyba zdążyła już wypłakać wszystkie łzy. Mogła liczyć na wsparcie przyjaciół, ale to nadal nie zmieniało tego, że obawiała się o życie swojego ukochanego.
Zwłaszcza że ciągle miała przed oczami jego stan, kiedy znalazła go nieprzytomnego na brzegu rzeki. Nie wiedziała, co dokładnie się stało na helikowcu, ale musiała zrobić wszystko, by go uratować. Czuwała przy nim cały czas, dopóki Sam praktycznie nie wyrzucił jej z sali, mówiąc, że potrzebuje się napić bardzo mocnej kawy, jeśli ciągle chce być przytomna, kiedy Rogers się wybudzi. Dla świętego spokoju postanowiła go posłuchać, dlatego teraz wracała z małego bufetu szpitalnego. Kawa, którą sprzedawali, pozostawiała wiele do życzenia, ale ostatecznie w tym momencie nie zależało jej na niczym innym, jak na wyzdrowieniu Rogersa.
Żołnierz, który pilnował wejścia do sali, otworzył jej drzwi. Grace uśmiechnęła się smutno do mężczyzny, a potem weszła do środka. Spodziewała się trzech rzeczy – rozbrzmiewającej składanki utworów Marvina Gaye, Sama siedzącego obok łóżka i nieprzytomnego Rogersa. Zamarła w miejscu, kiedy zauważyła, że Steve był już przytomny i rozmawiał z Samem. Serce Grace zabiło o wiele szybciej i miała wrażenie, że w końcu mogła przestać się martwić. Steve nareszcie się obudził, a to oznaczało, że teraz będzie już tylko lepiej.
— Wiem, że musiało ci się podobać bycie zamrożonym w tamtym lodowcu i pewnie chciałeś znowu tam wrócić, ale wystarczyło powiedzieć, to specjalnie stworzyłabym dla ciebie twój własny — Grace nie chciała dać po sobie poznać, jak okropnie się czuła przez kilka ostatnich dni. Jako Stark i siostra Tony'ego tylko w jeden sposób mogła odgonić wszystkie złe myśli i niezręczne sytuacje – żartami. — Nie musiałeś od razu skakać jak szalony do rzeki.
— To wydawało się lepszym pomysłem — Steve uśmiechnął się nieznacznie, a ona nie potrafiła oderwać od niego swojego wzroku. Przyglądała mu się tak, jakby starała się zapamiętać każdy szczegół jego twarzy w obawie, że to wszystko było tylko jej wytworem wyobraźni. — Wyglądasz okropnie.
— Przynajmniej to nie ja leżę na szpitalnym łóżku.
— Chyba zostawię was samych gołąbeczki — odezwał się Sam. Wstał ze swojego krzesła, skinął głową do Rogersa i pocałował Grace w policzek na pożegnanie. — Bawcie się dobrze.
— Nie byłem na tyle nieprzytomny, byś podbierał mi dziewczynę, Wilson — skomentował szybko Steve, a Sam zaśmiał się krótko.
Stark pożegnała się z mężczyzną, a kiedy zostawił ich samych, zajęła jego wcześniejsze miejsce. Usiadła na fotelu tuż przy łóżku i przysunęła się bliżej Rogersa. Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie umiała ubrać w słowa tego, jak bardzo się o niego bała i jak nie potrafiła sobie znaleźć miejsca przez kilka ostatnich dni. Jedyne co robiła to czekała, aż on się obudzi, a lekarze powiedzą, że wszystko będzie dobrze.
— Ze wszystkich moich facetów to ty najbardziej każesz mi się ciebie słuchać i masz największe zapędy autodestrukcyjne — starała się zażartować, łapiąc go delikatnie za rękę. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale on był szybszy.
— Grace — zaczął poważnie, wpatrując się w nią intensywnie. — Sam mi powiedział, że to ty mnie znalazłaś i nie opuszczałaś szpitala od kilku ostatnich dni.
CZYTASZ
GRACE STARK: AVENGER [2], avengers
FanficGrace myślała, że widziała już wszystko. Miała magiczne moce, tak? Walczyła nawet z armią kosmitów u boku kompletnych idiotów na czele z własnym bratem. Jednak nowe niebezpieczeństwo czekało na nią za rogiem. | Druga część serii Grace Stark