• ten

2K 101 7
                                    

Plusem było to, że Grace przygotowała Boże Narodzenie. Obolała, bo obolała i większość zrobiła za nią Pepper, ale dwudziestego czwartego grudnia, razem ze swoim bratem, jego ukochaną, trójką przyjaciół (Rhodes wpadł, tak jak zawsze) i własnym facetem, usiadła do świątecznej kolacji. Przynajmniej na dwa krótkie dni, wszyscy mogli zapomnieć o tym, że gdzieś tam skradziono berło, a w tym samym czasie HYDRA próbowała odgadnąć to, jak przy jego pomocy wytworzyć broń.

Jednak w ostatni dzień roku, ponownie miała na sobie kostium i przygotowywała się do drogi. Nie mieli żadnej lokalizacji tajnych baz HYDRY, magazyn, w którym prawdopodobnie mogły znajdować się takie informacje, rozsypał się w drobnym mak, więc jedyna nadzieja pozostawała w dawnym schronie S.H.I.E.L.D. Swoją drogą, Nick mógłby się na coś przydać i dać nam wszystkie dane o HYDRZE, jakie kiedykolwiek posiadał.

Związała mocno swoje włosy, a potem pochyliła się nieco do lustra, by podziwiać swoją nowo nabytą ranę na czole. Była okropna, ale według zapewnień Bruce'a nie powinna zostać żadna blizna. Pukanie do drzwi szybko sprowadziło ją na ziemię. Po krótkim i głośnym proszę, wejście się otworzyło, a Grace uśmiechnęła się na widok Steve'a, ubranego w swój kostium Kapitana Ameryki.

— Gotowa?

— Jak zawsze, Kapitanie — zasalutowała mu, przybierając rozbawioną minę. Szybko jednak spoważniała, zdając sobie sprawę, że w ciągu kilku ostatnich dni nikt nie poruszał tematu jej zachowania w magazynie, a ewidentnie było wiadome, kto zawalił. — Steve?

— Coś się stało, Grace? — Zapytał zaniepokojony, podchodząc do niej bliżej.

— Nic, tylko... Zawalenie tamtego magazynu to była moja wina i gdyby nie ja, to pewnie już teraz mielibyśmy jakiś trop tego, gdzie jest berło — westchnęła ciężko. — Od kilku dni nikt nie zwracał na to uwagi, a jednak zawaliłam i naraziłam cały zespół na niebezpieczeństwo.

— Grace, każdy popełnia błędy — powiedział spokojnie, łapiąc ją delikatnie za ramiona. — Taka ta praca już jest... Owszem, mogłaś poczekać na Tony'ego, ale skąd wiesz, czy gdyby nie on zaczął grzebać w tym systemie, to czy sytuacja by nie wyglądała tak samo? Najważniejsze jest to, że zareagowałaś natychmiast, ostrzegłaś wszystkich o niebezpieczeństwie i nikomu nic się nie stało.

— Ucierpiała tylko moja duma, bo perspektywa tego, że widzieliście, jak upadam na ten chodnik i przywalam w niego głową, jest mało pocieszająca — zażartowała szybko, a blondyn zaśmiał się krótko. — Nie jesteś na mnie zły za to, co zrobiłam? Nie boisz się, że dzisiaj mogę postąpić tak samo?

Rogers pokręcił głową. Grace przez krótką chwilę była nawet w stanie zrezygnować z pójścia na kolejną akcję, by już nikogo nie narażać, ale wystarczyło, że Steve zapewnił ją, że ciągle jej ufał. Poza tym przecież nie mogłam spędzić całego życia na uciekaniu przed udaniem się na akcję, prawda? Jakim byłabym wtedy Avengersem.

— Ufam ci, Grace — zapewnił ją, obejmując jej twarz w swoje ręce. — Wiem, że robisz to, co uważasz za słuszne i zawsze myślisz tylko o innych, a nie o sobie. Będzie dobrze, tylko ty sama musisz w to uwierzyć.

— Krótki pocałunek z pewnością mógłby mi w tym pomóc — Grace uśmiechnęła się łobuzersko, a już po chwili czuła jego usta na swoich wargach i rozkoszowała się tą krótką chwilą przyjemności. Nie potrwała ona długo, bo do pokoju wpadła Natasha. — Romanoff, nikt nie nauczył cię pukać?

— Wybaczcie gołąbeczki, ale czas na nas — rudowłosa wyszczerzyła się szeroko. — Jak się pośpieszymy, to wieczorem będziecie mogli się całować, tak długo, jak tylko chcecie.

GRACE STARK: AVENGER [2], avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz