Nieporozumienie

2.4K 87 24
                                    

Następne dwa tygodnie minęły jej bez żadnych zastrzeżeń. Jednak jednego dnia Dumbledore poprosił, aby przyszła do jego gabinetu co niezbyt chętnie uczyniła. Gdy weszła do jego gabinetu, okazało się że nie jest sam. Przy jego biurku stał już trochę zły Snape, chociaż jakby się nie patrzyło to zawsze wygląda na złego. Był wieczór, więc grzecznie powiedziała:
- Dobry wieczór. - podeszła do biurka.
- Spóźniłaś się. - prychnął Snape.
- Dyrektor nie ustalił o której mam się zjawić.
- To prawda, mój błąd. Wybacz Severusie. - odezwał się w końcu Dumbledore.
- Po co nas wezwałeś ? - złożył ręce Snape.
- W ostatnim czasie dowiedziałem się, że w Zakazanym Lesie znajduje się stworzenie zagrażające życiu uczniów.
- Czyli jak każde. - odparła Jane.
- Jednak inne nie atakują uczniów.
- Jakby tam nie chodzili to by nie było problemu. - Snape był już nieźle zły, chociaż zazwyczaj stara się być opanowanym.
- Problem w tym, że było to przed Zakazanym Lasem. Mam informacje, że to stworzenie nie jest rozumne. Chciałbym abyście je znaleźli.
- O ile wiem nie chciałbyś śmierci nowej nauczycielki, bo jak sądzę nie ma aż takiej wiedzy, aby sobie z tym poradziła. - Snape spojrzał złowieszczo na Jane na co ona oddała mu spojrzenie, tylko że jej wzrok był bardziej miażdżący, jednak Snape tego nie odczuł.
- Jesteście najlepsi do tego zadania i nie wysyłałbym kogoś niekompetetnego.
- Dla mnie dyrektorze to nie jest problem, jednak profesor Snape raczej nie będzie chciał współpracować. - popatrzyła w jego stronę z dość bezszczelnym wzrokiem.
- Niech będzie, ale nie będę cię pilnował, Rose.
- I nie musisz, profesorze.
- Dobrze skoro wszystko ustalone, to chciałbym abyście wyruszyli jak najszybciej. - zamyślił się dyrektor.
- Może być dzisiejszej nocy, pewnie i tak nie masz co robić, Rose. - Snape spojrzał na nią z wyższością.
- Tak, może być.
Oboje skierowali się do wyjścia, nim jednak wyszli dyrektor powiedział:
- Powodzenia.
Snape przepuścił Jane w drzwiach, bo mimo że jest burakiem to jest kulturalny, czym odrobinę jej zaimponował, ale tylko odrobinę.
Gdy zaczęła iść w stronę swoich komnat, Snape zatrzymał ją i powiedział:
- Nie mam zamiaru w razie niebezpieczeństwa cię bronić.
- Zdaję sobie z tego sprawę. O której mamy zamiar wyruszyć ? - uniosła brew do góry.
- O dwudziestej trzeciej.
- Dobrze w takim razie do dwudziestej trzeciej, profesorze.
Szybko wróciła do swoich komnat, po czym ubrała czarne spodnie oraz ciemny golf i oczywiście płaszcz, bo w tej porze roku jest dosyć zimno. Miała jeszcze godzinę, więc postanowiła poczytać książkę. Gdy na zegarze ukazała się godzina dwudziestą druga pięćdziesiąt odłożyła książkę i ruszyła w stronę wyjścia z Hogwartu.
Gdy dotarła, Snape już na nią czekał. Jak tylko ją zauważył bez słowa zaczął iść w stronę Zakazanego Lasu, gdyż owe stworzenie stamtąd pochodzi. Ona starała się mu dotrzymać kroku, bo jednak był od niej wyższy.
- Chyba pod tym względem nie jesteś idiotką i masz różdżke.
- Oczywiście, że mam, co to za czarodziej bez różdżki ?
- Taki, który potrafi czarować bez niej. - prychnął.
- Tylko się droczę.
- Skoro się droczysz to zachowujesz się jak te bachory.
- To są uczniowie.
- Zwał jak zwał.

Szli już dobre piętnaście minut. Zakazany Las nocą wygląda naprawdę przerażająco. Oczywiście Jane to nie przeszkadzało, doświadczyła już tyle, że prawie nie ma rzeczy których się boi. Nagle w krzakach można było usłyszeć jakiś szmer, obydwoje z zawrotną prędkością wyciągnęli swoje różdżki i skierowali w miejsce hałasu. Przez krzaki wyłonił się najzwyklejszy jednorożec. Jane westchnęła i opuściła swoją różdżkę. Snape również opuścił jednak na jego twarzy było widoczne skupienie.
- Nie chowaj jeszcze różdżki. - powiedział.
Tylko na niego spojrzała jednak posłuchała. Jane spojrzała w jedną stronę, wzdrygnęła się i w tym samym czasie krzyknęła:
- Uważaj !
Nim jednak Snape zdążył coś zrobić ogromne cielsko powaliło go na ziemię i wytrąciło mu różdżkę. Musiała szybko działać, rzuciła pierwsze zaklęcie jakie jej przyszło do głowy i stworzenie odbiło się od drzewa. Szybko podbiegła do Snape'a i sprawdziła czy ma jakieś rany, jednak na szczęście nie. Snape był trochę zdezorientowany jednak zachowywał zimną krew. Gdy Jane chciała pomóc mu wstać, zwierzę rzuciło się na nią i przygniotło do ziemi. Wyglądało co najmniej niebezpiecznie. Naparło na nią, że zabrało jej dech w płucach i zaczęła się dusić. Było cholernie silne, a ona nie była w stanie podnieść różdżki. Do głowy przyszedł jej pomysł, nie chciała go wykonywać, ale to było jedyne wyjście. Jednak nie doszło do tego, gdyż Snape użył zaklęcia i stworzenie wyleciało w powietrze, a on zamienił je w kamień. Jane zaczęła kaszleć i łapać powietrze, przy tym podnosząc się. Mimo, że miała plan B to jednak, Snape uratował jej życie.
- Dziękuję. - powiedziała.
- Jesteś kompletną kretynką, Rose.
- Uwierz mi, że miałam plan B i chciałam go wcielić w życie. - prychnęła trochę oburzona.
- Jakoś mi się nie wydaje.
- Dobrze nie ważne. Przynajmniej wykonaliśmy zadanie. - złapała się za skroń.
- Raczej "ja" wykonałem.
- Niech ci będzie.
Snape się do tego nie przyzna jednak ona również uratowała mu życie.
- Wracajmy, trzeba złożyć raport dyrektorowi. - odparł Snape.

Zapach różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz