Czy tak ciężko zrozumieć ?

1.8K 80 23
                                    

Jane prowadząc lekcje, na niej byli również bliźniacy Weasleyowie, poczuła przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej, złapała się odruchowo, jednak jej mina była tak samo zimna jak zawsze. Ból był do zniesienia jednak było jej ciężej prowadzić lekcje. Gdy w końcu zakończyła ostatnią lekcje, czym prędzej wróciła do swoich komnat. Nawet nie myślała, aby pójść na kolację do Wielkiej Sali.

Zaklęciem przywołała eliksir, który złagadzał ból i wypiła go. Kaszlnęła kilka razy zakrywając usta dłonią. Na szczęście ból zaczął mijać i po godzinie już go wogóle nie czuła. To napewno nie była trucizna, a więc...
Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, które od razu otworzyła. W progu stała McGonagall z trochę zaniepokojoną miną. Jane potrafi bardzo dobrze maskować ból przez co na jej twarzy był obojętny grymas.
- Jane, czy coś się stało ? Nie byłaś na kolacji.
- Minerwo, chyba nie musisz sprawdzać kiedy gdzieś jestem albo kiedy jem. - niezbyt lubiła kiedy ktoś się o nią martwił, chociaż rzadko się to zdarzało.
- Po prostu zaniepokoiłam się twoją nieobecnością.
- Nic mi nie jest. A teraz wybacz, ale chciałabym wrócić do czytania książki. - skłamała.
- Dobrze, już ci nie przeszkadzam.
Odeszła, a Jane szybko zamknęła drzwi. Przecież ją już nic nie boli, więc o co to całe halo ? To, że raz nie była na kolacji to nie koniec świata. Minerwie chyba się musi nudzić, stwierdziła.
Była zmęczona dzisiejszym dniem, więc jednym zaklęciem była czysta i pachnąca, po czym położyła się spać.

Pięła się po schodach na górę. Widziała jego martwe ciało.
- James. - szepnęła.
Przyspieszyła kroku i weszła do pokoju. Na ziemi leżała ona, jej najdroższa przyjaciółka, Lily. Nie zważyła uwagi na płaczące dziecko leżące obok, od razu podbiegła do jej ciała i przykucnęła. Poczuła tak ogromny smutek i rozpacz, że nie wiedziała co zrobić. Jej łzy spływały na ziemię. Wierzchem dłoni dotknęła jej policzka, był zimny. Nagle usłyszała kroki i nawet nie myśląc, co było jej błędem, przeteleportowała się do jakiegoś lasu. Upadła na kolana i głośno krzyknęła, szlochając. Drzewa blisko niej przewróciły się, jakby jakaś niewidzialna siła je popchnęła. Zaczął wiać mocny wiatr, a ona dalej płakała.

Jane obudziła się zlana potem. Znowu miała ten sen. Do tej pory jest zła na siebie, że zostawiła tak Harrego sama i do tej pory nie wie kto wtedy szedł, równie dobrze mógł to być Śmierciożerca i wtedy zabiłby Harrego. Tego sobie nigdy nie wybaczy, chociaż z drugiej strony jakby została dłużej to przez swoje emocje sama by mogła przez przypadek zabić Harrego.

Podniosła się z łóżka, przebrała i za pomocą zaklęcia doprowadziła się do porządku. Wstała o wiele wcześniej niż powinna, więc zdecydowała poczytać książkę, aby się uspokoić.
Kiedy w końcu nadeszła godzina, aby ruszyć na śniadanie, ze swoją płynnością poszła do Wielkiej Sali.
Usiadła za stołem dla nauczycieli i z zniesmaczoną miną popatrzyła na swoje śniadanie.
- Wyglądasz okropnie. - powiedział Snape, który przed chwilą usiadł obok niej.
- Dziękuję. - odpowiedziała sarkastycznie, przymrużając oczy.
- Wytłumaczysz mi dlaczego McGonagall, wczoraj na kolacji się "mnie" pytała dlaczego cię nie ma. - mówił trochę poirytowany tą sytuacją.
- Nie mam pojęcia. - wzruszyła ramionami i zaczęła jeść, na co tylko prychnął.

Po skończonym posiłku, Jane chciała ruszyć na zajęcia, jednak Dumbledore dopiero teraz uświadomił ją, że uczniowie mają dzisiaj wyjątkowo wolne, więc postanowiła pójść do Hogsmeade na małe zakupy. Ubrała swój czarny płaszcz i ruszyła. Była wiosna jednak nadal było dosyć zimno. Droga minęła jej miło, gdyż wszędzie było zielono i krajobraz był przyjemny dla oczu. Tym razem nie poszła do księgarni, ponieważ miała dużo nieskończonych książek, więc poszła do sklepu z ubraniami, aby zakupić kilka ubrań. Gdy płaciła przez szybę dostrzegła Snape'a. Od razu wyszła z zakupami i poszła w jego stronę. Wszedł do jakiegoś sklepu, prawdopobnie za składnikami do eliksirów. Postanowiła tam nie wchodzić i poczekać przed sklepem jak wyjdzie. Nie czekała długo, gdyż po chwili wyszedł i gdy ją zobaczył obdarzył ją dosyć nieprzyjemnym wzrokiem co zignorowała.
- Nie spodziewałam się tu pana, profesorze.
- Ja ciebie też nie przez co nie mam zamiaru tu więcej przychodzić skoro możesz tu być.
- To można powiedzieć, że jest to profesora ostatni raz jak tu jest, więc raczej nie odmówi profesor pójścia na kremowe piwo. - uśmiechnęła się.
- I ty byłaś w Slytherinie ? - prychnął.
- Ach te stereotypy, że każdy Ślizgon jest bez serca. Proszę mi uwierzyć, ale nie zawsze jestem taka miła.
- Stereotypy nie kłamią.
- To chce profesor iść ?
- Jak przestaniesz mnie męczyć.
- Niby kiedy to robię ?
- Cały czas.
Ruszyli dość szybkim krokiem do Trzech Mioteł, bo Severusowi najwyraźniej się spieszyło, aby mieć to całe wyjście z głowy. Usiedli na przeciwko siebie w najbardziej zaciemnionym miejscu i nie odzywali się. Jane patrzyła swoimi niebieskimi oczami na niego, a on kierował wzrok wszędzie byle nie na nią.
- Przestań się tak na mnie gapić, Rose. - powiedział dosyć niemiłym tonem.
- Czyżby mój wzrok cię onieśmielał ? - uśmiechnęła się złośliwie.
- W żadnym wypadku, przyszedłem tu tylko i wyłącznie napić się, a nie żebyś się na mnie gapiła.
W końcu podeszła do nich kelnerka, zamówili kremowe piwa i czekali w ciszy. Gdy dostarczono im owe piwa, Snape postanowił zirytować Jane i zaczął się na nią patrzyć, aby poczuła się zmieszana. Wyczuła jego wzrok podczas picia, starała się go ignorować, jednak po pięciu minutach nie wytrzymała.
- Dobra wygrałeś ! Rzeczywiście czyjś wzrok nie jest najmilszym odczuciem, to nie oznacza, że się ciebie boję, po prostu po czasie jest to niekomfortowe.
- Pff... - tylko taki dźwięk z siebie wydał.
- Zgaduję, że profesor na wakacje zostaję w Hogwarcie.
- Nie twój interes, Rose.
- Proszę tylko odpowiedzieć.
- Tak, zostaję. Mam nadzieję, że ty wracasz do domu, przynajmniej będę mógł odpocząć.
- Nie, nie wracam do domu, nie miałabym po co, jest tak strasznie pusto.
- To pojedź chociaż do swoich rodziców.
- Myślę, że to niewykonalne, profesorze. - na jej twarzy przez sekundę był widoczny smutek, który od razu ukryła maską obojętności.
- A to dlaczego. - mało go to obchodziło.
- Bo nie żyją. - upiła ostatni łyk piwa i spojrzała na zegar. - Nie wiem jak profesor, ale ja już wracam do Hogwartu.

Zapach różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz