Uratowane istnienie

963 62 5
                                    

Leżał na ziemi, w jego oczach dostrzegła ból oraz prośbę o przebaczenie. Z jego tchawicy sączyła się krew, a on blady bardziej niż zwykle spojrzał na nią. Nie myślała trzeźwo, szybko kazała pójść Harremu i reszcie co uczynili patrząc na nią dziwnie. Podeszła do niego i kucnęła obok niego, patrząc mu w oczy. To była dokładnie ta scena jak z jej snu i zrozumiała, że to nie były zwykłe sny, a te wszystkie przeczucia były przewidywaniem przyszłości. Ledwo, ale odezwał się:
- Przepraszam Jane - wychrypiał to dławiąc się krwią.
W tamtej chwili całkowicie zapomniała o tym, kim był, kogo zabił. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, których nie potrafiła zatrzymać. Pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu i to w taki sposób, że nie potrafiła się opanować. Szybko wstała i nadal płacząc, prawie wykrzyczała:
- Nie ! Nie pozwolę ! Nie umrzesz ! Nie pozwolę - szybko podwinęła rękawy swojej koszuli, rzuciła zaklęcie ogłuszające dźwięk, po czym skierowała na niego różdżkę.
Spojrzał na nią pustym wzrokiem, życie z niego powoli uchodziło. Nadal płacząc zaczęła, wręcz krzyczeć sekwencje zaklęcia, którego tak długo się uczyła. Było na tyle silne, że jej włosy mocno się unosiły jak pod wpływem wiatru, z jej różdżki wydobywało się czerwono różowe światło. Zamknął oczy, bo światło go raziło, a ona jeszcze głośniej zaczęła krzyczeć. Myślała tylko o nim oraz, że musi go uratować. Wierzyła, wierzyła, że zaklęcie się uda. Zostały jej ostatnie słowa do powiedzenia, gdy poczuła coś czego nie potrafiła stłumić. Z jej ust wydostał się potworny krzyk bólu i cierpienia, a ona sama upadła na ziemie prawie tracąc przytomność. Resztkami sił wykrzyknęła ostatnie słowa, po czym widząc, że jego rana zniknęła, zemdlała cała we łzach.
Gdy otworzył oczy nie wiedział co ma zrobić. Nie czuł już bólu, rana zniknęła, a on czuł, że żyje. Był blisko, wiedział, że był blisko śmierci. Jedyne co widział to ciemność oraz słyszał jej krzyk, rozdzierający krzyk. Szybko spojrzał na nią, leżała na ziemi, miała płytki oddech, a jej twarz była cała we łzach. Wstał ciężko oddychając i kucnął przy niej, sprawdzając jej puls. Żyła i tylko to się dla niego liczyło. Odgarnął jej włosy z twarzy, po czym jak poparzony odsunął rękę i spojrzał na nią. Nie wiedział jakim cudem udało mu się przeżyć, ale wywnioskował, że to właśnie ona go uratowała. Uratowała go mimo, że zdradził, mimo, że zabił ważną dla niej osobę. Był w szoku, nie potrafił zrozumieć dlaczego to zrobiła. Miał gdzieś tą głupią bitwę, postanowił zostać z nią dopóki się nie obudzi. Zaczął rozmyślać siedząc na brudnej ziemi. Zaczął przypominać sobie jak to, gdy wyczuł zapach róż w Amortencji i jak próbował to przed sobą zaprzeczyć. Nie czuł jednak już zapachu róż, a wyłącznie jego krew, która została na ziemi. Miał poczucie winy i chciał, aby mogła zobaczyć, że to co robił nie było jego winą, a jedynie wolą Dumbledora. Zaklęcie ogłuszające było dobrym rozwiązaniem stwierdził w myślach, bo w końcu jej krzyk mógłby usłyszeć nawet zmarły.
To co czuł do nauczycielki nie było zwykłym pożądaniem, wiedział, że była to prawdziwa miłość. Był zły na siebie, że mimo jego miłości do Lilly, pokochał inną kobietę. Te wszystkie emocje targały nim od jakiegoś czasu i nie potrafił sobie z tym poradzić.
Przyjrzał się jej twarzy, do tej pory prawie wcale się nie zmieniła. Nadal miała młodą, szczupłą i piękną twarz. Od zawsze kochał oczy Lilly, jednak to w oczy Jane mógłby patrzeć godzinami, jednak tym razem miała je zamknięte. Jej oddech się unormował, a ona sama wyglądała bardzo spokojnie. Spojrzał na jej dłoń, która bezwładnie leżała na ziemi. Nie myślał kiedy ujął jej dłoń, albo nie chciał myśleć o tym co robił. Myślał o tym jaka jej dłoń była delikatna i miękka, przez co szybko ją puścił i odsunął się trochę. Nie był przyzwyczajony do czyjegoś dotyku.

Nie wiedział ile tak siedział, nie liczył czasu. Słońce zaczęło już wschodzić, a księżyc znikać. Promienie słońca dotarły też i do nich przez co jej twarz była artystycznie oświetlona. Jej oczy nagle się otworzyły przez co szybko wstał jak poparzony. Podniosła się, a na jej twarzy było widoczne zmęczenie. Dopiero gdy wstała i się rozejrzała zrozumiała co się stało i gdzie była. Spojrzała na niego, a w jej kącikach oczu pojawiły się łzy, ale nie smutku. Na jej twarzy zagościł szczery uśmiech. Chciała go już przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Cieszę się, że żyjesz - powiedziała, ale nie patrząc mu w oczy.
Mimo tego nie wybaczyła mu tego co zrobił.
Podszedł do niej nagle i ujął jej dłonie, przez co spojrzała na niego ze zdzwieniem.
- Sprawdź moje wspomnienia - powiedział, a ona od razu zrozumiała.
Przeniosła się do jego wspomnień, na które jej pozwolił. Trwało to może sekundę, ale wystarczyło. Przez tyle czasu był tak oddany Albusowi, a do tego to on kazał się zabić. Była w szoku, szybko się odsunęła od niego i usiadła na ziemię chowając twarz w dłoniach.
- A ja tak źle o tobie myślałam - nie płakała, ale jej głos drżał.
- Nie ty jedna - spojrzał na nią.
- Ludzie muszą się dowiedzieć, że to nie twoja wina - wstała nagle i do niego podeszła.
Zamknęła oczy i skupiła się, mówiąc:
- Bitwa się zaraz skończy.
- Skąd masz pewność ? - nie do końca jej wierzył.
- Zaufaj mi - odpowiedziała bardzo pewnie. - Dopiero wtedy wyjdziemy, może to trochę jakbyśmy byli tchórzami, a przynajmniej ja, ale nie chce byś w ostatnich minutach bitwy zginął, a mi też nie jest spieszno do grobu.
A więc czekali, omówili kilka kwestii przez ten czas odnośnie wspomnień Snape'a, a później nadeszła ta godzina. Wstała, zdjęła zaklęcie ogłuszające i gdy już miała wyjść usłyszała za sobą ciche "Dziękuję" przez co spojrzała na niego z zaskoczeniem. To był pierwszy raz, gdy jej podziękował.
Razem ruszyli na plac główny Hogwartu, wokoło leżało sporo Śmierciożerców oraz martwych już uczniów. Jane zasłoniła sobie usta, a dłonie zaczęły jej lekko drżeć. Ruszyli ku Wielkiej Sali gdzie zanoszone zostawały ciała oraz osoby ranne. Niektórzy płakali, a niektórzy cieszyli się ze zwycięstwa. Nie widziała nigdzie Harrego, ale wiedziała, że żyje, czuła to. Przechodziła obok ciał, gdy nagle ujrzała na macie jedno sztywne ciało przez, które zakręciło jej się w głowie, a łzy cisnęły się do oczu samoistnie. Leżał na niej martwy Lupin zaraz obok Tonks. Przykucnęła przy nim i dotknęła jego dłoni. Snape widział w jej oczach ból, gdy spojrzała na niego i całkowicie nie myśląc wtuliła się w jego klatkę piersiową. Najwidoczniej to było dla niej za wiele. Dotknął tylko jej ramienia nie wiedząc co zrobić. Szybko się odsunęła i ruszyła dalej ocierając łzy. Później dostrzegła prawie całą rodzinę Weasley stojącą nad ciałem Freda Weasleya. Podeszła do Molly i przytuliła ją, dodając otuchy.
Szybko wyszła z Wielkiej Sali, a Snape jak cień podążał za nią. Nie wiedział dlaczego za nią szedł, po prostu bał się, że jakimś cudem mogło jeszcze coś się jej stać. Ruszyła do pustego korytarza, który częściowo był zniszczony i usiadła na parapecie okna przybliżając kolana do siebie.
Ta bitwa przejdzie do historii, jednak o większości ofiar wszyscy zapomną.
Przystanął przed nią i obserwował jak z jej oczu płyną łzy, które pięknie świeciły w słońcu.
Gdy go przytuliła czuł jej ból na sobie, oraz dreszcze jak nigdy, przez co zdecydował się na coś dla niego całkowicie głupiego. Zniżył się i przytulił ją sam z siebie. Poczuła bijące od niego ciepło i wsparcie, przez co lekko się uśmiechnęła i go objęła. Doskonale wiedziała, że to co zrobił nie było dla niego łatwe, przez tyle lat nie miał normalnego kontaktu z ludźmi.
Nie trwało to długo, ale jej wystarczyło. Odetchnęła ciężko, wycierając łzy i doprowadzając się do normalnego stanu. Usiadła normalnie i poklepała miejsce obok siebie, aby zachęcić by usiadł obok niej co uczynił dosyć niemrawie.
- Co teraz masz zamiar zrobić ? Kiedy to wszystko się skończyło ? - zapytała nagle. - Ja chce nadal pracować tutaj w Hogwarcie i przy okazji pomóc go odbudować.
- Nie myślałem o tym - odparł swoim normalnym tonem.
- A właśnie ! Ja nadal nie zapomniałam, że nazwałeś mnie po imieniu ! - zaczęła się droczyć.
- Przesłyszałaś się - prychnął nie patrząc w jej oczy.
- Nie prawda, wiem co słyszałam - trochę się do niego zbliżyła.
- Byłem na łożu śmierci, normalne, że gadałem głupoty Rose - przewrócił oczami próbując poprawić swoją sytuację.
Wiedział, że cały smutek oraz żal nadal w niej był i tylko udawała, że wszystko jest dobrze, udawała przed nim i przed samą sobą, jednak rozumiał, że chciała to przeżyć sama. Żartowała i droczyła się żeby poczuć się lepiej, to wszystko ją przytłaczało.
Udało jej się wyciągnąć, że on również miał zamiar uczyć dalej. Powiedziała, że mu pomoże, aby inni dowiedzieli się, że to wszystko nie była jego wina.

Udało jej się znaleźć Harrego, wszystko sobie wyjaśnili. Przez następne dwa miesiące pomagała przy odbudowie Hogwartu, oraz udało jej się przekonać innych o niewinności Severusa. McGonagall została nowym dyrektorem i doprowadziła wszystko do porządku dziennego. Jane cieszyła się, że mogła wrócić do pracy i prowadzić z powrotem normalne życie.
Po bitwie od razu sprawdziła, czy z Susan i Ivy wszystko w porządku i była wdzięczna losowi, że nic im nie było.
Gdy chciała wrócić do swojego domu na koniec wakacji, okazało się, że został on zrównany z ziemią. Stała przed ruiną osłupiała i całkowicie załamana. Straciła swój dom, miejsce gdzie mieszkała i rozwijała się, może nie był to dom gdzie mieszkała za dziecka, ale i tak było jej przykro. Była wdzięczna losowi, że wszelkie najważniejsze rzeczy zdążyła zmniejszyć i spakować do woreczka.
Mimo, że miała wystarczająco pieniędzy, aby kupić nowy dom, to tego nie uczyniła, postanowiła je zostawić, a mieszkać w Hogwarcie przez pewien czas.
Ze śmiercią Remusa było ciężko jej się pogodzić, jednak wierzyła, że gdziekolwiek był, był szczęśliwy.
Powróciła do Hogwartu, a rok szkolny zaczął się o wiele weselej niż kiedykolwiek. Większość uczniów co przeżyła bitwę zapomniała o tym co przeżyli i cieszyli się na powrót do szkoły jakby nic się nie wydarzyło.
Ślizgoni zapomnieli, że wstawiła się za Harrym i nadal szanowali ją jako nauczycielkę. Snape za to był dla nich bohaterem, ale tylko dla Ślizgonów. Oczywiście inni uczniowie doskonale wiedzieli, co zrobił jednak traktowali go tak jak wcześniej i to z wzajemnością. Rose cieszyła się, że wszystko było po staremu no prócz tego, że nie potrafiła patrzeć już na nietoperza z lochów obojętnie. Czasami zdarzyło mu się zagapić i mówił do niej po imieniu przez co robiło jej się cieplej na sercu. On jednak zrzucał winę na nią, że rzuciła na niego jakąś klątwę, co przyjmowała śmiejąc się z niego.
McGonagall często rozmawiała z Jane o wszystkim i o niczym. Nie potrafiła wytrzymać ze swoimi emocjami, więc powiedziała jej, że jest prawdziwie zakochana w Severusie. McGonagall zaśmiała się i pokręciła głową, mówiąc, że razem z Albusem dawno to zauważyli, przez co zarumieniła się cała, trochę zażenowana.

Jej myśli krążyły głównie wokół niego, nie było jej łatwo z tym wszystkim zwłaszcza, że była prawie pewna, że nie miałoby to sensu skoro o nie czuł tego samego, nie znała jednak całej prawdy.

Snape sam zauważył, że dziwnie się przy niej czuł, tak jakby potrzebował prawie śmierci, żeby zrozumieć, że jest zakochany w Jane Rose. Gdy choćby się zaśmiała zakrywał swoją twarz albo odwracał wzrok byleby na nią nie patrzeć.
Często łapał się też, że patrzył w jej oczy, które tak bardzo mu się podobały. Nie zawsze wiedział co miał zrobić, czasami po prostu zbywał wszystko kąśliwymi uwagami.
Czasami śniła mu się przez co budził się trochę zły na siebie, a trochę zadowolony.
By choć trochę skupić się na czymś innym, zaczął szukać Śmierciożerców, którzy mimo śmierci Voldemorta nadal toczyli mord, by oddać mu chwałę nawet po śmierci. Czuł się jak jakiś auror, ale ignorował to. Często nie było to bezpieczne i czasami wracał ranny do Hogwartu, jednak szybko pozbywał się ran tylko żeby ona tego nie dostrzegła co udawało mu się.
Jednego dnia, gdy wrócił późno z "łapania Śmieciożerców" zastał ją u siebie w swoim gabinecie przez co był trochę zestresowany, ale nie wiedział dlaczego. Patrzyła na niego w taki sposób, że nie potrafił tego określić.

Zapach różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz