Nieoczekiwany ratunek

1K 57 4
                                    

Chodziła jak na szpilkach. Przepowiednia Sybilly nie dawała jej spokoju, nie wiedziała kiedy ma się to wydarzyć przez co cały czas była czujna i spięta. Zaczęła się martwić dopiero, gdy miała chwilę wytchnienia bez myślenia o tym, że Harry bierze udział w tym niebezpiecznym Turnieju. Drugie zadanie miało odbyć się dopiero w czerwcu, więc sam Harry aż tak tym się nie przejmował.
Na lekcjach zachowywała się normalnie, nie chciała w końcu pokazać, że się martwiła.
Przez tyle lat zapomniała o istnieniu jednej osoby, która jako jedyna ją rozumiała i nie była to Susan.

Postanowiła wrócić do swojej rutyny, starając się nie przejmować tymi wszystkimi wydarzeniami. Dlatego jednego dnia ruszyła do Snape'a, który sprawdzał pracę uczniów. Podeszła do jego biurka i spojrzała co robił.
- Jakiś ty surowy - zaśmiała się lekko, patrząc na wpisywaną przez niego najniższą ocenę na pracy ucznia.
- Po co przyszłaś ? Znów mi życie utrudniać ? - nie spojrzał na nią gdy to mówił.
Przez chwilę się głęboko zastanowiła, w jaki sposób ona mu życie utrudniała, kiedykolwiek. Czy rozmowa z kimś to utrudnianie ?
- Mogę pożyczyć książkę ? - zapytała w miarę łagodnie, podchodząc do półki z książkami.
- Tylko ją oddaj - prychnął, machając ręką.
Wzięła pierwszą lepszą książkę i bez słów usiadła w fotelu obok biurka zakładając nogę na nogę. Otworzyła na pierwszej stronie i zaczęła czytać. Była cicho, więc nie czepiał się, że u niego siedziała, ale i tak sama jej obecność go irytowała. Wyczuł oczywiście ten irytujący zapach róż. Gdy po pół godzinach skończył oceniać pracę, spojrzał na nią i ze zdziwieniem stwierdził, że zasnęła. Podszedł do niej i potrząsnął mocno za ramię. Nie pozwoli przecież, aby tu spała. 
Od razu się obudziła, widocznie zaskoczona.
- Co...?
- Zasnęłaś, ot co - warknął zirytowany.
- Ach... no cóż, dobra ta książka, skończę ją u siebie - wzięła książkę, zaznaczyła stronę na której skończyła i prawie wybiegła z jego komnat udając się do siebie.
Czuła się dziwnie zawstydzona i całkowicie nie wiedziała dlaczego. Jak mogła zasnąć przy nim, przecież równie dobrze mógłby ją zabić przez sen. 
Zaczęła siebie uspokajać w myślach, przy okazji wchodząc do swojego pokoju. Machnęła różdżką, a książka wylądowała na szafce obok jej łóżka, sama zaś usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać pracę uczniów, które w końcu same się nie sprawdzą. Być może miała by więcej czasu dla siebie, gdyby nie zadawała tyle, ale chciała by mieli jakąś wiedzę.
Akurat sprawdzała pracę Harrego i stwierdziła, że jego poziom jest średni, ma talent owszem, ale z teorią już gorzej, oraz z wypracowaniami. 

Nastał czerwiec, a z nim emocje uczniów z powodu zbliżającego się trzeciego zadania uczestników. Prawie nikt nie przejmował się ocenami na koniec roku, więc Jane cały czas im przypomniała, że mają je popoprawiać. Oczywiście zaczęła się stresować trzecim zadaniem, chociaż w myślach powtarzała sobie, że skoro Harry dał radę z dwoma zadaniami to z trzecim również da sobie rade. Przez to zapomniała o przepowiedni Sybilly i o to jej chodziło. Przecież nie mogła żyć w ciągłym strachu. Czas niebywale szybko jej leciał, pracowała w tej szkole już sześć lat i ciężko było jej w to uwierzyć. Tyle rzeczy wydarzyło się w jej życiu, że mogła się już wszystkiego spodziewać, no oprócz tego, że Snape nagle byłby dla niej miły.

Nadszedł dzień trzeciego, a zarazem ostatniego zadania. Jane nie była pewna, czy bardziej się stresował Harry, czy ona. Zadanie miało odbyć się wieczorem, przez co prawie nic nie zjadła rano, ani po południu, nie potrafiła nic przełknąć. Snape podczas posiłków patrzył na nią jak na wariatkę, bo w końcu po cholerę się stresowała ?
Mimo, że był czerwiec to pogoda wieczorem nie była zbyt urokliwa, co było poniekąd normalne w Anglii i tak był cud, że nie padało. Szła, więc razem z innymi nauczycielami okryta swoim płaszczem, w stronę wielkiego labiryntu gdzie miało odbyć się trzecie zadanie. Przed tym zanim się miało zacząć, Jane złapała Harrego gdzie byli sami i szybko zaczęła mówić:
- Harry cokolwiek by się stało nie próbuj zgrywać bohatera, tylko najlepiej uciekaj, postaraj się nie stresować, trzymam za ciebie kciuki - nie odpowiedział gdyż musiał już iść. 
Usiadła na trybunach, a muzyka zaczęła rozbrzmiewać. Wszyscy się zebrali, a reprezentanci wyszli na środek. Widziała dokładnie jak zżerał go stres. Dumbledore wszystkich uciszył i każdy usiadł oczekując rozpoczęcia. Siedziała obok Snape'a co było już dla niej normalne, widziała, że jego mina wykazywała widoczne niezainteresowanie. Dyrektor zaczął mówić o trzecim zadaniu, wymieniając każdego z uczestników. W końcu się rozpoczęło, armata wystrzeliła i każdy po kolei zaczął wchodzić do labiryntu. Zaczęła bawić się swoimi palcami, gdy po parunastu minutach zostały wystrzelone iskry, a później Fleur wróciła razem z nauczycielami. Rose przegryzła policzek ze stresu, bo w końcu jak ktoś już zrezygnował to było to bardzo ciężkie. Później po jakimś czasie Krum też wrócił, ale bez pucharu. Większość nauczycieli podeszło do niego i zaczęło omawiać niektóre rzeczy. Jane stała razem ze Snapem w dość niewidocznym miejscu, bo nie lubili gdy ktoś na nich patrzył. 
Nagle poczuła coś czego nie potrafiła określić. Był to paniczny strach oraz mocny ból w klatce piersiowej, myślała, że ma kolejny atak, ale to nie było to. Zgięła się w pół, trzęsąc się, była bardzo zdezorientowana, nie myślała trzeźwo. Widziała jak przez mgłę, podparła się o Snape'a, bo nie chciała zemdleć, przez co spojrzał na nią z widocznym zaciekawieniem, albo zdziwieniem.
Trzymała się go, chwiejąc się lekko. Czuła się jakby coś złego, bardzo złego powróciło i gdy pomyślała o Voldemorcie przestała przez chwilę oddychać.
- Severusie - wydukała, a głos jej drżał.
Spojrzał na nią tym razem z czymś czego określić nie potrafiła przez swój stan, być może z troską, ale raczej nie.
- Atak masz ? - starał się dowiedzieć o co chodziło, przeszkadzał mu również fakt, że się podpierała o niego, ale jakby upadła albo co gorsza zemdlała to byłaby sensacja, a tego nie chciał.
- To... nie to - głos nadal jej drżał, a przenikający strach, ale i również złość opanowała ją całą.
- On... chyba... powrócił - nie zrozumiał o co jej chodziło, gdy nagle pojawił się Harry oraz Cedric.
Harry płakał nad sztywnym Cedriciem, a ból zaczął znikać przez co sama stabilnie stanęła. Wszyscy wiwatowali i cieszyli się, gdy każdy zdał sobie sprawę, że Cedric nie żyje. Snape zostawiając Jane podszedł bliżej. Ciężko oddychała patrząc na Harrego i dziękując w duchu, że przeżył. Zaczął krzyczeć, że Voldemort powrócił, a ona stanęła osłupiała. To było jak koszmar, te słowa szumiały jej w głowie. Powtarzała sobie tylko w myślach, że Harry żyje i jest bezpieczny, aby się trochę uspokoić. Podeszła bliżej trochę chwiejnym krokiem. Pan Diggory szlochał nad ciałem swojego syna, a niezauważalnie, Alastor zabrał Harrego. Zapadła smutna i atmosfera, wszyscy przejmowali się śmiercią Cedrica, a Jane skupiała się bardziej na Voldemorcie, nie chodziło o to, że nie było jej przykro, ale widziała już dużo śmierci i przez to myślała tylko o zagrożeniu, które spadło na wszystkich. To działo się dla niej za szybko. Dlaczego w końcu poczuła to wszystko akurat w tym samym momencie, gdy Czarny Pan się odrodził ? 

Zapach różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz