Rodzina

1K 57 1
                                    

Nie wiedziała dlaczego została w Hogwarcie na wakacje, może to przez to, że nie chciała znów siedzieć sama w dużym domu, czytając książkę czy robiąc coś innego. Normalnie by o tym nawet nie myślała i wracała do domu, do swojego zacisza jak najszybciej, ale zmieniło się to. Nie zapomniała również o nadchodzących mistrzostwach Quiditcha, ale nie była pewna czy chciała na nie iść, a na pewno nie sama.
Pogoda dopisywała jak na tą porę roku. Nie spodziewała się jednak, że jeden dzień może zmienić jej życie i na pewno nie spodziewała się tej wizyty w Hogwarcie.
Kolejny nudny dzień wakacji spędziła na błąkaniu się po błoniach i rozmawianiu z Dumbledorem oraz Minerwą. Została nagle wezwana do dyrektora co ją zaintrygowało. Ruszyła do niego i w jego gabinecie została jego oraz nieznaną jej kobietę około czterdziestki, a przynajmniej na tyle według niej wyglądała. Zastanawiała się o co mogło chodzić, bo przecież jakby to był rodzic, który by na przykład się skarżył o jej metody nauki to w trakcie szkoły by przyszedł, a nie gdy były wakacje.
- Wzywał dyrektor - niemo podeszła do jego biurka patrząc na kobietę.
Miała niebieskie szare oczy, czarne włosy oraz kilka zmarszczek na twarzy, ubrana była elegancko. Była prawie pewna, że jej nie znała, jednak te oczy były dla niej dziwnie znajome.
- Tak, to trochę skomplikowane, może lepiej usiądź - podrapał się nerwowo po swojej siwej brodzie.
- Dziękuję, ale postoję - rzekła pewnie i mierzyła kobietę wzrokiem.
- Proszę zacząć - machnął ręką w stronę kobiety.
- Tak... ja... no cóż... Zaczną od początku... Nazywam się Susan Rose i jestem twoją ciotką - Jane spojrzała na nią jakby była kimś kto postradał zmysły, przez co kobieta się wzdrygnęła.
- Słucham ? - zapytała w miarę grzecznie.
- Ja... wiem, że ciężko ci jest w to uwierzyć, ale to prawda - westchnęła.
Spojrzała na Albusa, który kiwnął głową przyznając jej rację, przez co podeszła do niej bliżej zła jak osa. To wszystko wydało się jej jakimś nieprawdziwym snem.
- Skoro tak jest to dlaczego cię nigdy nie było przy mnie ?! - zaczęła machać rękami.
- Czasami przyjeżdżałam, ale byłaś zbyt mała by mnie zapamiętać, a później ten cały wypadek, byłam przekonana, że on ciebie też zabił - chciała dotknąć jej ramienia, ale się wyrwała.
Za dużo miała pytań w głowie, wiedziała, że to na pewno była prawda, że to jej ciotka, bo poczuła bardzo małą, ale jednak, więź z kobietą, a do tego potwierdzenie ze strony Albusa.
- Do cholery ! Co to ma być ! - krzyczała nie mogąc w żaden sposób uwierzyć.
Wyszła wściekła nie zważając na słowa dyrektora, który próbował ją zatrzymać. Kiwnął do Susan, która pobiegła za nią.
Przez tyle lat miała rodzinę o której nic nie wiedziała, przecież mogłoby to jej pomóc z jej wszystkimi problemami, w końcu by się czuła bezpiecznie przy boku kogoś kto byłby ją w stanie obronić, a tym czasem przez tyle lat żyła w niepewności jutra, czy jakiś Śmierciożerca by jej nie zabił choćby dla zabawy.
Złapała jej ramię przez co się zatrzymała i spojrzała na nią gniewnie.
- Chciałabym nadrobić ten czas, ja naprawdę gdybym wiedziała wcześniej, to bym cię odwiedziła, czy coś, ale do tej pory żyłam w niewiedzy - uśmiechnęła się do niej, aby przekonać, że to nie była jej wina.
- Nie wiem, czy potrafię się z tym pogodzić, że jednak mam jakąś rodzinę - westchnęła trochę bardziej się uspokajając.
- Spokojnie, wszystko powoli - odparła. - Bardzo wyrosłaś, pamiętam cię jak miałaś tylko pięć lat, a teraz jesteś piękną kobietą.
- Chodź za mną, pomówimy o wszystkim w spokoju - razem ruszyły do jej komnat.
 Nie potrafiła się cieszyć, gdyż gdy potrzebowała pomocy była osoba na świecie, która by mogła jej pomóc, ale nigdy się nie zjawiła. To było dla niej ciężkie do przyjęcia, ale chciała tego, tak bardzo chciała mieć jeszcze rodzinę i doczekała się tej chwili, tylko nie koniecznie w dobrym momencie i niekoniecznie w taki sposób. Postanowiła zaakceptować kobietę i w spokoju porozmawiać, chciała ją poznać, jednak nie wiedziała dlaczego, jeszcze przed chwilą była wściekła i tak nagle się uspokoiła. 
Usiadły razem na kanapie, a ona wyczarowała tacę z filiżankami i herbatą. 
- Widzę, że przez tyle lat dobrze się ustawiłaś, cieszę się - uśmiechnęła się szczerze, czym zwróciła jej uwagę.
- Można tak powiedzieć - odparła niepewnie.
Czuła się dziwnie, wiedząc, że rozmawiała ze swoją ciotką, czyli z bardzo bliską dla niej rodziną.
- Gdzie byłaś przez cały ten czas ? - Jane w końcu postanowiła zadać jej pytanie.
- Gdzie mnie nie było - zaśmiała się lekko. - Głównie przebywałam we Włoszech. Od jakiś dwóch lat mieszkam z powrotem w Anglii.
- Ile ty masz tak w ogóle lat ? - może nie było to zbyt grzeczne pytanie, ale chciała się dowiedzieć jak najwięcej o jej ciotce.
- Już trochę się żyję, mam czterdzieści sześć.
- Byłaś młodsza od mamy, prawda ? - skrzyżowała ręce na piersi oczekując odpowiedzi.
- Tak. Co cię skłoniło pracować w Hogwarcie ? - przypomniały jej się czasy gdy sama uczęszczała do Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- Sama nie wiem, chyba się zżyłam z tym miejscem już za czasów szkolnych, kiedyś nawet chciałam zostać Aurorem, ale zrezygnowałam - było to zgodne z prawdą.
- A przed tym, gdzie pracowałaś ? - Susan była bardzo zainteresowana życiem Jane.
Zastanowiła się na chwilę, miała w swoim życiu całkiem dużo prac.
- Pisałam książki, malowałam na zamówienie, zajmowałam się smokami w Rumunii i przez krótki czas byłam Uzdrowicielką w szpitalu - te wszystkie prace nauczyły ją wielu przydatnych umiejętności.
- Pracowita jesteś - przyznała uśmiechnięta. 
- A ty ? Gdzie pracowałaś do tej pory ? - obserwowała ją uważnie.
- We Włoszech, byłam Aurorem, a teraz zrobiłam sobie wolne od pracy - była prawie cały czas uśmiechnięta.
- A jakiegoś męża masz ? - jeśli by się jeszcze okazało, że miała wujka, to byłoby dla niej pozytywne zaskoczenia, chociaż, czy, aby na pewno zaskoczenie.
- No cóż... - podrapała się nerwowo po karku, rozglądając się. - Nie mam i nie zamierzam mieć, jestem niezależna, zresztą nikt mi nie wpadł w oko do tej pory - zaśmiała się.
Jane nie czuła się przynajmniej głupio, że pomimo wieku nie tylko ona nie jest w związku.
- A ty ? Czy istnieje już pan Rose ? - znowu zaśmiała się szczerze.
- Nie - odparła drętwo bez zastanowienia.
- W takim nie ma już nadziei dla innych kobiet - złapała się teatralnie za serce. - Skoro ty nie masz nikogo to ja już nie wiem, przecież pomimo wieku jesteś bardzo atrakcyjna, a uwierz, że widziałam kobiety w twoim wieku i o jejku, ty jesteś aniołem w porównaniu do nich - westchnęła, a Jane lekko się zaśmiała.
Podobało jej się poczucie humoru Susan oraz fakt, że była całkowicie normalna i na pewno inteligentna, co jej bardzo odpowiadało, może to jednak nie był zły moment na odkrycie, że ma się jednak rodzinę ?
- Ale chyba adoratorów to miałaś, prawda ? - przysunęła się do niej wyraźnie zaciekawiona.
- Niestety - westchnęła Jane, przypominając sobie nieprzyjemne wydarzenia z przeszłości.
- Aż tak irytujący byli ?
- Można tak powiedzieć - uśmiechnęła się niemrawo, aby zakończyć ten temat.
- No dobrze, a jak tam inni nauczyciele w tej szkole ? Są dla ciebie mili ? - nie wiedziała dlaczego od razu pomyślała o Severusie, ale to w końcu z nim najwięcej czasu spędzała, chociaż ostatnio milczeli wobec siebie.
- Albusa raczej znasz, więc wiesz, że jest miły, Minerwę też...
- A ten taki ubrany na czarno ? - przerwała jej wypowiedź nie spodziewanym pytaniem.
- No cóż, nie jest miły, ale głównie mówi wszystko z sarkazmem, więc odwdzięczam mu się tym samym, ale... - zacięła się na chwilę. - Uratował mi życie kilka razy, chociaż raczej nie, że sam chciał, tylko ze względu na Albusa - westchnęła, a Susan spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem. - No co ? - zapytała nie rozumiejąc.
- Nic, nic - uśmiechnęła się, przymykając lekko oczy. - No cóż, cieszę się, że twoje życie się ułożyło po tym co się stało - posmutniała nagle, ale uśmiechnęła się pocieszająco.
- Ale ty przynajmniej nie widziałaś tego na własne oczy jak ich zabił, a ja tak - jej twarz przybrała wyraz, który zmroził jej krew w żyłach.
Nie spodziewała się, że jej siostrzenica może być taka... przerażająca tylko z wyrazu twarzy, najprawdopodobniej nauczyło ją tego życia, przez co była z niej jeszcze bardziej dumna.
- A zmieniając temat, kto się zajął tobą po ich śmierci ? - odchrząknęła lekko.
- Dumbledore - odpowiedziała bez zastanowienia.
Dalej nie potrafiła zapomnieć kiedy razem z nim spędzała czas i zarazem traktowała go jako zastępczego ojca tylko, że o wiele zimniej i surowiej.
- Będę musiała mu podziękować - wstała nagle. - Zostaje w Hogwarcie za jego zezwoleniem jeszcze przez tydzień, później wracam do domu, mieszkam blisko miasteczka gdzie ty, więc mamy do siebie w miarę blisko. Odpocznij, to był dla ciebie ciężki dzień.
Wyszła bez słów, a Jane została sama z myślami, zaczęła chodzić po pokoju, co chwilę zaczesując swoje włosy. Nie potrafiła myśleć wtedy we własnej komnacie, więc wyszła i ruszyła korytarzami Hogwartu, aby to wszystko sobie poukładać. Na jej nieszczęście wpadła na Severusa prawie upadając na ziemię.
- Przestań mieć głowę w chmurach, Rose - prychnął oburzony.
Ciężko jej było przyznać, ale cieszyła się, że już na swój sposób normalnie do niej rozmawiał, chociaż, czy można to było nazwać rozmową ?
- Dużo się działo dzisiaj, ciężko, abym o tym wszystkim nie myślała - skrzyżowała ręce.
- Niby co się działo ? - zaśmiał się złośliwie.
- Na przykład to, że okazuje się, że mam jednak cholerną rodzinę - warknęła, ale chwilę później uspokoiła się, to nie był czas na sprzeczki, nie z nim.
- Mogę się założyć, że ta osoba jest tak samo irytująca jak ty - uśmiechnął się złośliwie, aby ją zdenerwować co jednak o dziwo mu się nie udało.
- Miły jak zawsze - prychnęła i spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem.
Nie wiedzieli, że temu wszystkiemu przyglądała się Susan, która śmiała się z powodu ich relacji.
Jane spędziła cały tydzień głównie na rozmawianiu z Susan na błoniach o życiu, przeszłości. Oczywiście kilka razy Susan poruszyła temat Severusa, aby zobaczyć reakcję Jane i jej podejrzenia okazały się słuszne przez co bardzo się cieszyła. Jane za każdym razem ją zbywała gdy zaczynała o nim temat, twierdząc, że nie jest on godny uwagi. Jane ani razu nie wspomniała o jej "inności", nie chciała w ten sposób popsuć jej relacji z kobietą. Gdy już jej nie było, Jane nagle poczuła się samotna, kobieta wpływała bardzo na nią pozytywnie, obiecała, że przyjedzie do niej, ale nie wiedziała jeszcze kiedy.
Na pewno nie spodziewała się czarno szarej sowy z listem do niej. Nie miała kompletnie pojęcia od kogo mógł być, może od Remusa ? Szybko go otworzyła i zaczęła czytać:

Witam panno Rose,
Zapewne nie spodziewała się pani sowy akurat ode mnie, ale nie szkodzi. Z chęcią zapraszam panią na mistrzostwa światowe z Quiditcha, które odbędą się za tydzień. Draco ucieszył się z mojej propozycji zaproszenia pani, bo w końcu jest pani jego ulubioną nauczycielką. Mamy zarezerwowane miejsce w loży honorowej, więc myślę, że to nie zrazi tak dostojnej osoby jaką pani jest. 
Proszę o przesłanie naszą sową odpowiedzi, czy się pani zgadza, dokładnie za tydzień przybędę po panią przed bramą Hogwartu.
Lucius Malfoy


- No tego to się bym nigdy nie spodziewała - zaśmiała się lekko, mówiąc do siebie.
Zaczęła pisać pozytywną odpowiedź z podziękowaniami, po czym przyczepiła list do sowy, a ta od razu odleciała.
Dla Jane, Lucius był prawie obojętny, nie podobało się jej, że był jedną z tych rodzin co nie akceptowała mugoli i mugolaków, oraz, że miała dziwne przeczucia, które chociaż raz postanowiła zignorować. Podobało się jej to, że był bardzo kulturalny i jak wyczuła po jego wypowiedziach, inteligentny. Chciałaby poznać jego żonę, mogłaby się okazać jeszcze bardziej interesująca.
Nie czuła się jakoś ważna, że ją zaprosił, bo w końcu jej rodzina też była bardzo znana i również byli arystokratami i również czystej krwi, jednak ona została wychowana na bardziej normalnych zasadach, że nie ma podziału na gorszych i lepszych, od czego zależała czystość krwi.
Przez to nie była pewna, czy Tiara Przydziału nie pomyliła się w jej kwestii, bo w końcu miała też cechy przykładnego Gryfona, jednak Ślizgona również, nie potrafiła zapomnieć, że mimo tego, Tiara od razu krzyknęła jej "Slytherin", bez zastanowienia.
Postanowiła trochę po wkurzać Snape'a, że to właśnie Malfoy ją zaprosił, droczenie się z nim było czystą przyjemnością dla niej, dlatego bez zastanowienia ruszyła do jego komnat, zapukała i mimo, że nie usłyszała żadnej odpowiedzi w środku, weszła.
Standardowo siedział w swoim fotelu czytając książkę. Zamknęła drzwi i podeszła do niego.
- Czy ty robisz coś innego ? Cały czas widzę cię, że robisz ciągle to samo, ja przynajmniej mam lepsze pożytkowanie czasu, bo na przykład jadę na światowe mistrzostwa Quiditcha, bo zostałam zaproszona przez Luciusa - uśmiechnęła się, a on zły, ale i zaskoczony odłożył książkę i na nią spojrzał.
- Malfoy cię zaprosił ? Nie wydaję ci się to dziwne, przecież nie jesteś nikim istotnym - to ją trochę uraziło, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Widzisz najwyraźniej jestem - prychnęła trochę oburzona.
Spodziewała się niemiłej reakcji, ale nie takiej, myślała, że jakoś się podroczy albo coś, ale on był podejrzliwie nieufny i nie miły.
Severus zrozumiał, że Jane raczej nie wiedziała, że Lucius był kiedyś Śmierciożercą i, że raczej tak po prostu by się nią nie zainteresował tylko dlatego, że jest czystej krwi, było w tym podwójne dno, wiedział to, jednak postanowił nie reagować, nie będzie jej mówił co ma robić, jest dorosła i głupia, przyznał w duszy. Wszystko to było dla niego zbyt podejrzane i wyczuł podstęp, co było jego talentem spowodowanym przez byciem kiedyś podwójnym szpiegiem.

Ruszyła w stronę drzwi, a on tylko rzekł cicho, ale żeby usłyszała:
- Lepiej uważaj z kim się zadajesz - była to swego rodzaju podpowiedź, aby na siebie uważała, co nie planował jej powiedzieć i nie wiedział czemu ja, ostrzegł w ten sposób, przecież była tylko jak kamyk na drodze dla niego.
Wyszła obrzucając go podejrzanym wzrokiem. Gdy wróciła do siebie zaczęła trochę analizować jego słowa. 
- Pewnie jest zazdrosny, że to nie on jest na moim miejscu - przyznała mylnie, nie chciała nawet pomyśleć, że mogłaby to być jakiegoś rodzaju podpowiedź.

Tydzień minął jej niebywale szybko. Nie wiedziała czemu tak naprawdę się zgodziła, chyba tylko z grzeczności, bo w końcu za bardzo nie przepadała za Quiditchem. Spakowała zmniejszającym zaklęciem najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i stanęła przed szafą intensywnie się zastanawiając. Po dłuższej chwili postanowiła ubrać wiktoriański, czarny płaszcz z guzikami, pod spodem krótką sukienkę, również czarną i biały żabot.

Zapach różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz