Zielonooki zapukał do gabinetu Kapitana. Kiedy usłyszał niskiej tonacji głos wszedł do środka.
- Dzień dobry kapitanie - podszedł do biurka i usiadł. - Mam bardzo ważną prośbę
- Wal - rzucił patrząc w papiery.
- Chodzi o to, że potrzebuje pewnej rośliny... Która rośnie trochę daleko stąd... Jest mi potrzebna, ponieważ Hanji przygotowuje dla mnie pewien lek... No i chciałem prosić Kapitana o zgodę na wyjazd... No, w celu zrobienia sobie zapasów... Hehe... - Nie za bardzo umiał mówić do wyżej położonych rangą. Nie potrafił także dobrze się wysłowić.
- Co Ci dolega, że ich potrzebujesz? -zapytał, po czym przeniósł wzrok z dokumentów na bruneta*.
- Em... To taka... specyficzna choroba... Hehe... Hanji powie kapitanowi więcej... Więc mogę?? - zapytał z nadzieją w oczach.
- Eh... Jedź - znów spojrzał na papiery. - Byle to nie trwało długo i byle bym nie musiał Cię pilnować
- No... Problem w tym, że kapitan musi... - widział, że jego przełożony z każdą sekundą robi się coraz bardziej zły. Po raz kolejny podniósł głowę. Wydawało się wręcz, że twarz Ackermann'a była piszczącym czajnikiem.
- Niech będzie - opanował się w ciągu sekundy. - Później odrobisz to w ćwiczeniach
- Hai...
♧♧♧
Następnego dnia brunet wraz z Hanji i kapitanem wyruszyli w celu zebrania potrzebnych Erenowi ziół. Znajdowały się one przy murze Rose, a więc wyprawa tam trwała około dwie godziny. Kiedy dotarli na miejsce Hanji zadowolona zaczęła zbierać listek po listku.
- Widzisz Eren? - pokazała mu liść. - Zbieraj każdy taki listek, nie pomijaj żadnego, czy malutki czy lekko zniszczony, BIERZ!
- Mhm - uklęknął i zaczął zbierać liście do woreczka.
- Hej, pedanciku - kobieta zwróciła się do Kapitana. - Pomógł byś
- Nie - rzucił. - Nie mam zamiaru z niczym wam pomagać. To i tak duże poświęcenie z mojej strony, że w ogóle tu przyjechałem...
- Jak pomożesz to szybciej wrócimy, chyba jest to korzystna propozycja - mówiła zbierając.
- Nie, pobrudze się. Deszcz ostatnio polał obficie, ziemia jest mokra, nie mam zamiaru zamoczyć kolan w błocie... Poza tym ta roslina śmierdzi, nie wezmę jej do ręki choćby nie wiem co
- Ale z Ciebie pedant... - rzuciła po czym nastała cisza. - Musimy pozbierać tego jak najwięcej się da... W październiku już nie będą rosły, dlatego potrzebny jest zapas aż do czerwca
- Do czerwca? To nie rosną na wiosnę? - zapytał zielonooki.
- Nie, chociaż można je spotkać ale w bardzo małych ilościach... Choć musiało by być bardzo ciepło - odpowiedziała.
- A nie lepiej wsadzić tego badyla przy kwaterze w ziemię i mieć go po prostu na miejscu? - wtrącił się czarnowłosy.
- Nie jestem aż taka głupia Levi - odpowiedziała, na co Levi rzucił krótkie 'No nie wiem'. - ... Ta roślina nie wytrzyma dłużej niż pół godziny po zerwaniu... Tylko jej liście mogą zostać zerwane, jednak nie da się ich zasadzić używając liści... Potrzeby do tego jest korzeń rośliny, a jak mówiłam, że wytrzyma tak dalekiej drogi
- Wsadź badyla w doniczke i po sprawie - odpowiedział.
- ... Idiota - rzuciła. - Już próbowałam wielu rzeczy Levi, żadna nie była skuteczna
- Ostatni raz jadę po liście tego chwasta...
♧♧♧♧♧♧
*nie ważne, że brunet to czarny czy jak tam kto uważa i tak będę pisać, że brunet to brąz ;)
![](https://img.wattpad.com/cover/215243744-288-k400032.jpg)
CZYTASZ
Mój Kochany Syn... ♡Riren♡ A/B/O
RomanceCzy głupie zachowanie kapitana Levi'a może mu ujść na sucho? Czy konsekwencje nigdy go nie dosięgną?