- Północna flanka... - poczuł ból w sercu. - Eren!
Wiedział, że coś złego się stanie, przeczuwał to, mówił o tym głośno, ale nie, po co go słuchać, po co słuchać osoby, której przeczucia prawie zawsze się sprawdzają...
Koń Levi'a przybiegł, a Alfa od razu na niego wsiadł i czym prędzej pojechał tam, gdzie teraz powinien być Eren. Do jego oczu cisnęły się łzy, a wiatr nie ułatwiał mu sprawy polegającej na twardym wstrzymywaniu ich. Nie mógł sobie pozwolić na emocje, tym bardziej, że Eren mógł zdążyć uciec.
Cały czas miał nadzieję, że Eren jest gdzieś w bezpiecznym miejscu, cały i zdrowy lub ewentualnie z niegroźnymi ranami. Wyklinał siebie samego za to, że nie potrafil postawić na swoim i go zostawić w kwaterze przy ich synie.
Zobaczył w oddali Hanji, Moblita i Erwina, którzy stali przy ciałach zmarłych żołnierzy, zdążyli już wszystkie schować w wory, teraz pozostało im tylko przeniesienie ich na wóz. Levi zeskoczył z konia obok nich.
- Gdzie jest Eren!? - krzyknął zdesperowany, panika ogarniała jego ciało z każdą sekundą, a sytuacji nie poprawił fakt, że wszyscy milczeli i odwracali wzrok. Czarnowłosy Alfa chwycił brunetkę za kołnierz. - Gdzie jest Eren!?
Beta nadal nic nie odpowiedziała, spojrzała mu w oczy, po czym zacisnęła usta w wąską linię.
- Co widzisz?... - zapytała. Levi ją puścił i się rozejrzał, jedyne co widział to zniszczony sprzęt, połamane ostrza, odłamki ostrza, strzępki ubrań, krew i... Worki z ciałami.
Alfa zaczął w panice odkrywać ciała każdego z nich, miał nadzieję, że jednak nie ma tam Erena i że udało mu się uciec. Ta nadzieja jednak wygasła, jakby jej nigdy nie było, kiedy sobaczył twarz swojej ukochanej Omegi.
Nie była już taka jak zawsze, teraz była bledsza, usta zsiwiały wraz z powiekami, wyglądał jak trup. Był trupem. W głowie kobaltookiego kłębiło się jednocześnie wiele myśli. Między innymi pytał sam siebie, czy nie śpi, czy to wszystko jest prawdą, czy to naprawdę Eren czy może ktoś dziwnym trafem podobny do niego, czy może ma zwidy...
- Eren... - ujął jego policzek. Jego ciało pełne było rożnych emocji... Oddech mu przyspieszył wraz z biciem serca.
- On nie żyje Levi... - powiedziała Beta. - Musimy go zabrać...
- Nie! - krzyknął, nie chciał pozwolić na to, żeby kto inny prócz niego samego go dotknął, nie teraz. - Co mu się stało?...
- Z tego co wiem... A na to wygląda... Zabijał tytana, piętnastometrowego... Zabrakło mu gazu w momencie, w którym przeciął mu kark i spadł na ziemię... Złamał dwa żebra... Nogę... Rękę... Jego serce nie bije... On nie żyje Levi...
- ŻYJE! - krzyknął łamliwym głosem.
◇◇◇◇◇
I rozdział dodany.
Z racji na treść rozdziału, zero uśmieszków...
CZYTASZ
Mój Kochany Syn... ♡Riren♡ A/B/O
RomanceCzy głupie zachowanie kapitana Levi'a może mu ujść na sucho? Czy konsekwencje nigdy go nie dosięgną?