◇ 24 ◇

1K 75 17
                                    

Krew parowała z martwych ciał tytanów, jak i również z ciała Ackermann'a. Kolet została bez swoich sklonowanych przyjaciół, sama sobie z Najpotężniejszym Żołnierzem Ludzkości. Zeke widząc do czego zdolny jest Alfa, zaczął działać według innego planu, przywołał do siebie Tytana, z którym zaczął uciekać. 

Kolet wyszła w połowie z ciała swojego tytana, w środku zostały tylko jej ręce i nogi. 

- Panie Zeke! - krzyknęła za nim. Dobrze wiedziała, że w pojedynkę nigdy nie poradzi sobie z Levi'em, nawet jej sklonowane Tytany poległy. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że została oszukana przez blond Alfe. 

-  On cię oszukał. Nie licz, że ci pomoże... - odezwał się czarnowłosy Alfa. - Oszczędzę cię, jeżeli pomożesz mi go zabić. Swoją dupę uratował, a podobno jesteście 'przyjaciółmi'. Jeżeli mi pomożesz, to możesz być pewna, że pozostawię cię przy życiu... 

- Nie mam takiej pewności! - krzyknęła lekko spanikowana.

- Daje ci moje słowo. Godność nie pozwoliłaby mi postąpić inaczej... - odparł. 

- Zaryzykuję... W takim razie co mam zrobić? - zapytała.

- Masz go pożreć... Pomogę ci w tym - wystrzelił swoje linki. Musiał jak najszybciej dogonić Zeke'a i go unieszkodliwić, aby Kolet mogła go pożreć. 

Czarnowłosy dostał się do Tytana, na którym uciekał Zeke. Zabił go, a w tym czasie blondyn zmienił się w bestie. Światło oślepiło chwilowo Ackermann'a. Po chwili zobaczył zwierzęcego Tytana, paskudną małpę. 

Levi bez chwili zastanowienia przystąpił do ataku. Chciał jak najszybciej go unieruchomić, zanim blondyn zdąży coś zrobić. Wbił mu ostrza w oczy, po czym podciął mu kostki. 

Właśnie miał wystrzelić linki, jednak poczuł przeszywający ból w karku. Przed oczami zrobiło mu się ciemno, padł jak kłoda na ziemię. Poczuł chłód. Kiedy otworzył oczy, leżał na brzuchu. Podniósł się obolały, dookoła było ciemno, mimo to było widać wysokie drzewa pozbawione liści i mgłę unoszącą się na wysokość niecałego metra.

Ackermann wstał, w głowie lekko mu się mąciło, jednak nie doskwierało to jakoś bardzo. Kobaltooki nie wiedząc gdzie jest, ani gdzie ma iść, zaczął kierować się po prostu do przodu. 

Jego kroki wydawały się głośniejsze niż kiedykolwiek, echo roznosiło się po pustej przestrzeni. Pusta wydawała się dla Ackermann'a, przez ciemność nie wiedział, czy dojdzie do konkretnego miejsca, czy może metr dalej jest przepaść w którą wpadnie. Najbardziej nurtowało go pytanie: Gdzie ja jestem? 

Mimo tej niepewności, co do 'miejsca' w którym się znajdował, czuł, że musi iść do przodu. Usłyszał jakiś dźwięk, odruchowo sięgnął po ostrze, ale nie było go. Teraz zauważył, że jest niczym niewinne dziecko, nie miał czym się bronić. Prócz swojego sprytu, siły i inteligencji, to nie posiadał nic, czym mógłby walczyć...




◇◇◇◇

Po długiej przerwie rozpoczynam maratonik~

Maraton 1/?

Mój Kochany Syn... ♡Riren♡  A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz