Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Biegła przed siebie tak szybko, na ile pozwalały jej siły. Co chwilę potykając się o krańce swojej sukni, upadła na ostre kamienie, raniąc sobie tym samym dłonie i nadgarstki. Znowu szybko wstawała i biegła dalej, jakby od tego zależało jej życie.
Na zewnątrz było ciepło. Słońce paliło ją w twarz, a lekki wiatr rozwiewał jej poplątane kosmyki, na wszystkie strony świata. Nie słyszała jednak śpiewu ptaków, szumiących drzew, ponieważ w głowie miała tylko jedną myśl: jak najszybciej znaleźć się za bramą pałacu.
Widziała ją już na horyzoncie. Coraz ciężej łapała powietrze, którego zaczynało jej brakować, od nadmiernego wysiłku. Nie wiedziała czy ktoś za nią biegnie, bała się odwrócić.
Zauważyła dwóch strażników, pilnujących wejścia na teren seraju, a oni widząc ją sięgnęli dłońmi do rękojeści szabli. Nie znali jej, nie wiedzieli kim jest.
- Błagam. Wpuście mnie. Jestem ukochaną padişaha - mówiła szybko, nie mogąc unormować swojego oddechu. Złapała się za pierś, próbując uspokoić szybko kołatające serce.
- Idźże stąd dziewko. Nie jesteś pierwszą, która podaje się za żonę sułtana - odezwał się jeden z nich, nawet na milimetr, nie ruszając się z miejsca.
- Porwano mnie. Jestem Zişan, zapytajcie nawet samej Valide Sułtan, ona wam powie. Proszę uwierzcie mi. - Miała już klękać i błagać ich, aby wykonali jej prośbę, ale w tym samym momencie, za plecami, usłyszała stukot kopyt konia poruszającego się po kamienistej ścieżce.
Odwróciła się w stronę źródła dźwięku. Na wierzchowcu pędził Silahtar aga, wierny przyjaciel sułtana. Młódka odetchnęła z ulgą, widząc mężczyznę. On na pewno zabierze ją do władcy.
Kiedy druh sułtana znalazł się obok, zeskoczył na ziemię i zmierzył wzrokiem od stóp do głowy Zişan, jakby nie dowierzał, że to ona.
- Nawet nie wiesz ile żeśmy cię szukali, dziewczyno - powiedział spoglądając na twarz młódki. – Gdzie się podziewałaś i... Nie ważne, odpowiesz na wszystkie pytania władcy. Otwórzcie bramę – rozkazał, a strażnicy natychmiast wykonali jego polecenie.
Ramię w ramię kroczyła z Silahtarem do seraju. Czuła się już bezpieczniej, miała nadzieję, że nie spotka ją już nic złego, że sułtan tym razem zadba o nią.
Aga razem z nią czekał na pozwolenie wejścia do komnaty sułtana. Drzwi otworzyły się zaraz po tym, jak wszedł tam strażnik. W progu stał Murad i patrzył prosto w jej błękitne tęczówki.
Dziewczyna zastygła w miejscu, nie wiedząc jak ma się zachować. Od tylu dni pragnęła jedynie zatopić się w ramionach sułtana, ale teraz nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Po tak długiej i ciężkiej rozłące nie dowierzała, że znowu go widzi.