Liam's POVDo: Vicky
pogadamy dziś po lekcjach???
Spojrzałem na wyświetlacz i wysłałem wiadomość. Poszło.
Cholera, ona nie miała tego widzieć. Nikt nie miał tego widzieć. Ale najwidoczniej moje życie lubi mnie wkurwiać.
To nie tak, że spotykam się z Molly, czy że jesteśmy razem. Tak nie jest i nigdy nie będzie. To trzeba powiedzieć jasno. Mam z nią pewien układ i tyle.
Chwyciłem telefon. Żadnej odpowiedzi, to takie typowe u niej. Chwilę będzie zła i jej przejdzie.
Spojrzałem jeszcze raz. Kurwa, czemu ona nie odpisuje? Poczułem wibracje w dłoni, a na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech. Jebane uczucia. Przewróciłem oczami i momentalnie się wkurwiłem, gdy zobaczyłem od kogo dostałem wiadomość. To nie miała być ona, to miala być Victoria.
Od: Molly
Byłeś niesamowity tej nocy
Ponownie przewróciłem oczami. Nie nawidzę tego, że nie mogę się od niej uwolnić. Gdybym mógł, już dawno nie miałbym z nią żadnego kontaktu. Nic mi w niej nie pasuje, te różowe napuszone włosy - zdecydowanie wolę te proste lub falowane brązowe. Tak samo oczy, u niej niebieskie, a ja zawsze wolałem brązowe - tak jak u Victorii.
Wyrzuciłem z głowy te myśli i poszedłem na górę do swojego pokoju, wchodząc do niego spojrzałem jeszcze w stronę drzwi pomieszczenia, gdzie tymczasowo śpi Vicky. Lubię, gdy jest u nas.
I znowu te głupie myśli. Za cholerę nie wiem, co się ze mną ostanio dzieje, ale brzuch mi się sciska gdy tylko ją zobaczę. Czy ją kocham? Nie wiem, kurwa. Naprawdę nie wiem.
Chwyciłem czyste ubrania i zdjąłem z siebie dresowe spodenki, bokserki i t-shirt z wczoraj. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby, ubrałem się i ogarnąłem swoje włosy. Wróciłem do pokoju i spojrzałem na telefon, nadal żadnej wiadomości. Ta dziewczyna działa mi na nerwy.
Nie wytrzymałem, wybrałem jej numer i zacząłem dzwonić.
Nie odebrała.
Może i nie odpisuje na sms, ale zawsze odbiera. Wiem to.
Chwyciłem plecak i ubrałem buty, które leżały u mnie w pokoju. Chwyciłem klucze z szafki i wyszedłem z domu. Czas się udać do mojej ukochanej szkoły. Jako, że jestem w klasie maturalnej - fakt, nie powinienem opuszczać tyle lekcji, ale zazwyczaj jakoś nie po drodze mi do szkoły. Wyjechałem na ulicę, a po chwili telefon na siedzeniu obok zaczął dzwonić. Spojrzałem na ekran i chwyciłem go do ręki.
Jake. A czego ten chce?
- Liam? - usłyszałem przerażony głos w słuchawce. - Liam, gdzie jesteś?
- Jadę do szkoły, czego chcesz? - zapytałem od niechcenia.
- Błagam Cię, szybko. Weźmiesz mnie po drodze i jedziemy do szpitala - pod koniec załamał mu się głos.
- Do szpitala? Co odjebaleś? - zaśmiałem się cicho.
- Victoria. Victoria miała wypadek - usłyszałem, uśmiech zszedł mi z twarzy i usłyszałem odgłos klaksonu, gdy prawie się z kimś zderzyłem.
- Co kurwa? Co się stało? - krzyknąłem.
- Nie wiem, chyba jest źle, Liam. Pośpiesz się - zaciągnął nosem.
Rozłączyłem się rzucając telefon z powrotem na siedzenie obok. Dodałem gazu i po chwili byłem pod szkołą, zatrzymałem telefon patrząc na Jake'a, który był na skraju załamania i biegł w moją stronę. Wsiadł do auta, a ja momentalnie ruszyłem dalej.
- Co się stało? - zapytałem. - Mów kurwa.
- Ja pierdole, nie wiem. Jej mama do mnie zadzwoniła, że dostała telefon, że Vic miała wypadek samochodowy. Kazała mi sprawdzić co się stało. Naprawdę nie wiem.
- Wypadek samochody? Czemu nie było jej w szkole? - zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy. Jeśli to moja wina..
- Nie wiem, przyszła na drugą lekcję. Była jakaś dziwna, to znaczy dziwnie się zachowywała. A potem na koniec lekcji wyszła z klasy i napisała mi, że musi coś załatwić. Nie wiem, Liam. Nie wiem. Boję się, trzęsą mi się ręce, co jak coś poważnego się stało?
- Uspokój się, będzie dobrze - musi być, dodałem w myślach. Vicky żyje i ma się dobrze, jestem tego pewien.
Dojechaliśmy pod szpital jak najszybciej się działo i razem z Jake'iem wbiegliśmy do recepcji.
- Przepraszam, szukamy dziewczyny, niedawno została przywieziona tutaj - zaczął Jake. Spojrzałem na babę w podeszłym wieku, która zamiast skupić się na nas popijała kawę.
- Imię, nazwisko? - podniosła ociężale wzrok. Szybciej kurwa.
- Victoria, Mendez Victoria - powiedziałem szybko.
Kobieta przeniosła wzrok na papierki leżące na jej biurku.
- Jesteście rodziną? - zapytała, a Jake przeniósł na mnie przerażone spojrzenie.
- Tak, jesteśmy kuzynostwem - odpowiedziałem od razu, a Jake odetchnął lekko.
- Sala numer dwadzieścia trzy, schodami do góry, na lewo - pokazała palcem na znajdujące się niedaleko stopnie.
- Dziękujemy - odezwał się Jake i czym prędzej udaliśmy się do góry.
Patrzałem na numerki. Dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa..
Dwadzieścia trzy.
- To tu - powiedziałem i popchnąłem drzwi.
Rozejrzałem się po sali, znajdowały się tu dwa łóżka, pierwsze stało puste, a na drugim zaraz pod oknem leżała ona. Moja Victoria.
Podszedłem do niej wraz z Jake'iem i widziałem, że lada moment, a ten zacznie płakać. Spojrzałem na jej twarz, na jej brwi znajdowały się szwy, więc przypuszczam, że była rozcięta. Przyjrzałem się bardziej jej twarzy, na której znajdowało się kilka siniaków. Miała zamknięte oczy i była podpięta do aparatury, więc nie miałem pojęcia co z nią było.
- Victoria kochanie.. - powiedział i podszedł bliżej lecz w tym samym czasie zadzwonił jego telefon. - To mama, pewnie dowiedziała się o wszystkim, wyjdę na chwilę, a ty tu zostań i jej pilnuj - spojrzał na mnie, dwa razy nie trzeba powtarzać.
Gdy wyszedł od razu wziąłem sobie krzesełko i usiadłem na nim obok jej łóżka.
- Victoria, przepraszam Cię za to. Przepraszam, że sprawiłem ci przykrość. Nie jestem z Molly i nigdy nie będę. Przysięgam. Przepraszam, że musiałaś to widzieć, to był błąd. I bardzo tego żałuję, okej? Wiem, że tego nie słyszysz, ale może tak będzie łatwiej - cały czas patrzałem na jej śliczną twarz. - Chyba coś do Ciebie czuję. Za cholerę nie wiem co to, nigdy tak nie miałem. I mimo, że wkurwiasz mnie niesamowicie i doprowadzasz mnie do szału, to przy tobie czuję, że żyję. Nie wiem jak to określić, ale chyba jeszcze przed nikim się tak nie otworzyłem jak przed tobą. Nie wiem co to oznacza, ale chcę być przy tobie o każdej porze dnia i nocy. I to co teraz powiedziałem, zabrzmiało jak jakieś ścierwo wyciągnete prosto z komedii romantycznej, ale tak jest. Więc proszę Cię, zepnij ten twój śliczny tyłeczek i walcz, dobra? Nie mogę Cię stracić - jedna łza spłynęła po moim policzku, kiedy odgarnąłem mały kosmyk włosów z jej twarzy.
Nie wiecie, jak mi ulżyło, że w końcu powiedziałem to na głos.
I nie wiecie jakie zdziwienie ogarnęło mnie, gdy dostrzegłem mały uśmiech na jej ustach.
- Czekaj ty..
---
Piszcie co sądzicie!
Do następnego xx