- Przepraszam, ale marzyłem o tym, odkąd zobaczyłem twoje zdjęcie - wydyszał i z siłą przycisnął swoje miękkie wargi do moich ust.
I naprawdę nie wiem dlaczego to zrobił, naprawdę nie wiem o co mu chodziło i naprawdę nie wiem, dlaczego oddałam ten pocałunek.
Nie wiem.
Nie czekałam długo i poczułam jego język na swojej dolnej wardze, jednak nie to spowodowało, że rozchyliłam usta, a dłoń Liama, która niespodziewanie zacisnęła się na moim pośladku, powodując że jęknęłam prosto w jego usta. Jego język wparował do mojej jamy ustnej, przyjemnie pieszcząc podniebienie, a później wdając się w walkę z moim językiem. Pocałunek byl zachłanny i namiętny, co jeszcze bardziej pchalo mnie do przodu.
Za cholerę chciałam przestać, ale nie mogłam, nie potrafiłabym. Zamiast tego przeniosłam swoje dłonie na jego włosy, ciągnąc za końcówki, na co jęknął mi w usta.
Nie wiem ile to trwało, ale zaczęło mi brakować tlenu i chociaż bym nie chciała tego przerywać, to muszę.
Oderwaliśmy się od siebie, głośno dysząc. Czując, że jestem cała czerwona, podniosłam głowę spoglądając na mojego towarzysza, który wcale nie wyglądał lepiej. Miał rozczochrane włosy, zaczerwienione policzki i lekko spuchnięte usta.
Patrzeliśmy sobie w oczy, gdy on nagle, po prostu, sobie poszedł.
Odwrócił się ode mnie i wrócił do klasy.
I przyrzekam, że jeszcze nigdy w moim chujowym życiu nie poczułam się aż tak naiwną szmatą.
Przymknęłam na chwilę oczy, uspokajając się.
Wróciłam do toalety i spłukałam dłonie zimną wodą, żeby trochę ochłonąć.
Wróciłam do klasy, chwyciłam swoje rzeczy i zaczęłam iść w stronę drzwi.
Odwróciłam się jeszcze, ostatni raz spoglądając na jego twarz, a jego uwaga była skupiona jedynie na tym głupim telefonie. Nic, zero reakcji. Przełknęłam ślinę, kręcąc głową z rozczarowaniem i wyszłam z sali, trzaskając drzwiami.
Poszłam do wuefisty się zwolnić, mówiąc, że dostałam okres i boli mnie brzuch. I wtedy nawet nie musiałam udawać, że źle się czuję, bo czułam się okropnie. I fizycznie i psychicznie.
***
Wkurwiona, zmęczona i głodna wróciłam do domu. W domu, tak jak zazwyczaj, nie było nikogo oprócz Trampka. Poszłam do kuchni i zagrzałam sobie kurczaka, którego nawet nie dokończyłam, bo najzwyczajniej w świecie straciłam apetyt.
Ciężkim krokiem ruszyłam do mojego pokoju i rzuciłam się na moje cudowne łóżko.
Idealnie.
***
Po trzygodzinnym śnie, wstałam z mojego łóżka, bo zachciało mi się siusiu. Cholera jasna.
Weszłam do toalety, załatwiłam swoje potrzeby, a gdy myjąc ręce spojrzałam w lustro, naprawdę się przestraszyłam.
Rozczochrane włosy, rozmazany makijaż i poplamiona od sosu bluza nie są najlepszą mieszanką.
Wróciłam do pokoju i patrząc na syf, który tam panował, złapałam się za mój pusty łeb.
Szybko zaczęłam ogarniać ten bałagan, przy okazji układając sobie trochę w głowie.
Okej, ja i Liam się całowaliśmy. Powinnam mieć to w dupie, na prawdę bym chciała, ale no jestem tylko głupią, naiwną nastolatką, która gówno wie o życiu. Zdaję sobie z tego sprawę, że to nic dla niego nie znaczyło. Wiem to, ale no kurde.. Nie wiem co mam o tym myśleć.
Po prostu zapomnę o tym i będę go unikać.
Dobry pomysł, Victora. Zajebisty.
***
Więc tak o to minął kolejny tydzień, z mojego nudnego życia.
Raczej nic się nie wydarzyło w nim ciekawego, poza tym, że dostałam kolejną pałę z historii, trójkę z angielskiego, poszłam na frytki z Jake'm w poniedziałek, gdzie musiałam mu dokładnie wyjaśnić co wydarzyło się w kozie (wszystko oprócz tego nieszczęsnego pocałunku) i rzecz jasna, na unikaniu Liama.
Wychodziło mi to świetnie, tym bardziej dlatego, że on miał mnie po prostu w dupie, tylko to ja miałam jakąś paranoję.
Mój "plan" wychodził dobrze, do czasu.
***
Przekręciłam klucz i weszłam do domu, ziewając.
I nie zdajecie sobie sprawy, jakie zdziwienie mnie ogarnęło, widząc moich rodziców w korytarzu, stojących z walizkami.
Nawet nie zwrócili uwagę na to, że weszłam do domu, bo dalej stali obok siebie przeglądając jakieś dokumenty.
- Wytłumaczy mi ktoś, o co chodzi? - zapytałam, patrząc na nich ze zmarszczonym brwiami.
Automatycznie oboje podnieśli głowy, najwidoczniej zdając sobie sprawę z tego, że mają jeszcze córkę.
- Victoria, skarbie. Czekaliśmy na ciebie - uśmiechnęła się. O co tutaj chodzi?
- Co to ma znaczyć? - zapytałam, wskazując na walizki, powoli tracąc cierpliwość.
- Ach tak, przecież mówiliśmy ci z tatą w zeszłym tygodniu, że lecimy na wyjazd służbowy - przewróciła oczami.
Pisnęłam cicho ze szczęścia. Rozumiecie co to znaczy? Przez DWA TYGODNIE będę miała wolną chatę i będę mogła całymi dniami jeść słodycze i oglądać Netflixa.
Niestety, moje szczęście nie trwało zbyt długo.
- Masz dwie godziny żeby się spakować do ciotki Eve, zawieziemy cię tam po drodze do lotniska.
- Do kogo? - wolałam się upewnić. To chyba jakiś żart.
- Do ciotki Eve. Gorzej ci, czy co? - zapytał rozbawiony tata.
- Do ciotki Eve? Do mamy Jake'a i Liama? Jesteście pewni?
- Ewidentnie masz coś z głową, no raz, raz. Masz tylko dwie godzinki. Będziesz mieszkać u Jake'a, nie cieszysz się? - zmarszczyła brwi.
- Cieszę się - zajebiście się kurwa cieszę. Aż chyba się z radości rzucę pod samochód.
Dobry plan.
---
Piszcie co sądzicie!
Do następnego xx